Odkryj ''Tajemnicę Brokeback Mountain''.

Moderator: Szeregowy_Równoległy

Czy warto obejrzeć ten film?

Tak, pójdę z przyjacielem.
6
26%
Tak, pójdę z koleżanką.
2
9%
Powinniśmy obejrzeć go razem.
6
26%
Nie interesują mnie filmy o cowboyach.
9
39%
 
Liczba głosów: 23

Chuck Norris

Post autor: Chuck Norris » 25 lut 2006, 11:41

Gazeta.pl pisze: Od piątku w kinach "Tajemnica Brokeback Mountain". Sława tego filmu jest w pełni zasłużona. Ang Lee opowiada historię gejowskiego związku jako tragiczny mit o miłości trafiający absolutnie do każdego. Tak jak dzieje Tristana i Izoldy

Po projekcji ludzie wychodzą w milczeniu. Jakaś para - chłopak i dziewczyna - trzyma się za ręce, jak po obejrzeniu love story. Nikt nie mówi o tym, cośmy przed chwilą zobaczyli, nie chce tego nazwać. Tak samo jak dwaj kowboje Jack Twist i Ennis Del Mar - bohaterowie opowiadania Annie Proulx i filmu Anga Lee - nie nazywają tego, co między nimi zaszło, bo sama nazwa łączyłaby się z napiętnowaniem, odróżnieniem. A chodzi przecież o to, żeby się nie odróżniać.

"Nigdy nie mówili o seksie (...). Ani jednego cholernego słowa. Raz tylko Ennis powiedział: nie jestem ciotą. Jack szybko dodał: ani ja. To jednorazowa sprawa. Nikomu nic do tego! Tylko oni dwaj byli na tej górze i pławiąc się w euforyzującym, ostrym powietrzu, myśleli, że są niewidzialni. Nie wiedzieli, że Joe Aguirre ich obserwuje..." - napisała Annie Proulx.

A my kim jesteśmy na tym seansie? Czy tylko obserwatorami szczególnego przypadku ludzkiego zboczenia? Na tych dwóch dziwnych kowbojów wcale nie wyglądających na "takich" (bo czyż mógłby być "taki" Heath Ledger czy Jack Gyllenhaal?), kryjących przed światem swoją tajemnicę, patrzymy inaczej niż tropiący ich przez lornetkę właściciel rancza.

Schwytani w pułapkę

Ang Lee, wykształcony na klasycznej europejskiej powieści psychologicznej ("Rozważna i romantyczna"), ale także obdarzony chińskim zmysłem śledzenia w reakcjach ludzkich tego, co zakamuflowane, chwyta nas w pułapkę. Zarzuca siatkę spojrzeń, którym nie umknie najmniejszy szczegół zachowania bohaterów.

Nie wiedzieć kiedy ich przypadkowe spotkanie staje się losem i ujawnia cechy przeznaczenia, od którego nie sposób się uwolnić. Czy nie o tym mówią powtarzane od początku świata historie miłosne bogów i ludzi, dzieje miłości niemieszczącej się w świecie, doprowadzającej do samozniszczenia?

Gdybyśmy oglądali ten film w sposób dziewiczy, nie wiedząc, że chodzi w nim o jakichś "gejowskich kowbojów", w ciągu pierwszych 15 minut nie zauważylibyśmy w ich relacji nic ponad zwykłą męską przyjaźń należącą do tradycji westernu. Jeden gest Jacka - bo to on jest tutaj biseksualnym kusicielem - zmienia relację z Ennisem. Potem już nie ma odwrotu.

Coś się zmieniło między nimi, ale czy zmienili się oni sami? I co doprowadziło do tego gestu? Gdzie przebiega granica normalności i nienormalności, tego, co naturalne i nienaturalne? Kiedy komitywa przekształca się w przyjaźń, a przyjaźń w fizyczną bliskość? Granica jest wyraźna, ale po jej przekroczeniu bohaterowie pozostają sobą.

