Cytaty książkowe

Moderator: Szeregowy_Równoległy

Stary Pingwin
Posty: 5816
Rejestracja: 11 lis 2009, 11:48

Post autor: Stary Pingwin » 13 sie 2015, 9:54

Rozrusznik serca wyjmuje się przed kremacją.
miłośnik 13N

Awatar użytkownika
Szeregowy_Równoległy
Szeregowe Chamidło
Posty: 14095
Rejestracja: 13 paź 2008, 11:37

Post autor: Szeregowy_Równoległy » 13 sie 2015, 10:05

Gdyby dostała go po kremacji, to by raczej nie leżał między książkami Żeromskiego ;)
129, 177, 178, 187, 194, 197, 207, 716, 401, 517, N35, N85, R1, R3, S1.

Nazywam się Major Bień

jgas
Posty: 1401
Rejestracja: 28 gru 2006, 21:05
Lokalizacja: z ukrycia

Post autor: jgas » 15 sie 2015, 13:50

Szczytem idiotyzmu naszych czasów, zdaniem Dziadka, są panowie. Siedzieć w mieście i zarabiać w jakiejś śmierdzącej norze przez jedenaście miesięcy w roku po to tylko, by dwunasty miesiąc spędzić w górach i cieszyć się światem a potem dobrowolnie wracać do miasta i znowu cały rok siedzieć w śmierdzącej norze to jedna wielka głupota. Bogaty pon siedzi w mieście jak w więzieniu, jak w grobie, raz do roku przepustka w prawdziwe życie, martwi się, czy go będzie stać na wczasy, a biedny Dziadek ma wczasy całoroczne. Więc, gdyby Dziadek był bogaty, byłby straśnie biydny. Ale, kwała Bogu, zupełnie się na to nie zanosi.

Antoni Kroh „Sklep potrzeb kulturalnych – po remoncie”

jgas
Posty: 1401
Rejestracja: 28 gru 2006, 21:05
Lokalizacja: z ukrycia

Post autor: jgas » 31 sie 2015, 18:33

“Kiedyś, jeszcze jako dziecko zapytałem matkę, jak jest w piekle. Ona odpowiedziała mi wtedy zadziwiająco pewnie, jakby już tam była, jakby to była autopsja, a nie wyobrażenie:
- Synku, w piekle na powitanie pokazują ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrał właściwe wyjście. A potem pokazują ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłeś (...) pokazuje się w piekle, co mogliby w życiu osiągnąć...
- A potem? Mamusiu, co się dzieje potem, kiedy już to wszystko pokażą?
- Potem, synku, zostawiają cię samego z twoimi wyrzutami sumienia. Na całą wieczność. Nie ma już nic ani nikogo. Tylko ty i twoje wyrzuty sumienia.”
Wojciech Kuczok „Gnój”

jgas
Posty: 1401
Rejestracja: 28 gru 2006, 21:05
Lokalizacja: z ukrycia

Post autor: jgas » 13 wrz 2015, 18:51

"Nawet u nich w Olecku, głębokiej Polsce B. chodzenie do makdonalda to był obciach. Chodzić do makdonalda to jak ćwiczyć na siłowni albo wydawać całą kaskę na nowe dresy czy przyciemnianie szyb do poloneza. Wiedzieli o tym, lecz lubili to miejsce, zwłaszcza Robert. Wiem, wiem, powtarzał, w bułce jest papier, w kotlecie psia kupa, a całość to zestalony w rakotwórczy pocisk glutaminian sodu. Ale i tak mi smakuje. Dlatego czasem w tajemnicy przed znajomymi wyprawiali się do najbliższego baru McDonald's w Suwałkach na kanapkę i frytki, czyniąc z tego rytuał, hamburgerowe bachanalia."
Zygmunt Miłoszewski "Domofon"

jgas
Posty: 1401
Rejestracja: 28 gru 2006, 21:05
Lokalizacja: z ukrycia

Post autor: jgas » 05 paź 2015, 12:58

"Wiedźmin westchnął. Zdarzyło mu się nie raz i nie dwa obejrzeć efekty działania bezpiecznych teleportów, uczestniczył też w segregowaniu resztek ludzi, którzy z teleportów korzystali. Stąd wiedział, że deklaracje o bezpieczeństwie portali teleportacyjnych można było umieścić w tej samej przegródce, co twierdzenia: mój piesek nie gryzie, mój synek to dobry chłopiec, ten bigos jest świeży, pieniądze oddam najdalej pojutrze, noc spędziłam u przyjaciółki, na sercu leży mi wyłącznie dobro ojczyzny oraz odpowiesz tylko na kilka pytań i zaraz cię zwolnimy."

