Koncepcja 1:
![Obrazek](http://bi.gazeta.pl/im/4/4909/z4909844X.jpg)
Koncepcja 2:
![Obrazek](http://bi.gazeta.pl/im/5/4909/z4909845X.jpg)
Zapis dyskusji w GW. Jest ona ciekawa moim zdaniem, lecz długa.
![Obrazek](http://bi.gazeta.pl/im/2/4806/m4806502.jpg)
http://dom.gazeta.pl/nieruchomosci/1,73 ... &startsz=xZapis debaty w redakcji "Gazety"
Rozmawiali Dariusz Bartoszewicz, Michał Wojtczuk2008-02-08, ostatnia aktualizacja 2008-02-08 00:37
Wciąż brak zgody, jakie ma być centrum Warszawy. Architekci wciąż rysują koronę z drapaczy chmur wokół Pałacu Kultury, a ratusz jej nie chce
Dariusz Bartoszewicz, Michał Wojtczuk: Stary plan trafił na śmietnik, nowy dopiero ma powstać. Do różnych gazet trafiają rozmaite rysunki pl. Defilad. Nie wiadomo, która z tych wersji obowiązuje. Panuje bałagan. Jakie będzie nasze centrum?
Jan Rutkiewicz, urbanista i były burmistrz Śródmieścia: Nad losem centrum rozpaczam od 16 lat. Wtedy wszystko się zaczęło, od międzynarodowego konkursu na koncepcję jego rozwoju. I nie rozumiem, jak można zmarnować tyle czasu i takie miejsce. To zadziwiające.
Jestem pełen najgorszych obaw, bo po równi pochyłej zjeżdżamy ciągle w dół. Doszliśmy do planiku jak z lat 60. Bo taki był np. konkurs na Dworzec Centralny i jego otoczenie. Postawiono kilka osobnych wysokich budynków i powiedziano, że to jest centrum. Postawiono pomnik kolejnictwa i powiedziano, że to jest Dworzec Centralny. W samym pępku Polski! Teraz robi się dokładnie to samo. W planiku mamy jakiś dom towarowy nazywany Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Naprzeciwko drugi - Kupiecki Dom Towarowy. Postawiono kilka budynków w miejscu, w którym nigdy nie było zabudowy (nad tunelem linii średnicowej PKP). I powiedziano, że to nawiązuje do przedwojennej architektury, co jest brednią. Są też trzy wysokie budynki od strony ul. Emilii Plater. I teraz się mówi, że takie będzie centrum Polski. To jakaś paranoja.
Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy: Zapomina pan jeszcze o Pałacu Kultury.
Jan Rutkiewicz: Pałac Kultury stoi jak gwóźdź w bucie. To jednak problem marginesowy. Co innego jest ważne: Jak można tak zmarnować najlepiej skomunikowany teren łączący się ze światem i Polską? To jest niewiarygodne.
Dlaczego pan uważa, że zmarnowaliśmy teren? Ciągle nie wiemy, co tam będzie? Czy też marnujemy go, wybierając planistyczny kompromis: tylko kilka wieżowców, ale głównie zabudowa do 36 m i bez okrągłego bulwaru?
Jan Rutkiewicz: Marnujemy szansę, bo coraz większy wpływ na władze miejskie ma grupa moich kolegów, którzy nie potrafią wyjść poza myślenie z lat 60. i 70. Przecież został zorganizowany i rozstrzygnięty konkurs międzynarodowy. Miasto podjęło pewne zobowiązania, które rozgłosiło na cały świat. I potem miasto samo sobie napluło w twarz. Powiedziało, że te zobowiązania są nieistotne. Teraz kilkunastu niewyżytych i doradzających ratuszowi panów będzie się znęcać na tej pracy konkursowej, którą wcześniej psuli coraz bardziej. Aż doszli do prowincjonalnej zabudowy małego miasteczka w Polsce wschodniej, bo nawet nie zachodniej.
O jakim planie pan mówi? Tym, który obowiązuje? Przygotowanym przez miejską pracownię za rządów Michała Borowskiego jako naczelnego architekta miasta?
Jan Rutkiewicz: Mówię o tym planie, który teraz obowiązuje, i o obrazkach prezentowanych ostatnio [w "Gazecie Wyborczej" i "Stołecznej"].
Jacek Wojciechowicz: Nie uważa pan, że idziemy z tymi obrazkami w dobrym kierunku?
