: 26 paź 2007, 8:35
http://miasta.gazeta.pl/radom/1,35219,4611808.htmlGW pisze: Dwudziestu normalnych pasażerów i jeden bardzo uciążliwy
Anna Jurek, 2007-10-25, ostatnia aktualizacja 2007-10-25 12:27
Jakaś pani krzyczała, żeby otworzyć okna, a inna, że już wszystkie są otwarte. Zatykali sobie nosy, ostentacyjnie machali chusteczkami. W końcu postanowili wyrzucić dziada z autobusu
Kilka minut po 12, na przystanek przy ul. Wierzbickiej w Radomiu podjeżdża autobus linii numer 14. Pani Barbara właśnie wraca z supermarketu Leclerc. Wsiada środkowymi drzwiami.
A tu obok wejścia po prawej stronie, na pojedynczym siedzeniu, siedzi blady mężczyzna. Starszy, około sześćdziesiątki, włosy lekko siwe, krótki zarost na twarzy. - Bezdomny, widać było - opowiada pani Barbara. - Różnił się od nas, normalnych pasażerów. Żadnej siatki w ręku, żadnych zakupów, zupełnie bez niczego. Wszyscy na niego patrzyli, bo był inny.
Proszę opuścić autobus
Mężczyzna siedział skulony, jedną rękę trzymał na piersiach, w drugiej trzymał kulę. Nic nie mówił, głowę miał opuszczoną, wzrok wbity w podłogę.
Pani Barbara: -Wyglądał na schorowanego i bardzo biednego, bardzo. Czy pani wie, jak wygląda biedny człowiek? Koszula, bez swetra, żadnej kurtki, buty - takie trampki, prawie letnie, a to przecież październik mamy. Oni myśleli, że jest pijany, z góry to założyli. Ja się nad nim nachyliłam - był trzeźwy, tylko bardzo chory. To był zapach chorych, spoconych nóg.
Ktoś pierwszy rzucił, że śmierdzi, inni zaczęli dopowiadać. W autobusie jechało ze dwadzieścia osób. Pasażerowie zatykali sobie nosy, ostentacyjnie machali chusteczkami. Ktoś zawołał: - Nie wytrzymam, no, nie wytrzymam!
Po chwili prawie wszyscy krzyczeli, żeby pootwierać okna, a nawet drzwi, a najlepiej, żeby dziada wyrzucić z autobusu.
W końcu młoda kobieta z chustką przy nosie poszła do kierowcy interweniować, żeby się zatrzymał. Za nią poszli inni.
Autobus zatrzymał się na przystanku. Kierowca, niewysoki, średniej postury, podszedł do bezdomnego. Pasażerowie stanęli mu za plecami, żeby już się nie cofnął.
Kierowca był stanowczy: - Proszę opuścić autobus.
- I wyrzucili go! - pani Barbara prawie krzyczy. - Rozumie to pani? Oni go wyrzucili ot tak, bo im śmierdział!
Mężczyzna wstał i potulnie wysiadł. Ani słowa skargi. Dokuśtykał do ławki pod wiatą przystankową. Przysiadł w samym rogu, skulił się. Był jeszcze bardziej blady.
Pani Barbara: - Tak się zdenerwowałam na innych pasażerów, że wysiadłam za nim. Pytałam, czy mogę mu jakoś pomóc. Odpowiedział, że da sobie radę. Mówił, że mieszka w jakiejś komórce.
Paragraf 11, punkt 1
Przepisy porządkowe związane z przewozem osób i bagażu środkami komunikacji miejskiej w granicach administracyjnych miasta Radomia:
Kierowcy pojazdów, przewoźnicy i zatrudnieni przez nich pracownicy oraz kontrolerzy biletów mogą odmówić przewozu osób zagrażających bezpieczeństwu lub porządkowi, w szczególności:
1) osób nietrzeźwych, które zachowują się w sposób nieodpowiedni wobec pasażerów,
2) osób, które zachowują się w sposób agresywny,
3) osób, które z innych powodów są niebezpieczne lub uciążliwe dla pasażerów.
Myślałem, że sam wysiądzie, a ten siedział i siedział
Autobus linii numer 14 prowadził tego dnia pan Tomasz (prosi, by nie podawać jego nazwiska):
- Pierwsza osoba ledwie weszła do autobusu i już zaczęła narzekać, że śmierdzi. Później kolejne. Jakaś pani krzyczała, żeby otworzyć okna, a inna, że już wszystkie są otwarte. Przychodzili i żądali, żebym coś zrobił. Z takimi sprawami wszyscy chodzą do kierowcy.
Ja to nie chciałem wyrzucać inwalidy. Ja... sam nie wiem, co mnie kiedyś w życiu spotka.
Wcześniej miałem nadzieję, że sam wysiądzie, ale mijaliśmy kolejne przystanki, a ten wciąż siedział. Bym wytrzymał, ale ludzie nie wytrzymali.
