Co jest dziwnego, że ludzie nie chcą jeździć autobusem, który zużywa ich czas zatrzymując się tam, gdzie oni nie wysiadają? Jakoś dziwnym trafem kupa tarchodworzan jedzie prosto do metra. Nie ma co powtarzać przypadku Obozowej, gdzie dla garstki pasażerów co 200 m zatrzymuje się (w okresie pozawakacyjnym) 30 tramwajów na godzinę. Odprzystankowić i puścić 2xy. Idę o zakład, że $#%! z tego będzie. Pewnie okaże się, że „już zaraz” przy ratuszu będzie metro i Nowe Bemowo będzie jeździć do metra, a zatem nie trzeba niczego poprawiać. Trochę odleciałem, gdzie jest temat?
101 nie tyle uzupełnia ofertę, a załatwia mniej popularne przystanki i dlatego z obecnej pętli rusza pustawe. Co, budować nową pętlę berdziej w krzakach?
Ogólniej: nie wiem, czemu niektórych tak boli, że system nie jest idealnie wykorzystany. To jest normalne, jeśli nie ma być zbyt skomplikowany i mają być pewne rezerwy. Wygoda też kosztuje. Ile jechałby pociąg jeśli po drodze z Siedlec do Warszawy doczepiałby wagony odpowiednio do wzrostu liczby pasażerów w Mrozach, Mińsku, Halinowie/Miłosnej i Wesołej/Rembertowie? Kto by nim jeździł?
Jest jeszcze sprawa atrakcyjności. Nie oszukujmy się, czasy ikarów, od których wymagało się tylko tego, żeby jeździły (pamiętam z lat 80 jak nie włączano grzejników, bo śmierdziały...) odeszły w siną dal. Płacimy za klimę, za zwiększenie liczby miejsc siedzących, za elektroniczne gadżety, za, za, za... Znaczy: nie oszczędzamy za wszelka cenę. W tej sytuacji nie można zniechęcać do komunikacji w imię jakichś
idee fixe typu: unikanie pustości na końcówkach, zapewnienie równej obsługi, wycięcie
wszystkich słabych linii, bo to prowadzi do fanatyzmu komunikacyjnego.