Jan Rutkiewicz: Nie. Idziecie w coraz gorszym kierunku.
O drapaczach chmur i grzybach na cegłach
Czy ratusz preferuje obrazek, który pokazaliśmy w "Gazecie" - Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Kupieckie Domy Towarowe przy pl. Defilad, niskie domy wzdłuż Al. Jerozolimskich i trzy wieżowce od strony ul. Emilii Plater? Czy tak może wyglądać nasze centrum za kilka, kilkanaście lat?
Jacek Wojciechowicz: Mniej więcej. Ratuszowy zespół koordynujący - czyli prezydent, wiceprezydenci, sekretarz i skarbnik - rozpatrywał dwie wersje zagospodarowania pl. Defilad. Pierwsza z tzw. korso (okrągłym bulwarem wokół Pałacu Kultury i "koroną" drapaczy chmur). Druga to zmiany w stosunku do teraz obowiązującego planu. Polegają głównie na powiększeniu obszarów zielonych - od strony ul. Świętokrzyskiej i Al. Jerozolimskich. Wskazujemy też wysokie budynki przy ul. Emilii Plater. Rozpatrywaliśmy te dwie koncepcje. W zespole koordynacyjnym po dyskusji większość uzyskała koncepcja poprawienia obowiązującego planu z dostawieniem wysokościowców od strony ul. Emilii Plater. Postanowiliśmy też zrobić konsultacje z Radą Architektury i Rozwoju Miasta, co nastąpi w przyszłym tygodniu.
Grzegorz Buczek, urbanista, były burmistrz Ochoty: Czyli będą konsultacje z tym "zespołem niewyżytych facetów", którzy uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, jak ma wyglądać centrum?
Jacek Wojciechowicz: Oprócz tego chcemy, żeby odbyła się publiczna dyskusja. W przyszłym tygodniu materiał przekażemy mediom.
Czyli pokażecie te dwa obrazki - z koroną wieżowców i bez niej.
Jacek Wojciechowicz: Niech mieszkańcy Warszawy też mają okazję się z tym zapoznać. Niech sobie zobaczą, niech sobie podyskutują. Potem sprawą zajmie się Rada Warszawy. Chcemy na przełomie lutego i marca zdecydować, w którą stronę idziemy. Trzeba bowiem dopracować jedną z tych wersji, by zamienić koncepcję na konkretne zapisy.
Kiedy nowy plan będzie gotowy?
Jacek Wojciechowicz: Około marca przyszłego roku.
Skąd się wzięła najnowsza koncepcja zabudowy centrum, którą pokazaliśmy w "Gazecie"? Poprzednia była wynikiem konkursu. A nowa? Kto jest jej ojcem?
Jacek Wojciechowicz: To wynik wielu dyskusji, które przeprowadziliśmy po tym, jak radni podjęli uchwałę o zmianie planu. Dostałem też pismo ze stanowiskiem Rady Architektury i Rozwoju Miasta, które w bardzo dużym stopniu odpowiada temu, co zawarliśmy w tej koncepcji. Rada Architektury skrytykowała zaś koncepcję przedstawioną przez panów Andrzeja Skopińskiego i Bartłomieja Biełyszewa (z korso i koroną wieżowców).
Choć przedstawiamy obydwie koncepcje, a skłaniamy się ku tej bez korsa i korony wieżowców, to moim zdaniem takie miejsce zasługuje na rozwiązania bardziej nowoczesne i bardziej wizjonerskie. Wydaje się, że rozwinięcie koncepcji z 1992 r. bardziej odpowiada dzisiejszym realiom i potrzebom.
Czyli jednak korona z wieżowców?
Jacek Wojciechowicz: Tak. Ale ta 15- czy 16-letnia krytyka tego pomysłu w jakimś sensie nie bierze się znikąd. Pytanie tylko, z czego. Chyba z kompleksów.
Ze strachu też. Bo kiedy załamie się koniunktura, z korony może zostać np. jeden ząb. Albo dwa.
Jacek Wojciechowicz: Nie bójmy się wszystkiego.
Łatwiej realizować plan prostszy. Ten skomplikowany z koroną tak naprawdę wymaga budowania wszystkiego od razu, bo inaczej będzie niezrozumiały.