Pierwszy przekracza granicę Jack, ale już wcześniej z drugiej strony nastąpiło psychiczne obnażenie: opowieść zamkniętego w sobie, nieokrzesanego Ennisa, który po raz pierwszy w życiu zwierzył się komuś ze swojego sieroctwa, samotności, odrzucenia przez rodzinę, brata. Czy nie jest tak, że dopiero dzięki tej przygodzie jej główny bohater Ennis dowie się - co prawda w sposób tragiczny - czym jest miłość? Wiele straci - własną rodzinę - ale być może odzyska siebie. W ostatniej, chwytającej za gardło scenie, zapraszany przez córkę na wesele, wymamrocze swoją kowbojską gwarą: a czy on cię kocha?

Geje z rodea

Ang Lee tak prowadzi narrację filmu, że od pierwszej sceny, kiedy Ennis spod kowbojskiego kapelusza obojętnie patrzy na nieznajomego przybysza, a Jack przygląda się Ennisowi w lusterku swojej furgonetki, chcąc nie chcąc stajemy się wspólnikami, powiernikami bohaterów.

Rewelacyjność i odwaga filmu nie polega na obyczajowej śmiałości, na łamaniu tabu, na zaspokajaniu perwersyjnej ciekawości widza, na epatowaniu erotyczną egzotyką. Ten film nie jest też aktem litości ani programowej tolerancji wobec "innych".

Jesteśmy zarazem na zewnątrz i w środku tej historii, świadomi nieuniknionego uwikłania, podobnie jak są go świadomi bohaterowie, którzy po latach związku ukrywanego przed światem i własnymi rodzinami powiedzą sobie: na Brokeback Mountain wpadliśmy po uszy! Nic nie można zmienić. Ani siebie, ani świata, przed którym trzeba się kryć, bo nie uznaje i prześladuje odmieńców, którzy są nawet wśród czempionów rodea.

Tytułowa tajemnica Brokeback Mountain, do której zostajemy dopuszczeni, polega właśnie na tym, że ci dwaj przed sobą nie uznają się za odmieńców. Nie pozwalają sobie zakłamać wewnętrznej prawdy, zdradzić miłości, którą symbolizuje dla nich góra Brokeback (jej nazwa ostrzega: "złamiesz kręgosłup"). Obaj dochodzą do podobnie prostej mądrości ja ta, którą w dzienniku zapisał Miron Białoszewski, opowiadając dzieje swoich miłości homo, które też miały aspekt tragiczny i niezwykle dramatyczny przebieg ("miłość ma wymagania, pożera siły"). Nie ma jednak wyjścia: "trzeba przyjąć siebie takiego, jakim się jest". Swoją historię poeta przekazał "świadkowi życia - czytelnikowi pośmiertnemu". "Dlaczego ten świadek ma istnieć, nie bardzo wiem" - pisze.

Tristan i Izolda

Ale kiedy oglądam "Tajemnicę Brokeback Mountain", nie mam wątpliwości, po co ma być ten świadek. Ma on potwierdzić doświadczenie powszechne: że miłość jest jedna i że nie mieści się w świecie. Dlaczego historie miłości zakazanej mówią najwięcej o istocie samej miłości? Bo co to znaczy: miłość spełniona? Czy akt seksualny ją spełnia? Dążenie pozostaje zawsze niewyczerpane - dlatego mityczni kochankowie muszą być tragiczni.

Oczywiście, można spojrzeć na historię Ennisa i Jacka dziejącą się w latach 60. i 70. z punktu widzenia dokonującego się postępu w dziedzinie wolności jednostki. Może w naszych czasach dwaj kowboje z Wyoming czy Teksasu mogliby bezpiecznie zamieszkać razem, dostać wsparcie od ruchu gejowskiego, a nawet wziąć ślub! Patrząc jednak w ten sposób, można by historię Izoldy poślubionej królowi Markowi, lecz związanej z Tristanem na skutek przypadkowego wypicia napoju miłosnego odczytać jako apel w sprawie rozwodów.