"W przeważającej części zbiorowości społecznych klasa rządząca rządziła, miast wyłącznie kraść i uprawiać hazard na przemian z nierządem. Elita społeczna w niewielkim tylko procencie złożona była z ludzi sądzących, że higiena to imię prostytutki, a rzeżączka to ptak z rodziny skowronków. Lud roboczy i rolniczy w małej jeno części składał się z kretynów żyjących wyłącznie dniem dzisiejszym i dzisiejszą wódką, niezdolnych swym szczątkowym rozumem ogarnąć czegoś tak nieogarniętego jak jutro i wódka jutrzejsza."

" - Historia - uśmiechał się wiedźmin - to relacja, większością kłamliwa, ze zdarzeń, większością nieistotnych, zdawana nam przez historyków, większością durniów."

Andrzej Sapkowski "Sezon burz"

Awatar użytkownika
Daniel_FCB
(kaczofob)
Posty: 1598
Rejestracja: 23 lut 2008, 20:54
Lokalizacja: Natolin

Post autor: Daniel_FCB » 14 mar 2016, 8:35

Dmitrij Głuchowski, "Witajcie w Rosji":
„…Pod działaniem zachodniego wiatru na wewnętrznej powłoce balonów bezustannie tworzy się kondensat pieniężny i w naturalny sposób spływa do leja prowadzącego do giętkiej karbowanej rury. Rury te ciągną się aż do samej ziemi, gdzie kondensat pieniężny zbiera się w ultranowoczesnych zbiornikach. To w nich kondensat przekształca się w paczki banknotów. Najnowsze osiągnięcie przemysłu powietrznego to tworzenie z kondensatu nowych banknotów o nominale pięciu tysięcy rubli. Właśnie stąd pieniądze trafiają do Banku Centralnego, do budżetu Federacji Rosyjskiej, na rynek papierów wartościowych, do państwowych i prywatnych banków i, wreszcie, poprzez kredyty lub pensje – do portfeli obywateli”
(...)
"– A… a… pro-o… pro-o-szę powiedzieć, co bę-ę… bę-ę-dzie, jeśli wiatr w ogó… w ogó-ó-le u… u-u-cichnie? – zapytał ze szczerym zainteresowaniem.
Widząc, że za chwilę stanie się nieodwracalne, Bogow przestał go słuchać i sam przeszedł do ofensywy.
– Ależ co pan w ogóle mówi? W naszym kraju wiatr wiał od zawsze!
– Już za Piotra Pierwszego, za Iwana Groźnego, od czasów powstania państwa rosyjskiego pieniądze brały się tu z powietrza! – poparł go Żyrynowski. – Mówić, że wiatr może kiedyś ustać, może tylko szkodnik! Tylko tchórz! – Wziął rozbieg, odbił się od lin i z wyskoku przywalił Niemcowowi łokciem w twarz."
Przy okazji - polecam Metro 2035. Głuchowski dał sobie spokój z potworami i zjawiskami paranormalnymi, a skupił się na analizie radzieckiegorosyjskiego społeczeństwa.
Wciąż się zastanawiał, jak nielogiczne może się stać logiczne rozumowanie, jeśli zajmuje się nim dostatecznie duży komitet - Pratchett, Świat finansjery
A mówili nauczyciele "z gminem nie zadajemy się nie z powodu ich niskiego urodzenia, ale dlatego, że nie ma po co" - Ziemiański, Achaja
FCBARCA.COM

reserved
Posty: 14614
Rejestracja: 27 gru 2005, 17:51
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: reserved » 24 paź 2016, 21:58

Stefan Wiechecki - Śmiech śmiechem pisze:- Panie, jak mnie pan jeszcze raz złapiesz za nos, wyjdę z fasonu i będzie krewa. Nie lubię tego, nerwowy jestem, rozumiesz pan?

Skarcony turysta szuka ostoi w sąsiadce z lewej strony, ale już pierwsza próba kończy się dlań tragicznie.