Jacek Wojciechowicz: Gdybyśmy chcieli iść w taką prostotę, to koncepcja Stadionu Narodowego nie wyglądałaby tak fikuśnie jak dzisiaj. Trzeba podejmować wyzwania bardziej ambitne. Bez względu na to, co panowie napiszecie w "Gazecie" i co my sobie tutaj powiemy, każda następna dyskusja zaczyna być jałowa, ponieważ ona przez te 16 lat już się wyczerpała. Strony są okopane w swoich poglądach.
Wykonanie ambitnych założeń wymaga konsekwencji, czyli także podtrzymywania decyzji poprzedników. W historii warszawskiego samorządu to się chyba nie zdarzyło. Czy nie obawia się pan, że następcy i tak wszystko wyrzucą do kosza?
Jacek Wojciechowicz: Jednak w samorządzie warszawskim - no, może poza planem pl. Defilad - nie ma rewolucji, mimo że przychodzą różni prezydenci. Rozwój zaplanowany, jeśli chodzi o transport, system dróg czy metro, jest w ponad 90 proc. kontynuowany.
Potrzebujemy chyba jakiegoś partnerstwa dla pokoju dla placu Defilad.
Jacek Wojciechowicz: Partnerstwo dla pokoju zawarliśmy już w przypadku odbudowy Pałacu Saskiego na ratusz. I to się udało.
W przypadku Pałacu Saskiego jest tylko wykopana dziura i zapowiedź sporządzania analizy mykologicznej. Dowiemy się, jakie grzyby rosną na cegłach odkopanych piwnic.
Jacek Wojciechowicz: No, tak już jest, że grzyby rosną na cegłach.
O planie-bękarcie i zaplutej Warszawie
Grzegorz Buczek: Pan prezydent wykazał pewne preferencje w stosunku do innej wersji niż ta, którą wybrały władze miasta. Architekci Andrzej Skopiński i Bartłomiej Biełyszew powiedzieli, że nadal projektują dwie wersje - jedną autorską, a drugą pod dyktando ratusza i z obrzydzeniem. To jakie są szanse na to, że wiceprezydent Warszawy będzie odpowiadał za prowadzenie projektu, który mu się niespecjalnie podoba? A architekci będą projektować centrum z obrzydzeniem na podstawie koncepcji wybranej przez miasto.
To jest właśnie ten czeski film, który kręcimy wokół Pałacu Kultury.
Jacek Wojciechowicz: Pan tworzy jakieś fantazje. Niech pan napisze "Harry'ego Pottera".
Ale czy to rzeczywiście tak będzie, że będzie pan realizować plan, do którego pan nie jest przekonany?
Jacek Wojciechowicz: Ja nie jestem architektem, tylko urzędnikiem. Moją rolą jest realizować to, co przyjmie Rada.
Oddajmy głos projektantowi.
Andrzej Skopiński: Jesteśmy zdumieni całym zamieszaniem. Lansujemy nasz projekt wybrany w konkursie międzynarodowym, który jest symbolem nowoczesnej Warszawy XXI wieku. Próbujemy z tego zrobić znak rozpoznawalny na świecie. Bo nigdzie na świecie nie ma miasta, które miałoby kompozycję wysokich budynków powiązanych ze sobą. To może być nie tylko symbol naszego miasta, ale i całej Polski.
Byłem współautorem tzw. ściany zachodniej z kolegą Jerzym Skrzypczakiem (hotel Marriott i Intraco II). Naszym nieszczęściem, nieszczęściem Polski jest niedoprowadzanie niczego do końca. Wybudowaliśmy jeden wieżowiec, potem drugi, a Złote Tarasy zaprzepaściły całą koncepcję. W tej chwili obserwujemy ten sam proces. W sercu Warszawy my, Polacy, nie jesteśmy w stanie z naszym kłótliwym charakterem zrobić czegoś znaczącego od początku do końca. W naszym pojęciu banalizuje się ten cały obszar w sposób pokazany w wersji, która - nie wiem, dlaczego - jest też określana jako nasza wariantowa.
Czyli panowie zrobili tę wizualizację tylko po to, żeby można ją było porównać z waszą - z korso i z koroną?
Andrzej Skopiński: Niepotrzebnie to w ogóle powiedzieliśmy. To nie jest nasza wersja!
Michał Borowski: To co, samo się narysowało?
Bartłomiej Biełyszew: My tylko przełożyliśmy na rysunek uwagi rady urbanistycznej.