Kiczem jest wiara w istnienie wspaniałego, bezkonfliktowego świata, gejowskiego raju. Film Anga Lee podsuwa inną wiarę. Wyraża się ona w niemym spojrzeniu żony Jacka, jego rodziców, a nawet skrzywdzonej, niekochanej żony Ennisa oraz córki, jednej z dwóch najbliższych mu osób. To spojrzenie mówi w zakamuflowany sposób: ja go rozumiem. W świecie, w który z tak niezwykłą subtelnością wnika Ang Lee, amerykański reżyser z Tajwanu, kamuflaż obejmuje nie tylko zakazaną miłość. Inni ludzie, choć nie dają tego po sobie poznać, na swój sposób rozumieją tę miłość. Brokeback Mountain pozostaje nie tylko prywatnym, tragicznym mitem tych dwóch. Nie wiedzieć kiedy staje się mitem ich otoczenia, nawet ich wrogów. Także naszym.

Akt wiary w kino

"Tajemnica Brokeback Mountain" to także jeden z piękniejszych aktów wiary w kino jako instrument tajnego porozumienia. Mówi się czasem, że kino ze swojej natury jest wielkim podglądaczem. To analogia fałszywa. Podglądanie przez dziurkę od klucza albo przez obiektyw lornetki zakłada dystans, obcość i władzę. Kino w swoich najszlachetniejszych przejawach jest samym kontaktem, zniesieniem dystansu, przezwyciężeniem obcości i lęku. W kinie - inaczej niż w życiu - patrzymy w sposób rozumiejący, rozgrzeszający, bez poczucia osobistego zagrożenia, z myśl ewangelicznej definicji miłości.

Wolność kina polega na tym, że utożsamiamy się ze ściganym, wchodzimy w skórę obcego, przekraczamy bezkarnie granice płci.

Widz kinowy może być wszystkim, jak podmiot słynnego amerykańskiego poematu Walta Whitmana "Śpiący": "jestem aktorem, aktorką, głosującym, politykiem, emigrantem i wygnańcem, zbrodniarzem, który siedział na ławie oskarżonych", kimś, kto jednakowo patrzy na "małżonków w łożu, on z ręką na biodrze żony, ona z dłonią na biodrze męża", na "siostry śpiące razem, pełne czułości", na "mężczyzn pełnych czułości, śpiących jeden obok drugiego" i na "matkę, która śpi razem z dzieckiem". W akcie poetyckiego widzenia rzeczywistość przekształca się w mit, w którym wszyscy zostają zrównani.
Dalej Gazeta.pl pisze:Czegoś takiego dawno w Ameryce nie było. Trzy tygodnie po premierze najnowszego filmu Anga Lee o "Brokeback Mountain" dyskutują wszyscy, od gejowskich działaczy przez studentów, intelektualistów, gospodynie domowe aż po gospodarzy konserwatywnych programów radiowych. Nagrodzone Złotym Lwem w Wenecji "Wzgórze nadziei" zgarnęło najwięcej nominacji do prestiżowych nagród filmowych spośród wszystkich tegorocznych premier, i wygląda na to, że zdominuje marcową ceremonię wręczenia Oskarów.

Odpowiedź liberałów na kampanię Busha

Rozgrywający się na początku lat 60. melodramat opowiada dzieje miłości między dwójką młodych kowbojów, którzy spotykali się na halach tytułowej "Brokeback Mountain" w stanie Wyoming. Przez 20 lat mężczyźni kontynuują romans w tajemnicy przed żonami i otoczeniem, aż podjęta przez jednego z nich próba złamania społecznego tabu kończy się tragedią.

Większość krytyków podkreśla, że „Wzgórze nadziei" to wybitny artystycznie film odświeżający formułę klasycznego hollywoodzkiego melodramatu. „Film ten nie walczy o żadną »sprawę « - jedyna »sprawa «, o jaką w nim chodzi, to odwieczny mit czystej a zarazem niemożliwej do spełnienia miłości"- zachwyca się Anthony Lane, sarkastyczny zwykle recenzent prestiżowego „New Yorker Magazine". Natomiast Frank Rich z „New York Times" uznał film za odpowiedź liberalnej Ameryki na rozgrywanie karty zakazu gejowskich małżeństw podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej prezydenta Busha.

