KwZ pisze:Nie uważam się za przeciwnika samochodów jako takich, widzę dla nich zastosowania, ile raczej budowy nowych, drogich dróg i to bez studiów ekonomicznych. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że koniec końców i tak się korkują. Zazwyczaj inne inwestowanie tych samych pieniędzy daje większą stopę zwrotu. Myśl o mnie raczej w kategorii zwolennika transportu zbiorowego (jako efektywniejszego).
Transport zbiorowy jest efektywniejszy o tyle, że przewozi więcej osób (co przekłada się na niższe koszty), aczkolwiek należy pamiętać, że nie jest to jedyne kryterium oceny wartości środka transportu. Należy wziąć pod uwagę również takie czynniki, jak:
- elastyczność czasu rozpoczęcia podróży;
- elastyczność wyboru trasy;
- komfort jazdy;
- ułatwienia dla niepełnosprawnych i osób starszych;
- prywatność;
- możliwość zapakowania bagaży/zakupów.
Stąd bez uczciwego systemu cen trudno jest różne środki transportu porównywać.
KwZ pisze:Że paradoks Braessa może, ale nie musi wystąpić, to się zgadzam. Z przykładami jego wystąpienia można dyskutować, bo zazwyczaj mija dużo czasu po drodze i można argumentować, że cały ruch zdążył wzrosnąć. Tym niemniej chciałbym pokazać dwa przykłady zjawiska odwrotnego, relatywnie natychmiastowego. Zamknięcie Świętokrzyskiej nie spowodowało istotnego wzrostu korków (na Tamce zniknęły). Zamknięcie mostu Łazienkowskiego spowodowało większe korki, ale jakby spróbować oszacować ruch, to się okaże, że kilkadziesiąt tysięcy przejazdów dziennie gdzieś wyparowało.
Te przykłady nie są odwrotnością paradoksu Braessa, bo ten zakłada, że łączna liczba przejazdów się nie zmienia. Gdyby zamknąć wszystkie ulice łączące się z Tamką, to oczywiście ruch na niej całkowicie by zanikł, ale trudno z tego jakieś wnioski wyprowadzać. (Ciekawym pytaniem jest, jaka była wartość tych kilkudziesięciu tysięcy przejazdów, które wyparowały po zamknięciu mostu Łazienkowskiego, a także wydłużenia czasu innych – jak to wpłynęło na dobrobyt mieszkańców).
KwZ pisze:Buspas jako proteza? Raczej krok w odpowiednim kierunku. Następnym powinno być ustawianie wiązek koordynacyjnych świateł pod tramwaje a nie samochody.
Buspas to proteza decyzji, którą być może podjęliby mieszkańcy, gdyby pozwolić im głosować za pomocą portfeli – kupowania dla autobusów miejsca na szybszych pasach ruchu.
KwZ pisze:"Wśród możliwych przeciwników tego rozwiązania widać głównie zwolenników ideologii antysamochodowej, dla których ważniejsze od ogólnie pojętego dobrobytu mieszkańców może być narzucanie im określonych sposobów poruszania się po mieście." No to jest czysta propaganda, grubo nieuzasadniona. Przeciwników wprowadzenia opłat należy szukać przede wszystkim wśród tych, którzy taką dodatkową opłatę mieliby ponosić. Wątpię, żeby "zwolennicy ideologii antysamochodowej", kimkolwiek by nie byli, sprzeciwiali się ograniczaniu ruchu w centrum (czyli tam, gdzie generalnie najbardziej brakuje podaży przepustowości). Poza tym na działalność na rzecz zmiany nawyków podróżniczych można patrzeć jako na dążenie do zmniejszenia korków (z korzyścią dla wszystkich) za pomocą przesunięcia modal splitu.