Czyli narodził się bękart?
Andrzej Skopiński: Tak. Jakiś bękart.
Jan Rutkiewicz: To nie bękart, lecz prawowite dziecko studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego.
Czy da się pożenić plan obowiązujący teraz z nową koncepcją, trochę jak z konkursu z 1992 r. i z wysokimi budynkami? Czy to się da złożyć w całość?
Michał Borowski: To nie jest kwestia tego, czy da się pogodzić jeden rysunek z drugim, czy można zrobić taki samochód, który z przodu jest volkswagenem, a z tyłu mercedesem. Najważniejsze pytanie brzmi: Jakie ma być centrum? To jest oczywiście decyzja polityczna. Może być trochę jak londyńskie City pełne wieżowców otaczających Pałac Kultury. Albo miasto, w którym śródmiejska zabudowa dochodzi do Pałacu Kultury i tworzy miejsce o zupełnie innej jakości.
Zawsze najważniejsza jest jakość przestrzeni publicznych. Nieważne, czy będziemy mieć jeden wieżowiec więcej, czy jeden mniej. Problemem Warszawy nie jest liczba wieżowców, ale to, że jest zapluta, brudna, nierówna, nieprzemyślana. I że brak w niej przestrzeni o jakości podobnej do tej, którą znamy z innych miast.
Jacek Wojciechowicz: To demagogia! Mówi pan, że Warszawa jest zapluta i brudna. Co to za argument? To trzeba ją było sprzątać przez cztery lata.
Michał Borowski: Ja w ogóle nie wchodzę w politykę. Mówię to samo od początku lat 90., kiedy tu przyjechałem. Jeden czy dwa domy nie rozwiązują problemu. Bez względu na to, czy obudujemy Pałac Kultury w taki sposób, czy w inny, problem pozostanie. Trzeba bowiem mówić o wartościach - o jakie miasto nam chodzi. Sprecyzujmy te wartości. I wtedy je chrońmy. Albo budujemy przypadkowo.
Jacek Wojciechowicz: Co to znaczy, że budujemy z planem albo przypadkowo? Czy postawienie Marriotta, InterContinentalu, Warszawskiego Centrum Finansowego czy Ronda 1 to budowanie przypadkowe, czy też wizjonerskie?
Michał Borowski: Warszawa jest zabudowywana bardzo przypadkowo.
Grzegorz Buczek: To pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi. Realizacja Intraco II przy ul. Chałubińskiego, Marriotta, w pewnym sensie InterContinentalu, Warszawskiego Centrum Finansowego, a nawet Ronda 1 była pochodną konkursu na Zachodni Rejon Centrum Warszawy. Zaprzeczeniem tej idei ściany zachodniej stały się dopiero Złote Tarasy.
Jacek Wojciechowicz: Część panów architektów - w zależności od poglądów - uważa coś za piękne założenie i genialne rozwiązanie. Inni przychodzą i mówią: To zupełny przypadek i kompletna prowincja, chaos.
Spór o nowoczesność i drapacze chmur
Wystarczy posprzątać, żeby centrum Warszawy było ładne?
Andrzej Skopiński: Były architekt Warszawy Michał Borowski mówi, że posprzątanie chodników da nam efekt wspaniałego miasta. Że wystarczy wywieźć śmieci. To niebezpieczne. I smutne, że to właśnie uważa za zasadniczy problem przestrzeni Warszawy.
Michał Borowski: Z punktu widzenia turysty, mieszkańca czy pracownika w centrum nie ma znaczenia, czy jest więcej domów wyższych, czy niższych. Znaczenie ma to, jak wygląda środowisko, w którym przebywa - i to na wysokości swoich oczu. Ważne, jak wygląda ulica, podwórko, park czy plac. Czy można przez tę ulicę przejść, czy trzeba schodzić do przejścia podziemnego gdzieś daleko. To decyduje o jakości życia, a nie wysokość domu. To jest normalny poziom debaty urbanistycznej w każdym cywilizowanym mieście na świecie. Tym żyje cała Europa, wszystkie miasta. W Niemczech, we Francji. W miastach, które panowie bardzo dobrze znają.
Bo czy nowoczesność polega na budowaniu wysokich domów? Może tak jest, ale ja tak nie sądzę. Jeśli Gazprom postawi w środku historycznego Petersburga 400-metrowy wieżowiec, to będziemy mieć nowoczesność?