Internet zamiast pikiet

"Ten film to typowa homoseksualna propaganda, którą liberałowie z "New York Times" i "Los Angeles Times" wykorzystują do przeforsowania legalizacji gejowskich małżeństw"- grzmi Scott O'Reilly, jeden z najpopularniejszych konserwatywnych komentatorów w swoim programie w telewizji "Fox". W przeciwieństwie jednak do protestów z przeszłości (przeciwko "Ostatniemu kuszeniu Chrystusa" z 1988 roku czy "Kinsey'owi" z zeszłego roku) religijna prawica nie wezwała swoich sympatyków do pikietowania kin. - Uznaliśmy, że takie protesty stworzą wokół filmu atmosferę zakazanego owocu, a o to przecież chodzi koterii gejowskich producentów, aktorów i reżyserów stojącej za tą indoktrynacją" - tłumaczy "Gazecie" zmianę strategii Janec Crouse, ekspert Koalicji Kobiet Zatroskanych Losem Ameryki, jednej z najważniejszych organizacji lobbystycznych chrześcijańskich fundamentalistów w USA.

Większość konserwatywnych recenzentów oddziela wartość artystyczną filmu od ideologii. „ »Wzgórze nadziei « to film niezwykle utalentowanego reżysera - czytamy w recenzji Stevena Isaaca na stronie www.pluggedinonline.com prowadzonej przez organizację „Najważniejsza jest rodzina" - moje obiekcje wzbudza jednak ukazanie przejść bohaterów jako rezultatu społecznej opresji, a nie szkodliwości ulegania homoseksualnym pragnieniom".

Zdaniem filmoznawcy Roberta Johnstona z Seminarium Teologicznego Fullera w kalifornijskiej Pasadenie takie wyważanie recenzji jest czymś nowym. "Nowe pokolenie religijnych recenzentów nauczyło się nie wylewać artystycznego dziecka z ideologiczną kąpielą" - mówi "Gazecie" Johnston. Także na stronie Konferencji Katolickich Biskupów Stanów Zjednoczonych można przeczytać pozytywną recenzję, choć ocena filmu obniżona została wskutek protestów wiernych z "L" oznaczającego "odpowiedni dla wyrobionej widowni" do "O", czyli "szkodliwy moralnie".

Gejowski melodramat dla kobiet

W swojej stuletniej historii Hollywood raczej umacniał uprzedzenia wobec mniejszości seksualnych, choć wielu najbardziej znanych reżyserów, aktorów i producentów było homoseksualistami. W epoce filmu niemego geje przedstawiani byli jako żałosne i komiczne "cioty". W latach 40. i 50. organizacje religijne wymogły wprowadzenie w Hollywood kodeksu obyczajowego, i odmienną orientację ekranowych postaci co najwyżej sugerowano. Rewolucja obyczajowa lat 60. oznaczała powrót gejów i lesbijek na ekrany, ale zwykle demonizowano ich jako lubieżników lub psychopatycznych morderców (sławetny "Cruising" Williama Friedkina z 1980 roku).

W połowie lat 80. epidemia AIDS uświadomiła Amerykanom, że mniejszości seksualne nie zejdą na powrót do podziemia, a ochrona ich praw to kolejna próba amerykańskiej demokracji - jak wcześniej walka o równouprawnienie kobiet i Murzynów. Ale to dopiero lata 90. okazały się przełomem pod względem wchodzenia gejowskich filmów i programów do głównego nurtu kultury popularnej.

Hollywood przekonał się, że filmy o gejowskiej tematyce ze znanymi aktorami (jak "Filadelfia" z Tomem Hanksem i Antonio Banderasem) mogą przyciągnąć heteroseksualną publiczność (przede wszystkim kobiety, które są główną grupą docelową dla "Wzgórza nadziei" ). W amerykańskiej telewizji (a szczególnie zorientowanych na bardziej wyrobionego widza kanałach kablowych) oglądający mają dziś do wyboru co najmniej dziewięć seriali i show o gejowskiej tematyce (np. "Will& Grace" na NBC czy "Queer Eye For the Straight Guy" - bijący rekordy oglądalności show, w którym ekipa pięciu gejów stylistów upiększa na oczach widzów zaniedbanych mężczyzn hetero).