Potem, jak już ten bezdomny wyszedł, jakiś pasażer nie pozwolił mi ruszyć. Prosił, żeby jeszcze przez chwilę stać z otwartymi drzwiami, żeby autobus się przewietrzył.
Jeden śmierdzi, a tłum musi wąchać
Kolega pana Tomasza - pan Paweł - jeździ zwykle liniami podmiejskimi:
-U mnie brzydko pachnący pasażerowie zdarzają się bardzo często, ale jeszcze nikogo z autobusu nie wyrzuciłem. Z jednej strony taki pasażer to jest też człowiek i to trochę niemoralne. Z drugiej strony jednak - on jeden śmierdzi, a cały tłum ludzi w autobusie musi to wąchać. Ja również. Więc nie dziwię się koledze.
Adam Żurek, dyrektor MPK w Radomiu:
- Przepisy prawa przewozowego wyraźnie mówią, że z autobusu nie powinni korzystać ludzie, którzy przeszkadzają innym pasażerom. Ale kierowca zachował się nieodpowiednio. Mężczyzna był o kuli. Nie powinno się wyrzucać z autobusu inwalidy. Jest to kwestia sumienia. To przykra sytuacja, którą trzeba będzie poruszyć na naradzie.
Won zasyfionym brudasom
Dyskusyjne BusForum w internecie (www.infobus.pl) ma popularny wątek "Smród". Przeczytało go już 3,8 tys. osób.
Loki: "Jadę sobie zapchanym 173 rano na zajęcia. Na przystanku Rondo Grunwaldzkie wsiada menel. Jego ciało pokryte jest jakimiś wrzodami, odzież szara od brudu. Smród wywołuje u mnie odruch wymiotny. Jak rozwiązać ten problem?".
Gallux: "Sytuacja z dzisiaj: do autobusu numer 62 wsiadł zamroczony amator kleju, który swoim smrodem wypłoszył połowę pasażerów na przód pojazdu. Autobus jednak nie ruszył z przystanku, bo kierowca wysiadł z kabiny, podniósł tego człowieka i wypchnął go przez drzwi tak, że tamten się przewrócił. Co się z nim potem działo -nie mam pojęcia, gdyż kierowca czym prędzej odjechał z tego przystanku. Mam strasznie mieszane odczucia, bo z jednej strony widać, że przepisy są przestrzegane, ale z drugiej -ten kierowca swoją głupotą i brakiem wyobraźni mógł się przyczynić do tragedii. Cokolwiek by tu mówić - to jest mimo wszystko człowiek iwyprosić go można z autobusu inaczej".
M1899: „Ja tam w pełni go popieram. Nieraz jechałem w towarzystwie »jego mościów « zamroczonych nie wiadomo czym. Podejście do takiego i grzeczne poproszenie, aby opuścił pojazd, kończyło się porządną porcją wyzwisk i nie skutkowało. Najlepsza metoda - za pysk i o bruk... Raz zaboli, to drugi raz się zastanowi, że znów może go to spotkać. WON zasyfionym brudasom z komunikacji publicznej!”.
Może oni po prostu nie mogą pachnieć inaczej?
Kilka minut po 12, autobus linii numer 14, dwa dni później. Wsiadam do autobusu i pytam pasażerów o wyrzucenie bezdomnego.
Pasażerka Danuta Szara: - Jak to wyrzucili? To jest autobus, a nie taksówka! Do autobusu wsiada, kto chce. Jeśli komuś przeszkadzają zapachy innych, może wąchać własny w prywatnym samochodzie.
Danuta Gocel: - Nieraz już w autobusie stałam obok takich ludzi. Bezdomny czy pijak. Jak mi przeszkadza, odchodzę dalej. A może oni muszą tak śmierdzieć, po prostu nie pachną inaczej i już. Im trzeba współczuć. A czy ja wiem, co ze mną będzie na stare lata albo z kimkolwiek innym? Przemilczeć i jechać dalej, tyle trzeba zrobić.
Nie ja kazałam wysiadać, to oni kazali - wszyscy
Paulina nie chce podać nazwiska. To młoda dziewczyna - na oko ostatnia klasa gimnazjum, może pierwsza liceum.
- Jechałam wtedy tym autobusem. Ale nie ja kazałam mu wysiadać - zaznacza na wstępie.
-A kto kazał?
- Oni. -
To znaczy?
- No, wszyscy. Każdemu przeszkadzało, że śmierdzi. Też zatykałam nos. No, nie dało się wytrzymać. Każdy coś tam mamrotał i w końcu ktoś do niego wstał.
Nikt nie zaprotestował. Paulina też nic nie powiedziała. Dlaczego?
- Nikt nic nie mówił, to i ja się nie odzywałam. Bo co miałam powiedzieć? Mnie jednej nikt by nie posłuchał...
Źródło: Gazeta Wyborcza