Dzisiejsza stoleczna :
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 ... ie_to.html
" W Śródmieściu do tramwaju wsiadło dwóch kontrolerów. Gdy zorientowali się, że nikt z podróżującej nim rodziny nie ma biletu, aż rozjaśniła im się twarz. Tłumaczenia, że chcieli kupić, że próbowali, nie zrobiły na nich wrażenia - pisze w felietonie Jacek Różalski.
I co z tego, że biletów nie można kupić w kiosku, biletomacie i u motorniczego. Kogo obchodzi, że turysta nie może mieć w portfelu kartonika na taką właśnie czarną godzinę. Nie masz biletu, kanar ci nie odpuści.
Piątkowe popołudnie. Jestem na Dworcu Gdańskim. Na peron wjeżdża pociąg z Wrocławia do Białegostoku. Wysiada z niego rodzina z Ostrowa Wielkopolskiego. Mama, tata i trójka dzieci. Najstarsze ma 12, najmłodsze pięć lat. Cała piątka zmęczona podróżą, ale uradowana, że w końcu udało im się dotrzeć do stolicy. A tu czekała ich moc atrakcji. W planie jest zwiedzanie Zamku Królewskiego, Łazienek, Centrum Nauki "Kopernik". Wszyscy się cieszą. Do czasu.
Chcieli dostać się na Mokotów, gdzie mieli zatrzymać się u znajomych. Ci poradzili im metro. Trzeba tylko kupić bilety. Pierwsze podejście: kiosk w przejściu podziemnym prowadzącym z dworca do stacji metra, na szybie kartka: "Biletów brak". Z daleka można jednak dostrzec biletomat, więc rodzina z Wielkopolski podreptała do czerwono-żółtego pudła. Tylko po to, aby przeczytać, że biletomat jest "nieczynny". I co tu robić?
"Co mnie to obchodzi"
Z trójką dzieci i dwiema walizkami małżeństwo przedarło się na wiadukt nad ul. Słomińskiego, by tam wsiąść do tramwaju. Mieli szczęście, akurat podjechał taki w stronę Mokotowa. W dodatku w środku był biletomat, ale co z tego, skoro znów "nieczynny". Ojciec rodziny podszedł do motorniczego, by kupić u niego bilety. Ten zażądał odliczonej sumy, ale w kieszeni gościa z Ostrowa było tylko 50 zł. - Co mnie to obchodzi, że nie ma pan drobnych? - skwitował motorniczy.
W Śródmieściu rodzinę spotkała ostatnia tego dnia przykrość. Do tramwaju wsiadło dwóch kontrolerów. Gdy zorientowali się, że nikt z familii nie ma biletu, aż rozjaśniła im się twarz. Tłumaczenia, że chcieli kupić, że próbowali, nie zrobiły na nich wrażenia. Zażądali dokumentów. Zaczęły się ich gwałtowne poszukiwania po pakunkach. W końcu stracili cierpliwość i kazali rodzinie wysiąść z nowoczesnego swinga.
Twarze rodziców przygnębione, dzieci bliskie płaczu. Radość z przyjazdu do Warszawy prysła. I jak tu się w niej zakochać?"