„Hollywood nigdy nie wszczyna rewolucji, tylko odnotowuje zmiany, jakie już się dokonały w amerykańskim społeczeństwie"- napisał Frank Rich w „New York Times". „Większość Amerykanów popiera obecnie związki cywilne, a akceptacja gejowskich małżeństw to sprawa pięciu, góra dziesięciu lat". Działacze organizacji mniejszości seksualnych są bardziej sceptyczni. „Geje i lesbijki doświadczają na co dzień dyskryminacji w miejscu pracy, szkole i miejscu zamieszkania i dlatego legalizacja małżeństw wszystkiego nie załatwi - mówi Romine, rzecznik prasowy Ligi Gejów i Lesbijek przeciw Zniesławieniu (GLAAD) - wielu z nas wciąż wiedzie podwójne życie tak jak bohaterowie »Wzgórza nadziei «".
Kadry z filmu - portal Filmweb.pl pisze: ObrazekObrazek ObrazekObrazek Więcej ujęć w galerii Gazeta.pl:
http://serwisy.gazeta.pl/fotografie/5,7 ... 75655.html
Recenzent z portalu Gazeta.pl pisze: USA 2005 (Brokeback Mountain). Reż. Ang Lee. Aktorzy: Heath Ledger, Jake Gyllenhaal, Michelle Williams, Anne Hathaway

Akcja tego niezwykłego filmu (opartego na 30-stronicowym opowiadaniu E. Annie Proulx opublikowanym w 1997 r. w "New Yorkerze") rozpoczyna się w 1963 roku w Wyoming, gdzie dwóch 20-latków - jeden małomówny i skryty Ennis (Ledger), drugi bardziej otwarty Jack (Gyllenhaal) - wynajmuje się do pracy u ranczera przy pilnowaniu stada owiec na stromym zboczu Brokeback Mountain. Pewnej chłodnej nocy między dwoma lekko podpitymi mężczyznami dochodzi do nagłego, nieoczekiwanego zbliżenia (bardziej przypominającego walkę niż akt seksualny). Obaj są tym wydarzeniem przestraszeni i skonfundowani: "Nie jestem pedałem", zapewnia Ennis. "Ja też nie", odpowiada Jack.

Obaj też po zakończeniu sezonu rozstają się i idą własnymi drogami. Ennis żeni się ze swoją długoletnią sympatią Almą (Williams) i ma z nią dwie córki. Jack poznaje na rodeo wesołą kowbojkę Lureen (Hathaway) i wżenia się w jej bogatą rodzinę. Postępują tak, jakby chcieli uciec w rutynę normalnego życia przed wspomnieniem tamtej nocy, tamtego lata. Ale nie - nie da się uciec...

Znakomity film Anga Lee ("Rozważna i romantyczna", "Przyczajony tygrys, ukryty smok") nazywany bywa "opowieścią o kowbojach gejach" (co jest zresztą nieścisłe) i w pewnym sensie jest zamachem na mitologię westernu - tego najbardziej męskiego gatunku filmowego. No, ale to problem Amerykanów i sprawa w ogóle nie najważniejsza. Znacznie ciekawsze jest w nim to, że w odważny i zarazem delikatny sposób mówi o namiętnym związku między dwoma mężczyznami, który przez obydwu z nich (zwłaszcza Ennisa) postrzegany jest jako niedozwolony. Niedozwolony, gdyż kultura, w której się wychowali, zdefiniowała dokładnie, co mężczyźni powinni odczuwać i jak żyć: ich namiętność się w tym modelu nie mieści. A do tego stan Wyoming w latach 60. to nie San Francisco lat 90., otoczenie nie grzeszy liberalizmem, a Ennis wciąż prześladowany jest wspomnieniem z dzieciństwa, gdy był świadkiem zakatowania dwóch mężczyzn, których jedyne przewinienie polegało na tym, że żyli razem. Lęk Ennisa (fenomenalnie zagranego przez australijskiego aktora Ledgera) okazuje się silniejszy od uczucia i stąd jego związek z Jackiem skazany jest na połowiczność i ukradkowość.