Bartłomiej Biełyszew: Mieliśmy program, który reprezentuje obecna władza, która uważa, że w tym miejscu powinny być wysokie budynki. Nie twierdzimy, że nowoczesność polega na budowaniu drapaczy chmur.
Jacek Wojciechowicz: Nowoczesność nie polega na budowaniu wysokich budynków? To demagogia. I sugerowanie, że nowoczesność polega na budowie niskich budynków. Pan Borowski mówi, że człowiek patrzy na miasto z punktu widzenia chodnika. To prawda. Ale czy jak pan zamawiał projekt Stadionu Narodowego, to z projektantem rozmawiał pan tylko o tym, że mają być wygodne krzesełka, wejście i wyjście?
Jan Rutkiewicz: Te umowne chodniki rzeczywiście stanowią o tym, jak ludzie widzą miasto. Ale to nie jest sposób budowania miasta, tylko jego odbioru. Nie jest obojętne, czy zabudowa będzie niska, czy wysoka i jak intensywna. Miasto ma pełnić różne funkcje. Nie jest obojętne, czy to będą funkcje przeciętne, takie jak gdzie indziej, czy też w samym centrum ulokujemy funkcje przyciągające ludzi. Porównajcie państwo, jak wyglądał sylwester na pl. Defilad, a jak na placach w innych polskich miastach.
Intensywności zabudowy takiej, jaka była w rejonie dzisiejszego pl. Defilad przed wojną, nie da się już uzyskać nawet najwyższymi budynkami. Ale dzisiaj zagospodarowanie tej części miasta na przedwojenną skalę w ogóle nie przypominałoby centrum. To byłyby peryferia. Liczy się też ekonomia. Stacja przesiadkowa dwóch linii metra Świętokrzyska-Marszałkowska znajdzie się w miejscu, gdzie ma być park. To jest najbardziej dostępne z punktu widzenia linii metra miejsce w Warszawie! A tam ma zostać pole!
Obok będzie przyciągające tłumy Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Jan Rutkiewicz: Jeżeli to nie będzie zespół muzeów, to żadnych tłumów nie będzie. Ot, jeden z wielu budynków w mieście, budzący słabe zainteresowanie. Obok niego znajdą się zwykłe domy kupieckie. Takie miejsce ma przyciągnąć ludzi? To jest plac miejski? Blisko mamy najważniejszą stację kolejową w Polsce, tu ma dochodzić linia prowadząca z lotniska. Jest Dworzec Śródmieście, stacja metra, w zasięgu są wszystkie najważniejsze linie tramwajowe i autobusowe w mieście. I w takim miejscu chcemy stawiać pawiloniki? To jest miasto? Gdzie jakaś logika ekonomiczna? W imię czego chcemy chronić parczek od strony Al. Jerozolimskich, gdzie są dwa trawniki?
Nie tylko, są też piękne stare drzewa.
Jan Rutkiewicz: W centrum należy oczekiwać wydarzenia dla mieszkańców i przyjezdnych. A władza od 16 lat robi wszystko, żeby zostawić Pałac Kultury otoczony pustym placem i barakami handlarzy.
A co do funkcji. Panie prezydencie, gdyby całą ziemię z budowy metra przywieźć w ten rejon i usypać wielką górę do zjeżdżania na nartach, to też byłoby wydarzenie na skalę światową. Jeżeli zaś staną tam domy towarowe i budynki, które równie dobrze mogą powstać na Pradze czy Białołęce, to powiem panu: "Zmarnował pan teren". I to niezależnie od tego, jak wysokie będą te budynki, bo tam się nic nadzwyczajnego nie zdarzyło. Nie ma żadnego wyrazistego akcentu, nie ma żadnego efektownego wejścia. To jest bzdura! A skala zabudowy odpowiada Domom Towarowym "Centrum". Czy aspiracją władz Warszawy w XXI wieku jest wznoszenie domów towarowych?
Jacek Wojciechowicz: Ten dom towarowy, na który pan wskazuje, to Muzeum Sztuki Nowoczesnej. To też jest projekt wyłoniony w międzynarodowym konkursie.
Jan Rutkiewicz: Dlatego ma pan wolne ręce. Jakiś konkurs musi pan unieważnić. Musi pan tylko wybrać, który.
