: 13 maja 2006, 20:51
Po prostu starszy ode mnie jesteś.span pisze:Ja akurat pamiętam
Forum warszawskiego transportu publicznego
https://wawkom.waw.pl/
Po prostu starszy ode mnie jesteś.span pisze:Ja akurat pamiętam
8 latMahony2109 pisze: [ Dodano: 2006-05-13, 20:57 ]Ty miałeś 7 lat, ja tylko 4, to aż tak dokładnie się nie orientowałem. Pewnie zauważyłem tylko, ze coś wyje.span pisze:Ja akurat pamiętam, że byłem na dworzu i bylismy b.zdziwieni ilością jadących karetek, milicji, straży pożarnej......
...a przede wszystkim polskich pilotów.Mahony2109 pisze:No tak, macie rację, do takich numerów ptrzeba raczej amerykańskiej autostrady
Więcej w artykule z 29 kwietnia bieżącego roku.GW pisze: W popołudniowym wypadku w Czechach siedem osób odniosło lekkie obrażenia. Autobus wywrócił się do rowu w miejscowości Czeska Skalice, na wschodzie Czech. Kierowca prawdopodobnie starał się uniknąć zderzenia z samochodem jadącym z przeciwka.
(...)
Był to drugi już w sobotę wypadek polskiego autobusu w Czechach. O świcie na autostradzie D5 w pobliżu Rokycan w zachodnich Czechach polski autobus wpadł na odholowywaną przez służby techniczne ciężarówkę. Zaraz potem w tył autokaru uderzył samochód osobowy. Uwięzionego w autobusie rannego kierowcę musieli ewakuować strażacy, ponadto pięciu polskich podróżnych doznało lekkich obrażeń.
(...)
Rano do wypadku doszło w zachodniej części Węgier, koło miejscowości Hegyhathodasz. Piętrowy autobus, w którym było 68 turystów i dwóch kierowców, zjechał z drogi, wpadł do rowu i przewrócił się na bok. 25 osób zostało rannych, do szpitala trafiło 9 osób, cztery z nich przeszły operacje.
(...)
"Obrażenia polskich turystów to głównie złamania" - powiedziała PAP Aleksandra Leśniewska z kołobrzeskiego biura Globtourist.
Cały artykuł dostępny tutaj.Polska.pl pisze: Początkowo był prawie pusty – w Zaworach wsiadły do niego tylko dwie osoby. Więcej pasażerów czekało na pierwszym przystanku w Chmielniku. W chętnie odwiedzanym przez gdańszczan Chmielnie nad jeziorem Raduńskim zrobił się już tłok. Prawdziwy szturm nastąpił jednak dopiero na dworcu w Kartuzach. Autosan zrobił się mocno przepełniony. Na następnym przystanku, w Żukowie Marczyński nie chciał już wpuścić do środka nowych pasażerów, lecz uległ prośbom małżeństwa młodych nauczycieli miejscowej podstawówki. Kilka kilometrów dalej, w Leźnie do autobusu wepchało się jeszcze ośmiu ludzi. Jak wykazało późniejsze dochodzenie, w mogącym przewozić 39 ludzi na miejscach siedzących i 12 na stojących autobusie tkwiły – stłoczone - 74 osoby.
Następnym przystankiem miały być znajdujące się już w granicach administracyjnych Gdańska Kokoszki. Autosan jednak tam nie dotarł. Pięćset metrów wcześniej, na jedynym dłuższym w tej okolicy prostym odcinku drogi, nastąpiło nieszczęście. Przypadkowy świadek, kierowca ciężarowego Jelcza, tak kilkadziesiąt minut później opisywał to, czego miał okazję być świadkiem: „Gdy wyjechałem z łuki drogi, zauważyłem wyprzedzający mnie autobus. Tu, na tej prostej drodze, po przejechaniu krótkiego odcinka skręcił nagle na pobocze i uderzył w drzewo. Usłyszałem przerażający huk, niczym odgłos pioruna”.
(...)