"Tajemnica..." jest jednak nie tylko historią dwóch zagubionych facetów, którzy odmówili sobie prawa do szczęścia. I nie tylko opowieścią o zakazanym uczuciu - zjawisku we współczesnym świecie raczej zanikającym (chyba że żyje się np. w kręgu kultury muzułmańskiej). Jest opowieścią o niespełnieniu, o piekle życia wbrew przeznaczeniu. Tu nie trzeba być gejem: jeśli ktoś np. chciał zostać pianistą jazzowym, a został agentem ubezpieczeniowym, do emocjonalnego sedna filmu trafi bez najmniejszych trudności.

Rosa
Posty: 4598
Rejestracja: 20 gru 2005, 14:47
Lokalizacja: os Wilga

Post autor: Rosa » 25 lut 2006, 18:53

No dziękuję, ale ja tego z pewnością nie będę oglądał :-D

Brzydal
Posty: 143
Rejestracja: 15 gru 2005, 22:18

Post autor: Brzydal » 25 lut 2006, 20:21

Zawsze mnie zastanawia jak można coś takiego oglądać... No ale przecież i telenowele mają widownię i to często niezłą, więc widać masochistów nie brakuje :))

JohnnyT
Posty: 166
Rejestracja: 20 gru 2005, 18:36
Lokalizacja: CCCP

Post autor: JohnnyT » 25 lut 2006, 20:39

Dobry film- mi sie podobal, ale zalezy co kto lubi, napewno lepsza pozycja od wszechobecnych film o papiezu Polaku.

Szamot
Posty: 2315
Rejestracja: 13 gru 2005, 14:09

Post autor: Szamot » 26 lut 2006, 0:50

Rosa pisze:No dziękuję, ale ja tego z pewnością nie będę oglądał :-D
Brzydal pisze:Zawsze mnie zastanawia jak można coś takiego oglądać... No ale przecież i telenowele mają widownię i to często niezłą, więc widać masochistów nie brakuje :))
Tzn. Cos jakiego?

No i własnie przekonaliście mnie!
Jak można dyskutować o czymś czego się nie widziało?!

Zreszta słyszałem dziś od znajomych dobre recenzje. Ponoć nie jest to tak banalne jak typowe amerykańskie kino (którego nie znoszę). A koleżanka, która widziała ten film kazała mi wziąć chusteczki. Jesli ona (znając mnie bardzo dobrze) tak twierdzi, musi byc to mocne! Jestem zaintrygowany.

Ps. Nie wiem jak zagłosować, bo nie wiem z kim i jaką grupą i jak zróżnicowaną płciowo pójdę. Ponieważ samemu na pewno bym nie polazł, będzie to na bank "razem" - opcja 3.

Awatar użytkownika
span
Posty: 500
Rejestracja: 15 gru 2005, 0:47
Lokalizacja: OcHoTa rEwIr

Post autor: span » 26 lut 2006, 1:00

Z całym szacunkiem dla osób lubujących sie w takim "gatunku" filmów ale ja napewno na to nie pójde - historia o miłości dwóch gejokowbojów, to dla mnie zbyt duża psychodela :-? :-s

Awatar użytkownika
person
(geograf)
Posty: 8671
Rejestracja: 15 gru 2005, 2:45
Lokalizacja: z szafy

Post autor: person » 26 lut 2006, 1:06

span pisze:Z całym szacunkiem dla osób lubujących sie w takim "gatunku" filmów ale ja napewno na to nie pójde - historia o miłości dwóch gejokowbojów, to dla mnie zbyt duża psychodela :-? :-s
Oj, a gdyby tylko o nich dwoch w tym filmie bylo...
Wbrew pozorom to, co on przekazuje jest bardzo uniwersalne, a że niektórzy na pierwszym planie stawiają homoseksualizm sam w sobie to ich problem :twisted:
Żem uronił łzy, niezły film!

Szamot
Posty: 2315
Rejestracja: 13 gru 2005, 14:09

Post autor: Szamot » 26 lut 2006, 1:07

span pisze:Z całym szacunkiem dla osób lubujących sie w takim "gatunku" filmów ale ja napewno na to nie pójde - historia o miłości dwóch gejokowbojów, to dla mnie zbyt duża psychodela :-? :-s
A ja uwielbiam psychodele, dlatego planowałem olać to dzieło. Wolałbym już "Złe Wychowanie 2" ;). Ale z braku laku dwie godziny zycia mogę poświęcić. Zobaczymy co to za cudo.

