A mnie kusi, aby zmienić też gatunek na nieco cięższy, zwłaszcza że nie znalazłem w internecie zestawienia, które oddawałoby moje odczucia w tym temacie.
10.Megadeth - Super Collider (
Super Collider,
Dance In the Rain) - nigdy nie pałałem miłością do tego zespołu, ale trzeba przyznać, że kierunek, w którym zmierza jest jak najbardziej słuszny. Mamy wreszcie odejście od nieco przyjedzonego thrashu na rzecz czegoś nowszego.
9. Device - Device (
You Think You Know,
Out of Line) - solowe dzieło Davida Draimana (Disturbed), zawierające bardzo dużo wpływów muzyki elektronicznej, a mimo to czerpiące co najlepsze z heavy metalu. Niewątpliwie coś to znaczy.
8. Queensryche - Frequency Unknown (
Cold,
In the Hands of God) - co do tego albumu trwają do dziś spory. Raz, czy Geoff Tate miał go prawo wydać pod marką Queensryche, dwa o mastering, który zbiera dość skrajne opinie. Moim zdaniem zaś dziełko jest co najmniej warte uwagi.
7. Kill Devil Hill - Revolution Rise (
Revolution Rise,
Why?) - drugi album zespołu dawnego perkusisty Black Sabbath jak i Pantery. Album wyraźnie nawiązuje do dokonań obu grup, kompozycje mają jednak również nieco świeżego powiewu.
6. Motorhead - Aftershock (
Heartbreaker,
Lost Woman Blues) - klasyczny do bólu album Motorhead. Wszystko jest tak jak powinno być, mamy krótkie zwięzłe utwory utrzymane w stylu ciężkiego rock'n'rolla, z niekoniecznie poprawnym przesłaniem. Rzadko się to zdarza, ale na albumie znalazła się też jedna ballada - Lost Woman Blues.
5. Ashes of Ares - Ashes of Ares (
Dead Man's Plight,
This Is My Hell) - debiutancki album nowego projektu Mata Barlowa (ex Iced Earth). Można powiedzieć, że wyszło mu to na zdrowie, bo pokazuje pełnię możliwości wokalnych znacznie lepiej niż tamże. Na dodatek instrumentalnie jest to coś nowego w stosunku do albumów Iced Earth.
4. Helker - Somewhere In the Circle (
Modern Roman Circus,
No Chance to Be Reborn,
Begging For Forgivness) - największe chyba moje zaskoczenie. Nieznany argentyński zespół nagrał coś, co może konkurować z najlepszymi płytami roku. W pamięć zapada zwłaszcza głos wokalisty, podobny do należącego do śp. Ronniego Jamesa Dio. Instrumentalnie niespecjalnie nic nowego, choć wypada pochwalić za rozbudowane Beggining For Forgivness.W tymże utworze możemy widzieć także gościnny wwystęp Tima "Rippera" Owensa czy Ralfa Scheepersa, choć zwłaszcza ten pierwszy nie pokazuje się zbyt dobrze.
3. Lingua Mortis Orchestra ft. Rage - LMO (
Cleansed By Fire,
Lament,
Eye For an Eye) - świetny przykład tego, jak wykorzystać orkiestrę symfoniczną do stworzenia rozbudowanych, ciekawych kompozycji, co nie udało się w tym roku wielu (Avalon, Avantasia, Jorn...). Dodatkowo na zdrowie wychodzi zatrudnienie śpiewaczek operowych w charakterze duetu z Peavym Wagnerem.
2. Black Sabbath - 13 (
God Is Dead?,
Naivete In Black) - kolejny klasyk w zestawieniu. Album ma jedną zasadniczą zaletę (Ozziego) i wadę (też Ozziego). Facet już trochę lat na karku ma i zdecydowanie śpiewać nie powinien, bo nie ma niestety na to siły. Za to mamy rekompensatę w postaci świetnego instrumentarium. Kompozycje nawiązują mocno do starych płyt z lat 70-tych, co dla jednych będzie wadą, dla innych zaletą, niemniej jest trochę świeżej myśli.
1. Dream Theater - Dream Theater (
The Looking Glass,
Illumination Theory) - Anglicy stanęli na wysokości zadania. Mamy do czynienia z pięknym albumem progresywnometalowym zakończonym rozbudowaną, ponad dwudziestominutową kompozycją. Należy przy tym nadmienić, że dziełko jest chyba nieco cięższe od innych niedawnych prac zespołu, co jednakowoż wyszło mu na dobre.
Podsumowując, mimo że mamy tu 10 raczej przyzwoitych pozycji, sądzę, że dla muzyki metalowej znacznie lepszym rokiem był 2012. Może za rok będzie lepiej.