RobertD pisze:Po pierwsze, oceniając poziom komentarzy do artykułu - mówicie, że artykuł jest stronniczy, a jacy sami jesteście?
Przyganiał kocioł garnkowi, biorąc pod uwagę stężenie bzdur w Twojej wypowiedzi. Zgodnie z życzeniem, parę poniżej wypunktuję dla przykładu.
Po drugie - ja poruszam się komunikacją miejską, szczególnie do centrum. Właściwie zawsze. Nigdy nie wsiadam w tramwaj, tylko w autobus, chociaż mam obie pętle pod domem. Jak wytłumaczyć taki fenomen?
Czy jesteś mitycznym, nieistniejacym szarym obywatelem? Naszym współczesnym jedermanem? Super, zgłoś się do ośrodków badania opinii społecznej - szukają kogoś takiego od początku istnienia statystyki...
Żarty na bok - to, że Ty jeździsz tak jak chcesz, znaczy dokładnie 0 (zero, nic) w ocenie ogólnej sprawności systemu. N I C. Kapujesz? To znaczy tylko tyle, że z jakichś powodów dla Ciebie lepszy jest autobus. I tylko tyle.
Skoro tramwaje są takie dobre, to dlaczego są takie złe?
Aha. Merytoryczny, liczbowy argument Korwinna - Mikkego.
Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale tramwaje obsługują jakieś 30% komunikacji zbiorowej a autobusy 60%. Ciekawe skąd ta dysproporcja? Częściowo odpowiedzieliście na to pytanie.
Przede wszystkim z tego, że sieć autobusowa jest kilkukrotnie bardziej rozległa. Porównanie napełnień autobusów i tramwajów na konkurencyjnych trasach (np. dawny przebieg 125 i 26) niezbicie wykazywał przewagę tramwaju nad autobusem zwykłym; porównanie z autobusem przyspieszonym jest oczywiście bardziej dyskusyjne tyle, że to porównywanie jabłek do gruszek, bo autobus "czerwony" zawdzięcza prędkość niższej dostępności.
Tramwaje w Warszawie są strasznie wolne
Pewnie dlatego trzeba szyny w węzłach rozjazdowych po roku eksploatacji napawać...
i jeżdżą ze średnią 10-15kmh.
Źródło tego kłamstwa?
Nie trzeba budować żadnej infrastruktury dla autobusów. Drogi już są.
Kolejna bzdura ekonomiczna i techncizna. Ekonomiczna, bo to, że są, nie znaczy, że nikt za nie nigdy nie zapłacił albo, że już się zamortyzowały. Nie znaczy też, że nie trzeba ich utrzymywać i tu bzdura techniczna się kłania - zużycie nawierzchni drogowej zależy od nacisków, w przybliżeniu - w 4 potędze. Oznacza to, że jedna oś o nacisku 10 ton zużywa jezdnię tak, jak przejazd 10 000 pojazdów. A autobusy stanowią jedyne nominalne obciążenie buspasa i podstawowe obciążenie ulic w centrum, gdzie pociągi drogowe zdarzają się raczej sporadycznie. Więc to od liczby kursów autobusów zależeć wprost będzie częstotliwość napraw tych ulic.
Kiedy spłaca się inwestycja w tramwaj? Podejrzewam, że po jakichś 30 latach.
Znowu przykład "twardych danych liczbowych" wyssanych z palca przez człowieka bez elementarnej wiedzy o omawianym temacie. Większość analizowanych nowych tras tramwajowych w Warszawie ma wskaźnik B/C na poziomie 3-4 przy 20-25 letnim okresie analizy. Oznacza to czas zwrotu od 5 do 8 lat.
Pół miliarda złotych za jedną linię tramwajową? To jest 1/20 rocznych dochodów miasta. Dochodów, z których trzeba opłacić nie tylko komunikację.
Tak, można na przykład zbudować stadion.
Koszt początkowy jest barierą nie do przebicia. Przykro mi.
Bzdura. Istnieje coś takiego jak mechanizmy finansowe - kredyt, leasing. Można zadanie powierzyć spółce, która koszty pozyskania pieniądza weźmie na siebie, wzamian wliczając je w wozokilometr. Wyobraź sobie, że Twoje ukochane autobusy nie są przewoźnikom prywatnym kupowane z budżetu miasta, a kupują je sobie sami. Ale tak można zrobić nie tylko z autobusami.
Po czwarte miasto takie jak Warszawa dynamicznie się rozwija. Inwestycje komunikacyjne o wysokim koszcie początkowym i długim, kilkudziesięcioletnim terminie opłacalności są ewidentnie złe.
Zamiast tego "ewidentnie" poprosiłbym jednak o jakieś źródło. Nie wiem, podręcznik, artykuł. Jak na razie to kolejna bujda, ewidentnie sprzeczna z wiedzą inżynierską.
Nikt nie zagwarantuje, że linia tramwajowa za pół miliarda, za 30 lat będzie miała jakiś sens. Może będzie do likwidacji już po 15 latach.
To co powiesz o budowie mostów, linii metra, dróg szybkiego ruchu? Bzdura na resorach, mająca resztki sensu jedynie w warunkach amerykańskiej gospodarki na kartonowych domkach (ale i tam kredyty na 30 lat się bierze i sprzedaje dom z kredytem) i miejscach pracy w postaci malli z prefabrykatów. Nie ma to jednak nic wspólnego z urbanistyką czy budownictwem, gdzie budynek się liczy z zasady na 50 lat eksploatacji (za dodatkowe lata trzeba dodać np. centymetrów otulinie betonowej).
No i wystarczy.
Wypowiedź ta stanowi moje prywatne zdanie i nie może być cytowana lub analizowana w związku z moją działalnością w jakiekolwiek instytucji z którą mogę lub mogłem współpracować, ani jako stanowisko tej instytucji. Nie wyrażam także zgody na jej przetwarzanie w żadnej formie technicznej ni magicznej.