Ja bym się lekko przyczepił o to, skąd dokładnie z Bródna się jedzie;
Przyjąłem dokładnie M Bródno, bo inaczej ciężko porównywać tramwaj z metrem, którego nie ma [tam].
Przy okazji, to jak określa się czas oczekiwania? Kiedyś trafiłem na tłumaczenie (bardzo mocno uproszczone), że jest to połowa częstotliwości danej linii na którą się czeka lub w przypadku kilku linii to trzeba 60 podzielić przez ilość wszystkich kursów na danym przystanku, a uzyskany z tego iloraz podzielić jeszcze przez 2. Domyślam się, że są na to jakieś skomplikowane wzory matematyczne, ale taką informację uzyskałem wiele lat temu, taką na poziom laika jak ja. Czy jest w tym jakieś źdźbło prawdy, czy błądzę w ciemnościach?
Żeby dokładnie określić czas oczekiwania należałoby przyjąć jakiś matematyczny model. Można przyjąć np., że pojazdy pojawiają się na przystanku co dokładnie tyle samo czasu, i że twoje przyjście na przystanek jest niezależne od rozkładu linii.
Jeśli np. kurs jest co T = 5 min, to masz takie same szanse czekać x min czasu i 5-x min czasu. Średnia z tego to (x + (5-x) )/2 = 5/2 = 2,5, połowa z czasu następstwa. Teraz trzeba wziąć pod uwagę wszystkie x (od 0 do 2,5 czy 5), ale wynik stale wynosi 5/2, więc i taki musi być końcowy wynik.
Pierwsze założenie o stałości czasu następstwa jest bardzo silne, tzn. mało praktyczne. Ale można je znacznie osłabić, zgeneralizować: wystarczy, aby kolejny autobus nie pamiętał, ile było od poprzedniego, tylko pojawiał się ze stałym prawdopodobieństwem 1/T. Albo: jeśli mamy stałe danego dnia opóźnienie na trasie kolejnych autobusów, to one wszystkie równo będą opóźnione o tyle samo i cały takt się przesunie. Wartość tego przesunięcia może być losowa z dnia na dzień i znakomicie rozsmaruje czas oczekiwania na pojazd.
Drugie założenie to założenie. Np. jeśli nie sprawdzasz rozkładu. Można je naruszyć, jak proponuje Pingwin, i wyjść na konkretny kurs. Czas spędzony w domu może być nawet wykorzystany pół-produktywnie (np. czytasz gazetę). Natomiast śmieszniej jest z powrotem, bo wtedy na ogół masz mniejszą kontrolę nad momentem przyjścia na przystanek.
Natomiast dla wielu linii to z liczeniem średniego czasu następstwa to tylko przybliżenie. Tzn. działa to dokładnie, jeśli linie jeżdżą dokładnie na przemian [jeśli mamy np. z Wilanowa do Centrum mamy 519 i 519x co 30 min każde na przemian, to można zapomnieć o tym wariancie i potraktować to jako jedną linię co 15 min; numerki nieistotne]. Ale wyobraźmy sobie, że linie mają skorelowany czas następstwa, np. z Dickensa do DwC mamy 7 co 8 min i 9 co 4 min. Przykładowo dodajmy, że 7 jeździ w połowie pomiędzy 9. Mamy wtedy:
Kod: Zaznacz cały
Moment w cyklu: 0 1 2 3 4 5 6 7 8
Tramwaj: 9 9 7 9
Średni czas czekania na tramwaj: 0,5 1,5 2,5 3,5 0,5 1,5 0,5 1,5
Średnia tutaj to (0,5 + 1,5 + 2,5 + 3,5 + 0,5 + 1,5 + 0,5 + 1,5)/8 = 1,5 min. Natomiast licząc z liczby kursów mamy (8 min / 3 kursy) /2 = 1,33 min. Równoważnie możemy zliczać kursy w godzinie (zamiast w cyklu): 15 dziewiątek, 7,5 siódemek, 22,5 kursu. 60min / 22,5 /2 = 1,33 min.
W tym przykładzie z 9 i 7 różnica to sekundy i w praktyce niezbyt istotna (a dochodzi kwantowanie na czas cyklu świateł na skrzyżowaniu); trochę zaczyna to być zauważalne przy linii co 15 i 30 min. Natomiast w praktyce ważne jest to, że ta 9, co przednią dłużej nic nie jedzie, zgarnia więcej pasażerów i czas ich wymiany na przystankach jest dłuższy, więc tramwaj jest wolniejszy, i czas od poprzedniego jeszcze się wydłuża. I na odwrót, 7 i druga 9 zgarniają mniej pasażerów i jadą szybciej, więc ich czasy następstwa spadają. Więc cała sytuacja jest niestabilna i mamy tendencję do stad. A ponadto więcej pasażerów jedzie w tłoku (nawet jeśli rozkład byłby trzymany idealnie) - przynajmniej dwa razy.
Natomiast jeśli cykl jednej linii jest niezbyt wymierny z drugą [np. jedna co 11 min, a druga co 17 min], to wszystko się uśrednia.