MisiekK pisze:Spokojnie - to juz nie jest katolicki kraj.
Oczywiście nie miałem na myśli państwa wyznaniowego, tylko to, ze ludzie nawet niedeklarujący się jako chrześcijanie wyznają wiele chrześcijańskich wartości, ponieważ one są bardzo mocno zakorzenione w naszej świadomości społecznej, kulturze, itp. Jeszcze.
MisiekK pisze:To jest juz bardziej adekwatne do otaczajacego nas swiata.
Widziesz, ja nie jestem tutaj do końca przekonany, że w otaczającym świecie każdy zetknął się z chrześcijaństwem. Myślę, ze o takim zetknięciu można mówić dopiero, jak się pozna kogoś, kto traktuje chrześcijaństwo "na serio", przeczytanie o religii w internecie czy zobaczenie programu w TV wiele nie daje. Na pewno nie daje wiary.
MisiekK pisze:Ten problem wystepuje tez tutaj i ten kryzys dotyczy i Polski, co bardzo wyraznie widac juz od kilku lat.
To prawda. Niemniej jednak może uda się ten kryzys przetrzymać. W Polsce pojawiają się te same procesy, co na Zachodzie, tylko z mniejsza intensywnością i trochę inaczej wyglądają. Staram się być optymistą.
MisiekK pisze:Zartujesz??? Cerkiew autokefaliczna rosyjska miala sie bardzo dobrze.
Kościół nie miał i nie ma się tam dobrze - nie czynię tu rozróżnienia na katolicki i prawosławny. To może być dla nas niewyobrażalne, ale są rejony, gdzie po prostu nie ma w ogóle księży. Ludzie nie moga pójśc na mszę, bo nie ma komu odprawić. Nie ma powołań, bo kościół jest w kryzysie. Koło się zamyka. W tych rejonach trzeba ewengelizować od zera.
MisiekK pisze:Aczkolwiek nie jest to powod do prob prozelityzmu w tych panstwach.
Prozelityzm jest chyba bardziej kompleksem Kościoła Prawosławnego niż faktycznym zjawiskiem. Prawosławni nie mają misjonarzy, których mogliby posłać do najbardziej zsekularyzowanych rejonów, z kolei katoliccy misjonarze nie mogą pomóc, by nie być oskarżanymi o ten nieszczęsny prozelityzm. W rzeczywistości nie chodzi o to, by kogokolwiek namawiać do konwersji, tylko żeby dać ludziom w ogóle szansę usłyszenia o Bogu. Sytuacja jest patowa. Póki papieżem był JPII cerkiew nie chciała żadnego ocieplenia stosunków z Rzymem, może papiestwo Benedykta XVI coś zmieni.
MisiekK pisze:Niestety nie masz racji, to jest prywatna sprawa. Natomiast dawanie swiadectwa nie stoi tu w zadnym konflikcie z tym podejsciem.
Chrześcijaństwo nie jest formą prywatnego kultu, ono jest z założenia wspólnotowe. Choćby i z tego powodu nie można mówić o prywatności wiary. Postępowanie pojedynczego człowieka ma silny wpływ na innych - świadectwo może kogoś pobudzić do wiary, zgorszenie znowu, zdecydowanie do kościoła zniechęcić. Nawet na całe życie. Ktoś, kto jest poza kościołem faktycznie może uważać, że wiara jest sprawą prywatną, ale chrzescijanin nie może. Inaczej jego chrześcijaństwo jest chore.
MisiekK pisze:Robia to swiadkowie Jehowy - maja w Polsce duze sukcesy w przejmowaniu katolikow. Jak myslisz czemu?
Myślę, że wychodzą do ludzi i z nimi rozmawiają. Kościół katolicki jest skuteczny w docieraniu do ludzi, którzy na łonie tego kościoła już są. Udzielanie sakramentów, rekolekcje, nabożeństwa - to nie pomoże człowiekowi, który jest daleko od kościoła lub wręcz zupełnie w Boga nie wierzy. Dla takiego spowiedź jest nonsensem, podobnie zresztą jak komunia św. - jak zjedzenie kawałka opłatka, który przypomina papierek, ma mu w czymkolwiek pomóc. Tacy ludzie, żeby przyjśc do kościoła, potrzebują innej "zachęty". Przede wszystkim świadectwa. To sprawa pierwsza. Druga natomiast to anonimowość ludzi w kościele. Parafia jest wielka, ludzie sie nie znają, wiele osób nie odczuwa tam żadnej wspólnoty. Świadkowie Jehowy się znają, w jakiś sposób pomagają sobie (trochę o tym wiem, bo mam Świadków w rodzinie) i to ludzi zachęca, ża aż nawet porzucaja KK. Szczęśliwie, podobno z roku na rok takich ludzi jest coraz mniej. Ten problem też chyba dotyka kwestii prywatności wiary - w dzisiejszym świecie trudno jest żyć zgodnie z nauką kościoła, gdy obraca się w otoczeniu ludzi, którzy te wartości uważają za rzeczy śmieszne. Tak, że prawie niemożliwe jest zachowanie wiary w pojedynkę, powinna być jakaś forma wspólnoty, która udziela wsparcia, pomaga (to chyba gdzieś powiedział Benedykt XVI). Najlepszą taką wspólnotą jest rodzina. W KK jest też wiele różnorakich ruchów, grup, do których można się przyłączyć - to też pomaga.
