BJ pisze:Dlaczego koszmarku?
Byłeś tam?
Olek007 pisze:muszą robić zakupy w jakichś wątpliwych delikatesach
To już są tam jakiekolwiek sklepy?! Uff...
Jak pierwszy raz tam pojechałem rowerem, to rzuciło mi się w oczy, jak pazernie jest wykorzystywana tam przestrzeń. Prostokątne bloki, podwórka szerokie na ze 20 m (tyle co przegub)*. Kupuje ktoś drogie bądź co bądź mieszkanie z ładnym, dużym tarasem, po czym sadzi szpaler tui, co by sąsiad do mieszkania nie zaglądał. Wówczas nie było tam ani pół sklepu (ludzie zaczynali już mieszkać), najwyżej sushi bar. Jeden. I jeszcze jakaś prywatna szkoła muzyczna dla dzieci. Ulice wąziutkie, na jeden pas plus wąski chodnik, całe zastawione samochodami (pewnie ludzi nie stać było na podziemne parkingi) - samochód z lodami nie bardzo miał jak przejechać. Za to w sąsiedniej kanałek w środku. I wszystkie bloczki mają po 4 piętra, bo takie najładniej wyglądają w folderze dewelopera, czytaj: sprzedają się najdrożej za m2. I całe osiedle kończy się jak nożem uciął - pomyślałem sobie: o, tu będzie S2 (niesłusznie, S2 będzie przebiegać przez środek osiedla). Ogólnie, miałem wrażenie, że deweloperami kierowała chciwość. A jeśli tak, to to nie może skończyć się dobrze.
Uderzył mnie także brak kościoła. O, w końcu dojechałem do jednego, myślę sobie: całkiem duży - no tak, te 100 tys. osób to spory wręcz dekanat. Okazało się, że to Świątynia Opatrzności Bożej. Miała być wyciskarką do cytryn, wróć, pielgrzymów, ale pewnie podstawową funkcją będzie bycie zwyczajnie parafią dla Miasteczka. Przy czym już raz ćwiczyliśmy parafię na 100 tys. osób, nie wyglądało to dobrze.
Mówiąc o której, Nowa Huta, projektowana przez ludzi wykształconych przed wojną, to przykład doskonałego planowania. Szerokie ulice, tramwaje, szkoły, żłobki (dziś zapomniana instytucja), sklepy, parki, centralny plac dzielnicy, szpalery drzew oddzielające ulicę od bloków, dużo zieleni itd. No po prostu niebo** a
ziemia piekło.
Wątek miał być o patriotyzmie, a nie wyliczaniu zalet kolejnych dzielnic, więc trochę spróbuję wrócić do tematu i garść przemyśleń nt. skutków społecznych. Otóż z takiej sypialni trzeba wyjechać, aby załatwić cokolwiek - pójść do sklepu, szkoły, pracy, kina, na piwo, cokolwiek. No ale jeśli pojechać (samochodem? przecież jest kilka miejsc do obskoczenia), to można pojechać gdziekolwiek. Jedna osoba pojedzie tu, inna tam. Pewnie nawet jakby się minęli w galerii handlowej, to nie zamienią słowa. Więzi sąsiedzkiej, tej lokalnej więzi społecznej brak, zero absolutne. No bo skąd? Sąsiadka pójdzie do sąsiadki na ploteczki? Sąsiad do sąsiada na mecz i piwo albo pożyczyć młotek? Dziś prędzej zgłoszą go za zakłócanie porządku do administracji (chyba, że takiej już nie ma - zostanie tylko policja***. O młotek?!). Może matka miałaby wyjść na spacer z dzieckiem w wózku? Dokąd? Jedyną nadzieją nastolatkowie, że po szkole pójdą do kolegi. Tylko że dziś to pograją czy pofejsbukują sobie przez internet... a potem będą się czuli samotni (rodzice zabiegani, że aż na drugie dziecko nie starczyło czasu), emo będzie się rodzić.
Naprawdę, gdybym miał dorastać w takim Miasteczku, to nic do niego bym nie czuł. Przeciwnie, mieszkam na starym, peerelowskim osiedlu. Niegrodzonym: czasem jakiś żul pozbiera puszki albo przejdzie kompania śpiewająca legionowe pieśni, ale ogólnie jest miło i spokojnie, wróble ćwierkają.
Przy czym sama nazwa "Miasteczko" to ściema reklamowa. Miasto ma własny rynek, sklepiki, historię, kulturę - tym się różnią np. Legionowo czy Piaseczno od takich nowych osiedli Warszawy. Ale potem taki BJ tego nie będzie rozumiał, ale na mieszkanie będzie go stać i sobie kupi w takim
urbanistycznym bublu.
Uff, rozpisałem się, ale jeśli to choć odrobinę pomoże ograniczyć ten trend, to może warto.
* - są jeszcze podwórka od wewnątrz, ale chyba niewiele większe.
** - pytanie w takim razie: jak doszło do utraty tamtejszych więzi społecznych na rzecz
elementu dresiarskiego. A może ów też jest ze sobą zżyty, tylko obcych atakuje? Ciekawy temat socjologiczny.
*** - przykład zrzucania z siebie przez dewelopera kosztów (tu: utrzymania tzw. ładu sąsiedzkiego) na innych.