- Nie szczyp się pan...
- Zosia, kto cię uszczypał? - pyta z daleka mąż właścicielki szamotowego piecyku.
- Ten ów, co za mną stoi.
- Jak się pan prowadzisz, dlaczego mnie pan żonę szczypiesz?
- Co proszę, ja tę panią szczypię? W jakim celu?
- Nie udawaj pan greka, nie wiesz pan, w jakim celu mężczyzna szczypie uroczą kobietę?
- Daj pan spokój, urocza to ona jest dla pana, bo pan nie masz innego wyjścia.
- A dla pana jaka jestem? - zaperzyła się pani Zosia.
- Dla mnie jesteś pani wydra na kołnierz od palta.
- Oleś, w ucho go!
- Nie mogie, za daleko stoję. Ale służę ci rurą, kochanie ty moje. Tu pan Oleś wręczył małżonce dwumetrowej długości rurę. Pani Zosia z wprawą ujęła ją za kolanko i grzmotnęła swego przeciwnika w kapelusz. Z rury buchnął potężny, przypominający eksplozję miny słup sadzy. Czarna chmura spowiła świat. Kiedy opadła, okazało się, że wszyscy pasażerowie wyglądają jak silny oddział kominiarzy po ciężkiej pracy wracający do domowych pieleszy. Obywatele spojrzeli po sobie i rzucili się na pana Olesia. Na szczęście szofer krzyknął: - Brukowa, wysiadać!
PS
Czy ten temat nie powinien być w Kąciku Hobbysty? :)

Awatar użytkownika
fik
Naczelne Chamidło
Posty: 27397
Rejestracja: 10 gru 2005, 12:34
Lokalizacja: so wait for me at niemandswasser

Post autor: fik » 26 wrz 2017, 21:31

To niezmiennie jedna z najbardziej poruszających powieści, jakie czytałem.
Arkadij i Borys Strugaccy w Pikniku na skraju drogi pisze: A chłopak ciągle jeszcze schodził tanecznym krokiem, wybijając nieopisany rytm i biały kurz wybuchał pod jego stopami. Krzyczał coś na cały głos, bardzo dźwięcznie i bardzo radośnie, i bardzo uroczyście jak piosenkę albo jak zaklęcie - i wtedy Red pomyślał, że chyba po raz pierwszy, od czasu jak istnieje ta kopalnia, ktoś zbiegł na dół, jakby śpieszył na święto. I początkowo nie słuchał, co tam wykrzykuje ten gadający wytrych, a potem jakby ktoś w nim nacisnął włącznik i wtedy usłyszał:

- Szczęście dla wszystkichl... Za darmo!... Ile kto zapragnie!... Chodźcie tu wszyscy!... Starczy dla wszystkich!... nikt nie odejdzie pokrzywdzony!... Za darmo!... Szczęście!... Za darmo!...

A potem nagle zamilkł, jakby ogromna ręka z rozmachem wepchnęła mu w usta knebel, i Red zobaczył, jak przezroczysta pustka przyczajona w cieniu koparki schwyciła chłopca, rzuciła w powietrze i powoli, z wysiłkiem skręciła tak, jak kobiety wyżymają bieliznę po praniu. Red zdążył dostrzec, jak jeden zakurzony półbucik ześlizgnął się z drgającej nogi i poleciał wysoko do góry. Wtedy Red odwrócił się i usiadł. Głowę miał absolutnie pustą, bez jednej myśli - stracił świadomość istnienia. Wokół było cicho i szczególnie cicho było z tyłu za plecami, tam na drodze. Przypomniał sobie o manierce - bez zwykłej radości, po prostu tak jak o lekarstwie, które należy zażyć o właściwej porze. Zdjął zakrętkę i zaczął pić maleńkimi skąpymi łykami i po raz pierwszy w życiu zapragnął, żeby w manierce zamiast alkoholu znalazła się zwyczajna zimna woda...

Upłynął czas jakiś i w głowie zaczęły się pojawiać mniej więcej sensowne myśli. Oto wszystko, myślał apatycznie. Droga wolna. Już teraz można by iść, ale oczywiście lepiej poczekać jeszcze trochę. "Wyżymaczki" mają swoje dziwactwa. Zresztą i tak trzeba pomyśleć, niezwykłe zajęcie - myślenie, i to jest właśnie największe nieszczęście. Co to znaczy "myśleć"? Myśleć, to znaczy wykręcić się, skombinować, zaszachrować, owinąć dookoła palca, ale tu właśnie to wszystko jest nieprzydatne...

No dobra. Mariszka, ojciec... Zapłacić im za wszystko, zdeptać na śmierć kanalie, niech żrą gówno, jak ja żarłem... nie, to nie to, to nie to. Rudy... To znaczy oczywiście to, ale co to wszystko znaczy? Czego mi trzeba? To przecież przekleństwa a nie myśli. Zmartwiał od jakiegoś strasznego przeczucia i od razu zostawiając na boku rozstrzygnięcia i rozwiązania, które jeszcze miał przed sobą, rozkazał sobie bez litości, a więc słuchaj, rudy łajdaku, nie odejdziesz stąd, póki nie wymyślisz czegoś, co ma sens i wagę, zdechniesz tu obok tej błyskotki, usmażysz się, zgnijesz ścierwo, ale nie odejdziesz...