[ Dodano: 2007-03-11, 18:06 ]
iosellin pisze:Smiem twierdzic, ze chrzescijanstwo nie ma monopolu na cenienie rodziny Ludzie na calym swiecie, niezaleznie od religii/jej braku, rodziny zakladaja i zakladac beda.
To jest, oczywiście, prawda. Żydzi i muzułmanie mogą być określeni w pełni mianem "prorodzinnych". Europa Zachodnia z "prorodzinnością" muzułmanów będzie miała zresztą wielki problem, skoro odrzuciła wartości rodzinne, jakie proponowało chrześcijaństwo. Europejczyków ubywa, muzułmanów, potomków ludności napływowej, przybywa, co z tego wyniknie?
iosellin pisze:W jaki sposob jestes w stanie dac swiadectwo na istnienie Boga? Pomijajac frazesowe i bezsensowne "dowody" typu: "Bog jest bo dzieki niemu istniejesz na tym swiecie", "wiatru tez nie widac ale odczuwamy jego powiewy..." itp.?
Na forum, niestety, praktycznie w żaden. Myślę, że jak ktoś poznał działania Boga w swoim życiu, to może opowiedzieć te swoje doświadczenia. Niezmiernie trudno to opisać na forum.
To nie lekarstwo, to narkotyk Na tym polega wlasnie religia - u wiekszosci ludzi psychika domaga sie wyjasnienia "skad sie wzialem", "jaki sens ma moje zycie" itp., wiec powstaly religie, ktore tlumacza, ze to sila wyzsza stworzyla, dba o nas i zapewni nam zycie po zyciu. Mozesz w to wierzyc i zyc nadzieja, ze tak wlasnie jest, tak jak mozesz sobie dac w zyle i zobaczyc piekniejszy, bardziej kolorowy swiat:) Ale uszanuj to, ze istnieja ludzie wolni od tych wszystkich przesadow. Nigdy tego nie zrozumiesz i tym lepiej dla Ciebie, bo branie zycia "na klate", swiadomosc, ze caly czas ponosisz konsekwencje *swojego wlasnego* postepowania a nie "Bog tak chcial/Bog mi wybaczy" jest ciezsza, niz tlumaczenie sobie zycia silami wyzszymi, ale za to daje wolnosc umyslu, nie zamacona wpajanymi od kolyski nakazami:)
Są ludzie, którzy przezywają swoję wiarę, jak narkotyk. Budują religijność i w ten sposób podnosza subiektywne poczucie własnej sprawiedliwości i wartości. Chrześcijaństwo przeżywane na serio nie ma nic wspólnego z narkotykiem, a wręcz odwrotnie - zmusza człowieka do zejścia na ziemię, do swojego zycia, czasem bardzo powikłanego i trudnego. Nie pokazuje Boga jako kogoś mieszkającego w chmurach, lecz przemawiającego do człowieka przez wydarzenia, jakie się w życiu przydarzają. Żeby móc działanie Boga zobaczyć w tychże wydarzeniach, trzeba to życie brać na poważnie, bez żadnych "narkotyków".
Branie życia "na klate", jak piszesz, grzesznika załamie. Nie oszukujmy się, każdy uczciwy w swoim mniemaniu człowiek prędzej czy później będzie miał sytuacje, że postąpi niezgodnie ze swoimi zasadami. I co wtedy? Rezygnacja czy ucieczka w samousprawiedliwianie się i rekompensowanie utraty poczucia własnej wartości? Chrześcijaństwo pozwala widzieć siebie takim, jakim się jest, z pokorą. Nie trzeba się samemu usprawiedliwiać, bo to Bóg człowieka usprawiedliwia i przebacza mu. Bynajmniej nie chodzi o pobłażanie swoim słabościom. Myślę, że o wiele łatwiej jest zmieniac swoje postępowanie, jak ma się pewność, ze jest się akceptowanym.
Hieronim pisze:Jarku! Nie zgadzasz się z tym, że jestem tolerancyjny w stosunku do innych religii? Że jestem w stanie współpracować tak samo dobrze z katolikiem jak i ze świadkiem jehowy? Że wśród moich przyjaciół są ludzie wierzący i niewierzący? Nie zgadzasz się z tolerancją wobec innych postaw i przekonań?
Może źle się zrozumieliśmy. Ja inaczej rozumiem tolerancję. Dla mnie tolerancja jest znoszeniem wokół siebie ludzi o odmiennych poglądach, ale nie jest postawieniem znaku równości pomiędzy tymi poglądami, tak jak i pomiędzy różnymi religiami. Nie zarzucam Ci niczego, bo przecież Cię prawie nie znam, żadnej z tych rzeczy, o których piszesz. Staram się sam przyjaźnić i współpracowac z ludźmi o odmiennym światopoglądzie. W wielu przypadkach wychodzi nie najgorzej.