Prowadzący Autosana Jerzy Marczyński wyszedł z katastrofy obronną ręką, odnosząc jedynie niegroźne obrażenia głowy. Już cztery godziny później był w stanie rozmawiać z dziennikarzami dwóch gdańskich gazet – Wieczoru Wybrzeża i Głosu Wybrzeża. W udzielonym reporterowi tej drugiej gazety wywiadzie tak opisał przebieg wypadku: „Usłyszałem huk z prawej strony, jak gdyby pękło koło. Potem był tylko pisk opon i nagły skręt w stronę pobocza. Próbowałem utrzymać prosto kierownicę. Nie udało się. Autobus z wielką siłą uderzył w drzewo. Zdążyłem jeszcze krzyknąć do pasażerów, żeby rozbili szyby i jak najszybciej uciekali. Bałem się, że może wybuchnąć paliwo”.
Do tego ostatniego na szczęście nie doszło. Ale rozmiary tragedii i tak były przerażające. Dwadzieścia pięć osób zginęło na miejscu. Pięć dalszych zmarło krótko po przewiezieniu do szpitala, a dwie kolejne po pięciu i sześciu dniach. Czterdzieści pięć osób z ciężkimi przeważnie obrażeniami trafiło do szpitali – niektórzy z nich opuścili je jako inwalidzi do końca życia. Był to największy wypadek autobusowy w historii Polski.
Dziadek wtedy pracował na lotnisku, też go wysłali i jego kilkudziesieciu kolegów. Mówił że to co zobaczył, nie zapomni do końca życiaspan pisze:Ja akurat pamiętam, że byłem na dworzu i bylismy b.zdziwieni ilością jadących karetek, milicji, straży pożarnej......nie pamietam czy było słychać huk, natomiast pamietam wielki słup dymu, który było widać z moich okolic......najgorsze chyba co mogło być to szabrownicy/kretyni, którzy po opanowaniu pożaru zaczęli przeczesywać teren i zabierać co się da......pamietam że jeszcze jakis czas po katastrofie, na kamieniu majacym upamietnić miejsce targedii oraz jej ofiary, leżały rózne rzeczy (nadpalone, zniszczone buty/odzież itd.).Hieronim pisze:Podobno na Ursynowie było słychać huk. A potem tylko sygnały pojazdów uprzywilejowanych. Ja, jak mówiłem, nic nie pamiętam, choć rodzice twierdzą, że byłem wtedy na podwórku, w piaskownicy.
Dokładnie tak sa posadzone,z przelatującego samolotu ma być widoczna szachownica, nigdy jej się niestety dopatrzeć nie mogłem.R-11 Kleszczowa pisze:Są tam mniejsze drzewa- widać to gołym okiem. Nie wiem czy nie skłamie, ale chyba drzewa zostaly posadzone tak aby z góry wygladały jak szachownica czy cuś takiego![]()
ŻEGNAJCIE-TO JUŻ KONIEC.R-11 Kleszczowa pisze:Była kiedyś taka strona z tekstem ksiązki o katastrofie w Lesie Kabackim. Nosiła tytuł od ostatnich słów pilota "Cześć- giniemy" (czy jakoś tak). Poszukaj w internecie- bardzo ciekawa lektura.
Tak, tyle że IŁ-62. IŁ-62 M to wersja nieco unowocześniona. Jak się okazało modernizacja niewiele pomogła i często samolot ten jest określany jako "latająca trumna". Oprócz katastrof polskich Ił-62 zaliczył wiele innych w których ginęli ludzie.jacek pisze:Ten poprzedni w którym zginęła anna jantar to też IŁ 62M.
cała książka o najwiekszych polskich katastrofach nosi taki własnie tytułR-11 Kleszczowa pisze:Była kiedyś taka strona z tekstem ksiązki o katastrofie w Lesie Kabackim. Nosiła tytuł od ostatnich słów pilota "Cześć- giniemy" (czy jakoś tak). Poszukaj w internecie- bardzo ciekawa lektura.