Tak czytam tą całą dyskusję i nie powiem, coraz ciekawsze wnioski
Ja z drugiej strony. Miałem kiedyś własny samochód, którego się pozbyłem gdy się zestarzał i nie nabyłem kolejnego. Przez całe życie komunikacja miejska była czymś istniejącym w moim życiu, choć od jakichś 12 lat używam jej sporadycznie. Z żoną mamy jeden samochód, mieszkałem w różnych miejscach generalnie w lewobrzeżnej Warszawie, choć miałem ośmioletni epizod z Piasecznem, dwuletni z Gocławiem, pracuję od zawsze na Górnym Mokotowie (choć w różnych firmach - tak się jakoś złożyło), dress code w pracy to od lat garnitur. Dziecko? Wkrótce
![:) :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
.
Mam spore doświadczenie w wywracaniu do góry nogami światopoglądu ludzi, ponieważ obecna firma jest już trzecią, gdzie byłem pierwszą osobą dojeżdżającą codziennie rowerem do pracy. Początkowo oczywiście patrzono na to jak typowe sezonowe bawienie się, ale w momencie gdy zaczęło lać a potem chwyciły mrozy, zdanie zmieniono. Nie jest prawdą że niedasię i że bez szans. Da się i to bez kłopotu, czy z Piaseczna, czy z Woli da się. Garnitur można mieć w szafie, koszulę codziennie przywozić na sobie albo jeśli jest dalej to samochodem raz w tygodniu albo przy okazji np. jadąc w sobotę gdzieś po coś. Zimno nie jest problemem, wolę marznąć 2 minuty a potem jechać komfortowo niż sztywnieć na przystanku, w autobusie czy w samochodzie (w moim budynku jest garaż podziemny, ale 36 k za miejsce to jednak nie była zbyt przekonywująca oferta). Drugi koniec miasta? Oczywiście zależy gdzie, ale do wielu miejsc lepiej jechać w sposób kombinowany.
A rowerem jeżdżę nie tylko dlatego że lubię, ale również dlatego, że po latach używania go jako głównego środka transportu szlag mnie trafia jeśli mam stać w jakimkolwiek korku. Nie lubię również płacić za coś, co jest mi niepotrzebne, a za takowe uznaję drugi samochód i spalaną bez sensu benzynę na dojazdy. I żeby nie było - stać by mnie było na to. Jeśli będę miał służbowy, może zmienię częściowo zdanie (na pewno nie w dziedzinie stania w korku). Dziecko natomiast po pierwsze można wozić KM-em, po drugie przyczepą rowerową, po trzecie przedszkole i pierwsze klasy podstawówki powinno mieć tuż koło domu a nie w odległości xx kilometrów bo to jest kretynizm żeby spędzało pół młodości w katamaranie. A potem niech radzi sobie samo czy to pieszo czy zbiorkomem czy rowerem.
Co do zakupów, to tutaj mam wrażenie że dyskusja podobna jest do wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Chleb kupuję pod domem (bo dobry i na zakwasie a nie spulchniaczu), warzywa na straganie (bo świeże) a resztę w hipermarkecie 2 razy w miesiącu (bo cenowo korzystnie), chyba że coś brakuje to się albo jedzie do niedalekiego samu albo po drugiej stronie ulicy w spożywczaku. Model zależy od okolicznej sieci sklepów i upodobań. Jak się jedzie to samochodem, nie będę tutaj ukrywał że w takich wypadkach przydatna rzecz. I nie będę też się upierał że mieć samochód to zło - jak napisałem, mamy z żoną jeden, wystarczy. Żona o zbiorkomie ma zdanie fatalne, że śmierdzi i w ogóle, wyjątkiem jest metro, nauczyłem ją korzystania z transportu kombinowanego (P&R).