Jacek Wojciechowicz: Na szczęście nie ja, tylko Rada Urbanistyczna.
Czym dojechać, gdzie zaparkować
Grzegorz Buczek: Wróćmy do meritum. Zgadzam się, że w mieście ważne są przestrzenie publiczne. Martwi mnie, że w dyskusji fachowej nadmiar jest obrazków pokazujących ten teren z lotu ptaka, a nie z perspektywy człowieka. W Warszawie brakuje przestrzeni publicznych. O tym świadczą wyniki zorganizowanego przez Towarzystwo Urbanistów Polskich ogólnopolskiego konkursu na najlepiej zagospodarowaną przestrzeń publiczną w latach 2004-06 - tu egzemplarz dla pana prezydenta (rzuca) - nawet nie było ani jednego zgłoszenia!
Jacek Wojciechowicz: Chodzi o lata 2004-06? To oddaję tę broszurę panu Michałowi Borowskiemu. Porozmawiamy, jak będzie konkurs za lata 2007-09.
Grzegorz Buczek: Niepokoję się o przestrzeń publiczną. Na posiedzeniu Rady Architektury i Rozwoju Warszawy na zarzut, że nie ma dostatecznie dobrej przestrzeni publicznej w tym rejonie, a z całą pewnością nie gwarantuje jej korso, kolega Skopiński odpowiedział, że ustawi się pergole i żywopłoty. Owszem, można je ustawić, ale to nie one w pierwszej kolejności stanowią o jakości przestrzeni publicznej!
Andrzej Skopiński: Korso jest też wspaniałym tłem do zrobienia alei poświęconej literatom i poetom polskim. Wtedy byłyby jakieś pokłady emocjonalne. Wielu ludziom podobał się ten pomysł.
Grzegorz Buczek: Nie było chyba śmieszniejszej relacji z posiedzenia Rady Warszawy, niż to, na którym radni prezentowali swoje poglądy na temat nazewnictwa jeszcze nieistniejących ulic w nieistniejącym planie.
Wracając do dwóch koncepcji. Projekt ewoluuje chyba w dobrym kierunku. 16 listopada koncepcje wstępnie opiniowała Rada Architektury. Nie demonizuję mądrości ciał zbiorowych, ale chyba po raz pierwszy się zdarza, że jest zespół doradczy powołany przez panią prezydent i z jego opinii się korzysta.
Dziwię się, że tak ekstensywnie proponuje się wykorzystanie najlepiej skomunikowanego - i zresztą najtrudniejszego do zagospodarowania ze względu na tunel podziemny - terenu rozpiętego pomiędzy Dworcem Centralnym a stacją metra Centrum. Tam zabudowa powinna być znacznie intensywniejsza. Zaproponowany pas zieleni, gdzie wartościowych drzew jest niewiele, byłby chyba pewną przesadą. Mamy w końcu park Świętokrzyski po drugiej stronie Pałacu Kultury.
Michał Borowski: Żeby zabudowa wzdłuż Al. Jerozolimskich dała się zrealizować, nie może się ograniczać do terenu nad tunelem średnicowym. Oczywiście można tam zachować platany, stare drzewa, osie Pałacu itd., ale działki budowlane muszą być większe, bo inaczej albo nic się nie zrobi, albo będziemy mieć kłopot z parkingami. Druga sprawa. Jeżeli narożnik Al. Jerozolimskich z Marszałkowską będzie tak chudo zabudowany, to nie rozwiąże się w sposób przyzwoity połączenia między metrem a Dworcem Śródmieście. To jest niesłychanie ważny węzeł, chodzą tamtędy setki tysięcy ludzi. Dlatego tam muszą stanąć domy o wymiarach na parterze sto na sto metrów. Po trzecie. Jeżeli planujemy wysokościowce na wąskich działkach wzdłuż Emilii Plater, to pamiętajmy, że konsekwencja będzie taka, jak przy Rondo 1 czy Warszawskim Centrum Finansowym. Pod ziemią na takiej małej działeczce nie zmieszczą się parkingi. Czyli pierwsze sześć-osiem pięter biurowca albo budynku stojącego tuż obok zajmą parkingi. Czy my chcemy takiej Warszawy? Nie wyobrażam sobie, żeby idąc ul. Emilii Plater do wysokości Sali Kongresowej widzieć tylko garaże. To musi być jakoś rozwiązane w planie.
