Generalnie w przypadku dużych miast o bardzo wyraźnej dysproporcji funkcji łatwiej przychodzi mi uznanie nazw dwuczłonowych, acz i tak Wesołej moim zdaniem można było nie ruszać. Ursus jednak - przynajmniej obecnie - jest zintegrowany o wiele bardziej z metropolią.
Gdyby stosować ściśle zasadę przynależności administracyjnej, to poza wymienionymi przeze mnie przypadkami, do przemianowania mamy jeszcze m.in. Wieliszew (położony w Michałowie-Reginowie), Warszawę Gołąbki (w Morach), Witanów, wszystkie cztery Czachówki, Nasielsk, Garwolin, Kraków Lotnisko, Przetycz i dziesiątki innych, wszystko bez wyraźnego zysku, a najczęściej ze stratą na czytelności i informacji. Dobrze, że udało się uporządkować podział administracyjny na półwyspie Helskim, bo inaczej moglibyśmy mieć do czynienia z potworkami Władysławowo Chałupy i Jastarnia Kuźnica.
W dalszej kolejności trzeba by się zabrać za stacje "błędnie" przypisane do części administracyjnych miast: ani Warszawa Ochota nie jest na Ochocie, ani Warszawa Targówek na Targówku, rozprawić się też trzeba byłoby ze stacjami, których nazwy nie pochodzą od żadnej miejscowości ani części miejscowości, jednak są powszechnie używane jako takowe (Sabinka, Sucha Żyrardowska, Fronołów).
Na sam koniec pozostają zaś przystanki i stacje leżące w więcej niż jednej miejscowości! Pół biedy, gdy granica przechodzi tak, że perony w całości zostają po którejś stronie, Janówek da się rozparcelować i na jednym peronie postawić tablice z nazwą Góra(*), ale co zrobić gdy granica miejscowości dzieli peron na dwie części?! Trzeba chyba wyraźnie zaznaczyć, dokąd sięga przystanek Łaskarzew, a gdzie zaczyna się już przystanek Nowy Pilczyn, może to będzie trochę niewygodne dla pasażerów, ale jakie pole do zarobku dla kontrolerów, którzy będą łapać pasażerów z biletami z Nowego Pilczyna wsiadających z łaskarzewskiej części peronu!
(co ciekawe, podział stacji na dwie odrębne z różnymi nazwami w poprzek peronów, a nawet dworca, miejscami istnieje do dziś, i to nawet na poziomie
międzynarodowym)
(*) przemilczmy, że Janówków to w sumie są dwa, i peron leży nie w tym, którego większość zabudowań jest blisko peronu, tylko w tym, którego większość zabudowań jest od peronu daleko.
Alternatywnie możemy się po prostu pogodzić z tym, że podział administracyjny pełni nieco inną funkcję, a nazwy stacji - nieco inną, i oczekiwanie 100% zbieżności między tymi zbiorami prowadzi do wielu absurdów, jak nazywanie stacji w Koźlu... Kędzierzyn-Koźle Zachodnie. Dobrze, że nie Kędzierzyn-Koźle Koźle.
Notabene, z tym zagadnieniem związany jest jeszcze jeden absurd i skandal, albowiem zgodnie z wewnętrznym dokumentem PKP PLK o nazewnictwie stacji, stacja może mieć drugą nazwę w języku mniejszości etnicznej/narodowej, jeśli jej nazwa jest tożsama z nazwą miejscowości. Dlatego na przykład nazwę w języku niemieckim stracił przystanek Suchy Bór Opolski (Derschau), albowiem miejscowość nazywa się Suchy Bór. Problematyczne stają się miejscowości z wieloma przystankami, jak na przykład Wejherowo - główna stacja może się załapać na nazwę w j. kaszubskim, ale już przystanki W. Nanice i W. Śmiechowo - nie.