Boże, gdzież są moje słowa i moje myśli? Z rozmachem uderzył się na wpół otwartą, pięścią w twarz. Przecież przez całe życie ani jedna myśl nie zaświtała mi w głowie! Poczekaj, przecież kiedyś Kirył mówił coś takiego... Kirył! Gorączkowo szukał we wspomnieniach, wypływały jakieś słowa, znajome i na wpół niezn—jome, ale to wszystko było nie to, dlatego że nie stowa zostały po śmierci Kiryła - zostały jakieś niewyraźne obrazy, bardzo szlachetne, ale przecież zupelnie nieprawdopodobne...

Podłość, podłość... I nawet tu mnie dopadli, bez języka zostawili, dranie. Oprych... Jak byłem oprychem, oprychem zdechnę... Tak być nie powinno! Słyszysz? Żeby w przyszłości coś takiego było raz na zawsze zabronione! Czlowiek rodzi się po to, żeby myśleć (oto jest Kirył, nareszcie!). Tylko że ja w to nie wierzę, a po co człowiek się rodzi - nie mam pojęcia. Urodził się - no i jest. Każdy się przepycha, jak potrafi. Niech wszystkim nam dobrze się wiedzie, a oni żeby pozdychali. A kto to my? A kto oni? nic nie rozumiem. Mnie będzie dobrze - Barbridge'owi źle, Barbridge'owi dobrze - Okularnikowi źle, Chrypie dobrze - wszystkim źle i samemu Chrypie też źle, tylko on dureń wyobraża sobie, że w porę uda mu się wywinąć... Boże, jaka to straszna kasza! Ja całe życie wojowałem z kapitanem Quarterbloodem, a on całe życie wojuje z Chrypą, i ode mnie, jełopa, chciał tylko jednego - żebym przestał być stalkerem. Ale jak ja mogłem przestać, kiedy muszę utrzymać rodzinę? Iść do pracy? A ja nie chcę na was pracować, mdli mnie od waszej pracy, możecie to zrozumieć? Jeśli człowiek pracuje, zawsze pracuje na kogoś, a wtedy nie jest człowiekiem tylko niewolnikiem, a ja wszędzie i zawsze chciałem sam, chciałem być sam, żeby mleć wszystkich gdzieś, razem z ich smutkiem i beznadziejnym żalem...

Dopił koniak i z całej siły rąbnął pustą, manierką o ziemię. Manierka podskoczyła, błysnęła na słońcu i gdzieś się poturlała - od razu o niej zapomniał. Teraz siedział, zasłaniając rękami oczy i próbował już nie zrozumieć, nie wymyślić, ale chociażby zobaczyć, jak to powinno wyglądać, ale znowu widział tylko maski, maski, maski... banknoty, butelki, kupy szmat, które kiedyś były ludźmi, kolumny liczb... Wiedział, że to wszystko należy zniszczyć, ale domyślał się, że nawet jeżeli to wszystko będzie zniszczone, to nie zostanie nic - tylko naga i pusta ziemia. W bezsilnej rozpaczy zapragnął znowu oprzeć się o coś plecami i odrzucić do tyłu głowę. Wstał, machinalnie otrzepał spodnie i zaczął schodzić do wykopu.


Słońce paliło, przed oczami latały czerwone plamy, drgało powietrze na dnie wykopu i przez to drganie wydawało się, że kula tańczy w miejscu jak boja na falach. Przeszedł obok koparki podnosząc wysoko nogi i zabobonnie uważając, żeby nie nadepnąć na czarne kleksy, potem więznąc w piachu powlókł się na ukos przez cały wykop do tańczącej i mrugającej kuli. Był zlany potem, dusił się z gorąca, a jednocześnie wstrząsały nim zimne dreszcze, jak po przepiciu, w zębach skrzypiał kredowy pył. I już więcej nie próbował myśleć. Tylko z rozpaczą powtarzał jak modlitwę: "Jestem zwierzęciem, widzisz przecież, że jestem zwierzęciem. Nie znam słów, nie nauczono mnie mówić, nie umiem myśleć, te kanalie nie dały mi uczyć się myśleć. Ale jeżeli naprawdę jesteś taka... wszechmocna... wszechmogąca... wszechrozumiejąca... zdecyduj! Wejrzyj w moją duszę - ja wiem, w niej jest wszystko, czego ci trzeba. Musi być! Przecież nigdy i nikomu nie sprzedałem duszy! Jest moja, człowiecza! Sama wydobądź ze mnie to, czego chcę - przecież to niemożliwe, żebym chciał zła! Niech wszystko będzie przeklęte, przecież nic nie umiem wymyślić oprócz tych jego słów: - SZCZĘŚCIE DLA WSZYSTKICH ZA DARMO! I NIECH NIKT NIE ODEJDZIE SKRZYWDZONY!
and I ask my masks and I:
surely we are living in a dream?