[ Dodano: 2006-02-26, 01:09 ]
geograf pisze: Żem uronił łzy, niezły film!
Następny! Kurde! Wszyscy tam płaczą...

Awatar użytkownika
person
(geograf)
Posty: 8671
Rejestracja: 15 gru 2005, 2:45
Lokalizacja: z szafy

Post autor: person » 26 lut 2006, 1:14

Szamot pisze:
geograf pisze: Żem uronił łzy, niezły film!
Następny! Kurde! Wszyscy tam płaczą...
Oj słuchaj, na sali było 3/4 kobiet, par homo (na oko; bo dla niektóych może to być ekstremalnie ważne) jak na lekarstwo, a po zapaleniu się świateł niejedną chusteczkę przy twarzy widziałem...oj niejedną...(w tym przy Pani przede mną, z mężem po swojej lewej i z córką po prawej...)

Szamot
Posty: 2315
Rejestracja: 13 gru 2005, 14:09

Post autor: Szamot » 26 lut 2006, 1:31

Geo, krótko!
Warto iść?

Awatar użytkownika
span
Posty: 500
Rejestracja: 15 gru 2005, 0:47
Lokalizacja: OcHoTa rEwIr

Post autor: span » 26 lut 2006, 1:37

Wole obejrzeć np. "Droge do Guantanamo".......mam nadzieje że niebawem wejdzie do kin.....żadne filmy z homowątkami ( chyba że kobiecymi :dance:) mnie nie przekonją do ich oglądania [-(

Awatar użytkownika
hafilip84
Jego Gryząca Albumowość
Posty: 7641
Rejestracja: 14 gru 2005, 21:03
Lokalizacja: Legionowo

Post autor: hafilip84 » 26 lut 2006, 1:41

span pisze:chyba że kobiecymi :dance:
zebys sie nie zdziwil... osobiscie znam dwie lesbijki na ktore zdecydowanie nie chcialbys patrzec :P

Awatar użytkownika
Bastian
Sułtan Maroka
Posty: 36745
Rejestracja: 13 gru 2005, 14:08
Lokalizacja: Gdzieś tam na północy...

Post autor: Bastian » 26 lut 2006, 1:41

A przekonują do nieoglądania? Przesłaniają ci wartość merytoryczną?
Honi soit qui mal y pense... Chemia teraz doszła do wspaniałych wyników. Robią wiewiórki z aminokwasów. Kir Bułyczow
Gdzieś tam może i jest prawda, ale kłamstwa tkwią w naszych głowach. Terry Pratchett
Darmowy ser znajduje się tylko w pułapkach na myszy. Kir Bułyczow

Awatar użytkownika
person
(geograf)
Posty: 8671
Rejestracja: 15 gru 2005, 2:45
Lokalizacja: z szafy

Post autor: person » 26 lut 2006, 1:48

Szamot pisze:Geo, krótko!
Warto iść?
Oczywiście!

:-)

Awatar użytkownika
span
Posty: 500
Rejestracja: 15 gru 2005, 0:47
Lokalizacja: OcHoTa rEwIr

Post autor: span » 26 lut 2006, 2:08

Bastian pisze:A przekonują do nieoglądania? Przesłaniają ci wartość merytoryczną?
Gdy jest to myśl przewodnia, główny wątek i cała fabuła się na tym opiera - to dokładnie tak jak napisałem...... przekonuje mnie to do nieoglądania takiego "dzieła", przy okazji wartość merytoryczna takiego czegoś jest dla mnie żadna :-? ......co innego gdy dany film ma "tego rodzaju" jakiś wątek poboczny itd.itp. a fabuła zupełnie o czymś innym opowiada - to wtedy nic mi nie przysłania wartości merytorycznej i taki film przekonuje mnie do obejrzenia go....to tyle jeśli chodzi o o mój pogląd na ten temat...

ODPOWIEDZ