Ta opłata ma zostać zrównoważona poprzez obniżenie podatków. Jeśli ktoś jeździ dużo lub w godzinach szczytu, to możliwe, że po zmianie zapłaciłby więcej, ale w zamian dostałby mniejsze korki i związaną z tym oszczędność czasu i benzyny. Jeśli mimo to uznałby, że jest to dla niego niekorzystne, to dla niego osobiście może być to powód do sprzeciwu, ale trudno mu będzie w ten sposób przekonać innych. Niełatwo znaleźć argumenty ekonomiczne przeciwko wprowadzeniu opłat, stąd pozostają głównie te ideologiczne (np. egalitarystyczne albo mówiące, że ruch w mieście co do zasady powinien odbywać się komunikacją zbiorową, a zatem nie należy ułatwiać życia kierowcom samochodów osobowych). Nie przesądzam jednak, czy faktycznie taka opozycja by się pojawiła.
Bastian pisze:czytam i czytam i nijak nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego autor tak uważa. Dla mnie tu nie ma jasno przedstawionego ciągu przyczynowo-skutkowego. Raczej tendencja do prostego rozłożenia ruchu w czasie, co pozwoli wykorzystać pewne rezerwy systemu, ale niekoniecznie uniknąć paradoksu Braessa jako zjawiska.
To, że paradoks Braessa nie zachodzi po wprowadzeniu przez właściciela dróg systemu cen (i kształtowaniu ich w określony sposób), jest twierdzeniem matematycznym, którego dowodu nie ma w moim wpisie (jest w podlinkowanej pracy Xin Huanga). Omawiany fragment opisuje innego rodzaju korzyści. W uproszczeniu, niektórym kierowcom w danym momencie spieszy się bardziej, a innym mniej. Jeśli damy im możliwość zróżnicowania czasów przejazdu, to zadowoleni będą zarówno jedni (bo przejadą szybciej), jak i drudzy (bo zapłacą mniej).
Bastian pisze:Autor, jak mam wrażenie, w ogóle nie zauważa tego, że inwestycje drogowe prowadzone są na podstawie prac studialnych (nie twierdzę, że zupełnie bez wpływu decyzji politycznych, ale to jednak inna para kaloszy) i nie wie, co to modelowanie ruchu i do czego służy, zaś zasadność budowy dróg chce weryfikować po ich zbudowaniu za pomocą opłat.
Istotnie, nie mam dużej wiedzy na temat tego, jaka jest procedura planowania dróg. Tym niemniej bez systemu cen trudno jest weryfikować zasadność inwestycyj (różnego rodzaju). Przykładowo: na zatłoczonej drodze 80% osoboprzejazdów odbywa się komunikacją zbiorową. Drogę poszerzono i wprawdzie łączny przepływ ludzi się nie zmienił, ale średni czas podróży skrócił się o 10%, a komunikacja zbiorowa obsługuje już tylko 50% osoboprzejazdów. Czy ta inwestycja miała sens ekonomiczny? Centralny planista darmowych dróg nie ma danych, aby to z pewnością rozstrzygnąć, bo nie zna np. wartości komfortu podróży we własnym samochodzie albo wartości zaoszczędzonego czasu (obie te wielkości będą w ogólności różne dla każdego podróżnego). Wprowadzenie systemu cen też tych danych bezpośrednio nie dostarcza, ale dostarcza je pośrednio, poprzez odpowiedź na pytanie „czy ludzie są skłonni za to zapłacić?”. Można oczywiście robić badania, ankiety, symulacje i inne analizy, dokonując estymacji, ale jest to sposób ułomny z uwagi na złożoność świata i ludzkich potrzeb.
gfedorynski pisze:Krzysiek popełnia klasyczny korwinistyczny błąd niedostatku podaży. Opłaty nie dostarczą żadnych danych na temat tego, gdzie należy budować drogi przede wszystkim dlatego, że największe byłyby tam, gdzie żadnych dróg zbudować już się nie da.
Jeśli gdzieś w ogóle nie można budować dróg, to jest oczywistym, że nie może być danych o tym, gdzie konkretnie należy je budować. Nie rozumiem jednak, jak z tego, że gdzieś nie ma już miejsca na drogi, ma wynikać, że opłaty nie dostarczą nigdzie żadnych danych na temat tego, gdzie należy budować.