Dla kogo chodniki? Piesi: uciekamy rowerzystom spod kół
Zmianę przepisów cykliści potraktowali jako całkowite przyzwolenie na łamanie prawa. Zawłaszczyli chodniki i piesi muszą im uciekać spod kół - alarmują nasi czytelnicy
21 maja zmieniły się przepisy dotyczące rowerzystów. I wywołują spore kontrowersje wśród naszych czytelników. Emocje wzbudza m.in. przepis dopuszczający jazdę na rowerze po chodniku. Już wcześniej można to było robić, o ile na biegnącej obok jezdni kierowcy mogli jechać szybciej niż 50 km na godzinę, czyli np. wzdłuż Trasy Łazienkowskiej (dopuszczalna prędkość 70 km na godz.) czy w al. Sikorskiego (60 km/godz). Mogli także jeździć po chodniku z dzieckiem do lat 10. Teraz doszła jeszcze możliwość wjechania na trotuar w czasie niepogody. Oczywiście bezwzględne pierwszeństwo ma tam pieszy. Problem jednak w tym, że wielu kierowców nie przestrzega "pięćdziesiątki" i wielu rowerzystów boi się jeździć jezdnią. I wtedy - wbrew przepisom - wybierają chodnik.
Jak nie rozjechać rowerzysty?
Mam pełną świadomość tego, że wypowiadając się na temat warszawskich rowerzystów z pozycji warszawskiego taksówkarza, wywołam lawinę inwektyw pod moim adresem. Godzę się na to.To, co dzieje się na ulicach po ostatnich zmianach przepisów dotyczących uprawnień rowerzystów, wyczerpało moją cierpliwość (czasami sam poruszam się owym jednośladem). Zmianę przepisów cykliści potraktowali jako całkowite przyzwolenie na łamanie podstawowych zapisów kodeksu drogowego. Konia z rzędem temu, kto na dziesięć poruszających się po mieście rowerów znajdzie chociaż pięć wyposażonych zgodnie z k.d. Brak oświetlenia to norma. I potem wieczorami jedzie taki rowerzysta widmo, zagrażając pozostałym uczestnikom ruchu i przede wszystkim sobie. Brak wyobraźni? Totalna głupota.
Kolejny przykład łamania przepisów, starych i nowych: kodeks drogowy nakłada na rowerzystów obowiązek trzymania się najbliżej prawej krawędzi jezdni; obowiązek PRZEPROWADZANIA rowerów przez przejście dla pieszych, USTĘPOWANIA pierwszeństwa pieszym na chodnikach. Widział to ktoś? Kilka dni temu, przechodząc przez chodnik, zostałem wzięty w kleszcze przez ojca i syna na rowerach.
Kolejna sprawa: jazda ulicami jednokierunkowymi pod prąd oraz, a może przede wszystkim, jazda ulicami, na których ruch rowerów jest zabroniony. Na zwrócenie delikwentowi uwagi w najlepszym przypadku słyszę: "No przecież nic się nie stało".
Najdziwniejsze zaś jest to, że w rzekomo przestrzegającej prawa "masie rowerowej" przeważającą większość stanowią rowerzyści na maszynach, których kodeks drogowy nie dopuszcza do ruchu - bez obowiązkowego wyposażenia. A potem, w przypadku kolizji, najczęściej czytam: samochód rozjechał rowerzystę. A jak miał nie rozjechać, skoro rower był nieoświetlony, ulica ciemna i jeszcze po deszczu?
Włodzimierz Pawłowski
Dla kogo jest chodnik
"Gazeta" często pisze, jak kierowcy łamią prawa rowerzystów. Nie widziałem jednak głosu w sprawie, jak rowerzyści łamią prawa pieszych. Przy Małcużyńskiego 4 znajdują się dwie placówki - przedszkole i podstawówka. Do szkoły codziennie dojeżdża rowerami na godzinę 8 co najmniej kilkadziesiąt dzieci na rowerach.
Dojazd odbywa się osiedlowymi uliczkami i chodnikami, bo oczywiście planiści nie przewidzieli ścieżek rowerowych. (...)
Do tej pory chodziłem z dziećmi (odprowadzam córkę i dwuletniego syna) chodnikiem przy szkole, gdzie czuliśmy się w miarę bezpieczni. Teraz już nie mam tego komfortu. Dziś na jednym z chodników tuż przed bramą szkoły, gdzie pieszy powinien mieć teoretycznie pierwszeństwo, została potrącona przez 12-latka na rowerze moja sześcioletnia córka. Na szczęście poza stłuczeniem kolana i strachem nic się nie stało. Tłumaczenie rowerzysty? Słowo przepraszam? Nie chciałem? Nie! Bo ona stała na chodniku! A powinna? Iść? frunąć? Nie udało mi się tego dowiedzieć.
Andrzej Kamiński