Awatar użytkownika
Daniel_FCB
(kaczofob)
Posty: 1598
Rejestracja: 23 lut 2008, 20:54
Lokalizacja: Natolin

Post autor: Daniel_FCB » 27 gru 2017, 20:40

Kate Brown, "Plutopia" - o bliźniaczych ośrodkach produkcji plutonu w Richland i Oziorsku.
Transakcję tę [zagrożenie atomowe w zamian za wysoką stopę życia] nietrudno było przepchnąć – broń nuklearna w zamian za dostatek nuklearnej rodziny. Na początku lat pięćdziesiątych, kiedy pojawiła się informacja o skandalach szpiegowskich i starciach z siłami sowieckimi na całym świecie, niewielu Amerykanów kwestionowało potrzebę budowy bomb atomowych. Richland, szczególnie narażone na sowiecki atak, fetowało bombę atomową. Zamiast bać się tej broni, włączyli ją w swoje codzienne życie. Mieszkańcy Richland grali w kręgle na „atomowych torach”, przegryzali „chipsy rozszczepialne”, a w jednej z galerii handlowych przechadzali się pod neonem przedstawiającym rozpędzone neutrony. Młodzież wybierała grzyba atomowego jako maskotkę drużyny Columbia High Bombers.
[Nad rzeką Tieczą] Na ogół jest tak, że kiedy patrzysz na katastrofę ekologiczną, to o tym wiesz. Katastrofy w widoczny i wyczuwalny sposób burzą naturalny porządek. Kojarzą się ze smrodem, dymem i paskudnymi szramami na krajobrazie. Tymczasem z tym sympatycznym strumykiem wszystko było w jak najlepszym porządku. Powietrze pachniało rześko. Nad wodą śmigały jaskółki. Robiło się gorąco i ogarnęła mnie chęć przeciągnięcia stopą po gładkich kamieniach na dnie rzeki, jakby przywoływała mnie jakaś syrena. Nie było ogrodzenia ani znaków ostrzegawczych, które by mnie przed tym powstrzymywały. Musiałam sama sobie przypomnieć, że stoję nad najbardziej napromieniowaną rzeką świata. Nigdy nie widziałam bardziej urodziwej i kuszącej katastrofy, mniej zasługującej na to miano.
Wciąż się zastanawiał, jak nielogiczne może się stać logiczne rozumowanie, jeśli zajmuje się nim dostatecznie duży komitet - Pratchett, Świat finansjery
A mówili nauczyciele "z gminem nie zadajemy się nie z powodu ich niskiego urodzenia, ale dlatego, że nie ma po co" - Ziemiański, Achaja
FCBARCA.COM

Awatar użytkownika
Szeregowy_Równoległy
Szeregowe Chamidło
Posty: 14095
Rejestracja: 13 paź 2008, 11:37

Post autor: Szeregowy_Równoległy » 20 sty 2018, 16:51

Są książki, do których się wraca. Moim zdaniem ta pozycja powinna być w spisie lektur obowiązkowych, ale, jak zwykle, nikt mnie nie słucha.
Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas pierwszej wojny światowej pisze:I na tym skończyła się kariera sławnego wywiadowcy Bretschneidera. Kiedy w mieszkaniu swoim miał już siedem takich pokracznych kundli, zamknął się razem z nimi w pokoju i tak długo nie dawał im jeść, dopóki go nie pożarły.
Miał tyle honoru, że skarbowi zaoszczędził kosztów swojego pogrzebu.
W jego służbowych papierach w dyrekcji policji w rubryce "Awanse służbowe" znalazła się taka uwaga, pełna tragizmu: "Pożarty przez własne psy".
Gdy Szwejk dowiedział się o tym tragicznym wydarzeniu, rzekł tylko:
- Ciekawi mnie, jak takiego Bretschneidera złożą do kupy na Sądzie Odtatecznym?
129, 177, 178, 187, 194, 197, 207, 716, 401, 517, N35, N85, R1, R3, S1.

Nazywam się Major Bień

ODPOWIEDZ