Na wynajem musisz mieć kasę (jakieś 1.500 zł/miesiąc + opłaty), a do tego kaucja, etc. Pamiętaj, że nie masz dochodów, bo szukasz pracy.
Nie no Wolfchenie teraz to jedziesz po bandzie...
Na zakup mieszkania też musisz mieć pieniądze a o ile nie masz tych 200 kawałków w kieszeni to również zdolność kredytową. Nikt bezrobotnemu nie da kredytu.
Wracając jednak do dyskusji. Zdaje się że toczyła się wokół sytuacji gdy parcę posiadasz ale pracujesz w innym miejscu niż mieszkasz.
Wtedy podejmujesz jeden z dwóch wyborów, zmieniasz mieszkanie (sprzedajesz, tudzież wynajmujesz komuś swoje dotychczasowe - jeśli kupiłeś i sam znajdujesz sobie lokum blisko pracy) albo szukasz pracy bliżej.
Jak dla kogo.
Dla każdego zdrowo myślącego człowieka. Pracę w ciągu życia zmienisz kilka razy. Trudniej będzie poradzić sobie z mieszkaniem obciążonym hipotecznie które Ci zostanie pomimo że pracę zmienisz.
Wówczas trzeba kombinować i z tego powodu zakup mieszkania przemyśleć trzeba wielokrotnie, uwzględniając fakt że za 10 lat możesz mieć pracę w innym mieście.
Dlatego kupując mieszkanie rozsądny człowiek patrzy na jego lokalizację, wartość rynkową, poziom obciążenia hipotecznego oraz potencjalny zysk z wynajmu (jeśli się przeprowadzi).
Inwestycje w nieruchomości są najpewniejsze, więc z ekonomicznego punktu widzenia to bardzo logiczne.
Najpewniejszą inwestycją była, jest i będzie rodzina Wolfchenie. Dobra, respektująca tradycyjne więzi, sprawnie zarządzana i pozbawiona zawiści rodzina przetrwa wszystko i w kryzysie podniesie jeszcze swój status (oczywiście współcześnie o takie ciężko).
W dzisiejszym świecie w którym nie istnieje coś takiego jak świętość własności prywatnej (a wielka szkoda), nie masz żadnej gwarancji że władza "w imię dobra ogółu" nie wystawi Ci dekretu który Twoją nieruchomość znacjonalizuje (i możesz być pewien że zrobi to z aprobatą wyjącej gawiedzi).
A jeśli nie zabierze, to Cię dorżnie katastrem.
Zakładając jednak że to się nie wydarzy...
01. Nieruchomości są inwestycją, mogą być całkiem dobrą, ale jedynie gdy są one aktywami. Mieszkanie które nie zarabia na siebie nie jest inwestycją, jest towarem.
Inwestycja w nieruchomości ma sens gdy stać Cię na zakup np 30 mieszkań pod wynajem i nie obciążysz ich hipotecznie na kolejne 30 lat.
02. Zakup mieszkania na kredyt wieloletni nie jest żadną inwestycją, gdyż same odsetki będą tak kosztowne że zanim owo mieszkanie zamortyzujesz to będzie nim obracało drugie pokolenie rodziny.
No właśnie, a Ty byś chciał, aby zlikwidować np. ryczałtowe opłaty za komunikację, z tego, co pamiętam. Tak więc już ograniczasz ten wybór (potencjalny).
A dlaczego miałbym nie oczekiwać by osoby przyjezdne płaciły tyle samo za komunikację co mieszkańcy miasta? "Warszawiacy" odprowadzają tutaj podatki z których utrzymywany jest ZTM, Ty płacisz jedynie za abonament... to kwestia najzwyklejszej uczciwości, nie chęci ograniczania Twojego wyboru.
Owszem koniec dopłat to większe obciążenie dla Ciebie, ale mniejsze dla budżetu i dla mnie (ponieważ urzędnicy nie będą musieli wprowadzać kolejnych "opłat lokalnych", śmieciowych, deszczowych i innych -owych).
W obecnej sytuacji, Warszawa gdy skończą się pieniądze wyciągnie rękę do mnie jako mieszkańca oraz do mnie jako pracownika firmy, oraz do mnie jako właściciela innej firmy.
Dlaczego miałbym się na coś takiego godzić? Dlaczego mieliby się ogólnie godzić właściciele tutejszych domów, przedsiębiorstw czy zwykli mieszkańcy, którzy również na własnej skórze poczują wyższe opłaty lokalne?
Ja na przykład mam wrażenie nieuchronnie nadciągającego załamania światowej gospodarki bądź przynajmniej systemu bankowego. Może za 5 lat, może za 20... Jakoś w takiej sytuacji wolałbym mieć w ręku mieszkanie, niż pieniądze
Nie chcę Cię rozczarować Bastianie.
Jeśli wylądujesz w kryzysie z zadłużonym mieszkaniem (na np. kredycie walutowym) to skończy się tak że twoje wnuki będą to mieszkanie spłacać.
W Polsce nie brakuje ludzi którzy kupili mieszkania, spłacali je po kilka lat a dziś mają więcej długu niż wzięli kredytu (przez zmiany kursu walut).
A na marginesie. Czy uważasz że jak przyjdzie kryzys to posiadacze mieszkań po tyłkach nie dostaną? To będzie jedna z grup do czesania. Już dziś wprowadzane są opłaty śmieciowe czy opłaty deszczowe. Im kryzys będzie poważniejszy tym więcej będzie opłat. I o ile niziny roszczeniowo nastawionych proletariuszy będą się domagać swojej wizji "sprawiedliwości", to nie będzie to sprawiedliwość dla posiadaczy mieszkań.
Doświadczenie mnie nauczyło że w proletariat "sprawiedliwością" zawsze nazywa "zawiść".
Tak więc będziesz miał mieszkanie, nawet spłacone, będziesz miał przeciwko sobie zazdrosną tłuszczę i czeszących Cię urzędników, a kto będzie po Twojej stronie?