Gazeta Wyborcza Stołeczna pisze:Reklamowa tandeta wraca na pl. Defilad
Grzegorz Lisicki, Iwona Szpala 2010-06-26, ostatnia aktualizacja 2010-06-25 20:27
Konstrukcja z rurek, która wyrosła przy pl. Defilad
Bartosz Bobkowski
Ledwo znikła hala KDT, a już stanęła wielka konstrukcja skręcana ze stalowych rurek. To sprawka Tadeusza Kossa, właściciela działki, który na dwa lata odbiera warszawiakom w centrum widok na park
Przechodnie u zbiegu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej przecierają oczy ze zdumienia - tuż przy wejściu do parku Świętokrzyskiego rośnie wysoka na kilkanaście metrów, ażurowa konstrukcja ze stali. Jakaś platforma widokowa? A może zapowiedź budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej i drugiej linii metra?
Nic z tego. To kolejna prowizorka - gigantyczny wieszak na reklamę, która wkrótce zasłoni drzewa przy pl. Defilad.
Koss nie rozmawia z ratuszem
Konstrukcja z rurek stanęła na działce Tadeusza Kossa, który wynajął ją "firmie reklamowo-deweloperskiej". Koss jako pierwszy po latach sądowych bojów odzyskał w 2008 r. przedwojenną działkę - 1,2 tys. m kw., dziś kawałek parku w ścisłym centrum. Przez ograniczenia, które wynikają z planu zagospodarowania przestrzennego, na swojej parceli niewiele mógł zrobić. Dostał działkę bez prawa inwestowania, mógł prowadzić jedynie "małą gastronomię oraz działalność wystawienniczo-reklamową". Z tym też miał problemy. Urzędnicy nie chcieli się zgodzić ani na ogródek piwny, ani na reklamę. Gdy latem 2009 r. odzyskana działka znalazła się za policyjnym płotem otaczającym blaszak KDT, o Kossie zapomniano.
- Chciałem wejść za ogrodzenie, ale policjanci mnie wyśmiali. Mnie, właściciela - wspominał w "Gazecie". Miesiącami domagał się zadośćuczynienia za dwa miesiące aresztu działki. Próbował też innych scenariuszy. Ponieważ parcela sąsiaduje z planowaną budową łącznika między I a II linią metra, Koss zaproponował ratuszowi sprzedaż.
- Najpierw mówili, że nie chcą, potem zmienili plany. W marcu dostałem informację, że działkę wydzierżawią, przysłali nawet projekt umowy przedwstępnej. Potem czekałem trzy miesiące, bez skutku. Sami też się nie odezwali. Uznałem, że nic mnie z lokalną władzą już nie wiąże.
Właściciel wydzierżawił swoją działkę. - Ona przez dwa lata pozostaje we władaniu kogoś innego. Ten ktoś ma do niej pełnię praw, oczywiście z zastrzeżeniami: musi prowadzić działalność zgodną z planem zagospodarowania, po ich stronie leży także załatwianie wszelkich zezwoleń - słyszymy.
Z ratuszem nie chce już rozmawiać. - Nie interesuje mnie, czy działka jest potrzebna miastu. Jeśli tak - niech urzędnicy kontaktują się z dzierżawcą. Podejrzewam, że teraz stawka za metr może być o wiele wyższa od tej, na którą mogli się umówić ze mną.
Poszukają sposobu na rozbiórkę
Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz (PO) potwierdza: były plany dzierżawienia terenu przez ratusz. - Z informacji, które uzyskałem dziś od Zarządu Transportu Miejskiego, czyli głównego inwestora II linii metra, teren pana Kossa przestał być dla nas strategiczny - wyjaśnia. - Skorzystamy z naszych działek, za których wynajęcie nie trzeba płacić.
Czy to oznacza, że na dwa lata jedno z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w mieście oszpeci szmata reklamowa?
- Poszukamy sposobu, by nakazać rozbiórkę konstrukcji. Sprawdzimy dokumenty i zdecydujemy, co dalej - mówi burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski.
Ale w wydziale architektury Śródmieścia nie ma żadnych dokumentów dotyczących "wieszaka". A powinno być przynajmniej tzw. zgłoszenie "budowli nie związanej trwale z gruntem".
- Wysłaliśmy na miejsce inspektora, który zrobił zdjęcie i dokumentację samowolki. Zawiadomiliśmy nadzór budowlany, który rozpocznie procedurę, by ją rozebrać - mówi "Gazecie" Urszula Majewska, rzeczniczka Śródmieścia.
Budowla wcale nie musi być jednak nielegalna - zgłoszenie konstrukcji mogło trafić do którejś z dzielnic. To wypróbowana metoda firm reklamowych wieszających wielkie płachty na kamienicach. Zanim dokumenty dotrą do właściwego urzędu, często mija 30 dni. Wtedy zgłoszenie samo się legalizuje, a urzędnicy nie mogą go zablokować.
Prawnicy Kossa odwiedzili wszystkie firmy reklamy zewnętrznej, proponując wynajęcie powierzchni. Sam właściciel nie chce zdradzić, która się skusiła. Zasłania się tajemnicą handlową. Przedstawiciele branży wybieg Kossa oceniają krytycznie. - Pomysł reklamy w tym miejscu jest wyjątkowo nietrafiony. Gra niewarta świeczki - uważa Lech Kaczoń, prezes Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej.