MichalJ pisze:Myślę, że zapisy regulaminu o sprzedaży biletów przez kierowcę, w takiej postaci, jak jest to zapisane obecnie, nie mają szans utrzymać się przed sądem.
A ja bym głowy nie dał. Raczej rozprawa będzie wyglądało tak:
Pasażer: Jechałem bez biletu, bo kierowca powiedział, ze jest opóźnienie, więc biletu nie sprzeda.
ZTM/MZA/whatever: A dlaczego po odmowie pan nie wysiadł?
Pasażer: Bo kierowca ruszył i drzwi były zamknięte
ZTM/MZA/whatever: A czy zwrócił się pan do kierowcy bezpośrednio po wejściu do pojazdu>
Pasażer: No tak, wsiadłem i od razu pobiegłem do kierowcy
ZTM/MZA/whatever: To znaczy, ze nie wsiadł pan drzwiami najbliżej kierowcy?
Pasażer: No nie, ale przecież...
ZTM/MZA/whatever: No więc sam pan sobie winien, przecież mógł się pan liczyć z tym, że nie zdazy pan się przedrzeć przez zatłoczony autobus w czasie postoju na przystanku, proszę płacić.
Sąd: Pozew pasażera jako oczywiście bezpodstawny sąd postanawia w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej oddalić
Ten przepis (nb. fatalny i przeczacy celowi, w jakim został wydany) jest tak skonstruowany, że daje pasażerowi takie same szanse jak skarga na kiosk Ruchu. Bo jezeli się zastosuje do regulaminu, to informację o tym, czy zostanie mu sprzedany bilet powinien otrzymać na tym samym przystanku, na którym wsiadł i po odmowie wysiąść. A jeśli mimo wszystko pojedzie, to będzie musiał udowodnić, ze zwrócił się do obsługi pojazdu bezpośrednio po wejściu do pojazdu i obsługa uniemożliwiła mu wyjście z pojazdu przez to, że zamknęła drzwi i ruszyła zanim poinformowała go o odmowie. A "bezpośrednio" moze zostać zinterpretowane właśnie jako wsiadanie pierwszymi drzwiami, albo w taki sposób, zeby zdążyc przed odjazdem z przystanku.
Jezeli gdzieś ten przepis by można było skarzyć, to może jakiś UOKiK, czy coś? No bo jeśli ZTM informuje pasażerów generalnie, że dopuszcza sprzedaż biletów w autobusach (w dodatku informując, że jest to "uzupełnienie" sieci stacjonarnej, a więc sytuacja niejako awaryjna, kiedy np. kioski są pozamykane), po czym dopuszcza sytuację, ze pasażer nie bez swojej winy i w sytuacji, której nie jest w stanie przewidzieć (czyli opóźnienie oraz brak biletów u prowadzącego pojazd) nie bedzie w stanie skorzystać z możliwości, którą ZTM mu ogłasza, to jest to niewątpliwie działalność na szkodę tegoż pasażera.
Nie wiem czy nie posunę się za daleko, jesli porównam to do apteki, która podaje do publicznej wiadomości, ze pełni nocny dyzur, po czym informuje klienta, który jest w nagłej potrzebie, ze wprawdzie ogłaszali, ale mogą aptekę zamknąć nie informując o tym nikogo, jak im się personel rozchoruje, albo pogoda będzie niedobra. Oczywiście pacjent, którego stan się pogorszy, bo nie mógł kupić leku chyba niespecjalnie ma szanse na odszkodowanie, ale taka praktyka apteki z pewnością do najuczciwszych i najrzetelniejszych nie nalezy.
[ Dodano: |7 Paź 2010|, 2010 10:11 ]
Szeregowy_Równoległy pisze:A nie jest tak, że sprzedaż u kierowcy jest traktowana jak uzupełniająca? Właśnie dlatego, że nikt nie daje gwarancji, że uda się kupić bilet?
Ja to rozumiem inaczej. Normalnie kupujesz w kioskach, automatach itp. Ale bywa, ze kiosk jest zamknięty, automat popsuty, a człowiek nie ma biletu a chce/musi gdzieś sobie pojechać. I wtedy może się uciec do zakupu biletu w pojeździe. I dlatego powinno to być w jakiś sposób zagwarantowane - żeby nie było sytuacji, że pasażer np. ma wybór jechać na gapę albo nie załapać się na ostatni kurs.
[ Dodano: |7 Paź 2010|, 2010 10:15 ]
bepe pisze:To jest przykład tzw. reguły instrumentalnego nakazu. Jeśli nakazane jest posiadanie przez pasażera biletu na przejazd, to równocześnie przewoźnik ma obowiązek stworzyć jakąś sieć dystrybucji biletów.
Ktoś niedawno napisał na jakimś portsalu tekst, jak to przedłużał bilet miesięczny w Poznaniu. Stał w kolejce ponad godzinę, bo tam jest 9 czy 11 punktów na całe miasto, wszystkie oblegane pod koniec miesiąca. I co, przewoźnik wywiązał się z obowiązku? Wywiązał. A czy zrobił to porządnie i robiąc tak, żeby pasażerowi było jak najlepiej?