Andrzej Skopiński: Nie ma o czym mówić. Dokładnie wszystko analizowaliśmy. Przecież pod całą ul. Emilii Plater proponujemy trzy- albo czteropoziomowy podziemny parking.
Michał Borowski: On jest w istniejącym planie, ma wystarczyć do obsługi budynków, które nie są wieżowcami.
Andrzej Skopiński: Pod korso nie ma ani metra, ani kolei. Można pod nim budować trzy-cztery kondygnacje podziemnych parkingów, wokół całego Pałacu!
Grzegorz Buczek: Dodajmy, że do parkingów trzeba jakoś dojechać. Chcę przypomnieć, że odejście od wysokiej i intensywnej koncepcji zabudowy proponowanej przez panów Skopińskiego i Biełyszewa nie wynikało z preferencji estetycznych czy braku ambicji władz samorządowych w latach 90. Wtedy zlecono serię poważnych analiz, m.in. komunikacyjną. Specjaliści z Politechniki Warszawskiej policzyli przepustowość ulic w tym rejonie, biorąc pod uwagę wskaźniki miejsc parkingowych. I okazało się, że tak intensywna zabudowa jest niemożliwa. Jeżeli władze Warszawy chcą tam dzisiaj wprowadzić jeszcze wyższe wieżowce - co wydaje się słuszne - to brakuje mi w tej decyzji myślenia o parkingach, zwiększeniu przepustowości ulic i uprzywilejowaniu komunikacji publicznej.
Andrzej Skopiński: Istnieje coraz więcej miast na świecie, gdzie nie można wjechać samochodem do centrum, a 99 proc. ruchu przypada na komunikację publiczną.
Jan Rutkiewicz: Ależ nie ma żadnego powodu, żeby w centrum wskaźniki parkingowe były takie jak na peryferiach. Ludzie nie będą tu dojeżdżać samochodami!
Michał Borowski - ...powiedzmy to tym, którzy wokół Pałacu Kultury mają budować domy.
Jan Rutkiewicz: Przecież tak właśnie jest w Londynie: przede wszystkim autobusy, taksówki, metro.
A jak zbudować centrum Warszawy? Czy miasto zadba o pełne uzbrojenie tego terenu (instalacje, parkingi), czy też powierzy to zadanie deweloperom?
Jacek Wojciechowicz: Dziś nie potrafię odpowiedzieć. Przecież nawet nie wiemy jeszcze do końca, jak to będzie wyglądać.
Grzegorz Buczek: Moim zdaniem odpowiedzieć na to trzeba przed, a nie po zrobieniu planu.
Jacek Wojciechowicz: Po wyłonieniu koncepcji dokonamy jakiejś analizy pod tym kątem. To będzie też zależało od tego, na jaki czas przypadnie realizacja i jaka wtedy będzie koniunktura.
Michał Borowski: Niezależnie od tego, jak to będzie robione, to jest pewna konkretna rzecz, która musi zostać zrobiona dzisiaj - określenie sposobu zagospodarowania terenów wokół i naprzeciwko Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Bo jeżeli umowa na projekt tego muzeum zostanie niedługo podpisana, a Ministerstwo Kultury dotrzyma obietnic o przekazaniu pieniędzy na jego budowę, to za - powiedzmy - półtora roku ona się rozpocznie. Wtedy trzeba będzie mieć absolutną jasność, jak ma wyglądać plac, przy którym stanie muzeum i jego otoczenie - KDT z Teatrem Muzycznym itd. Martwię się. Ten plac jest przecież jak bardzo duży budynek, tylko że dach ma nisko. Pod spodem ma być wielopoziomowy parking. Więc kto będzie inwestorem tego budynku?
Jacek Wojciechowicz: Szykujemy się do tej inwestycji, aczkolwiek jest to uzależnione od podpisania umowy na Muzeum. Rozmawiamy z Christianem Kerezem o zaprojektowaniu placu.
Michał Borowski: Nie daj Bóg, żeby on jeszcze i plac robił! Przecież już drugi rok dyskutujecie z nim o muzeum. Koncepcja placu konsumująca założenie Muzeum Sztuki Nowoczesnej to jedno, a projekt wielopoziomowego parkingu podziemnego to drugie. Niech już tego nie robi Kerez!
Jacek Wojciechowicz: Ja mówię tylko o koncepcji zagospodarowania nowego placu między Muzeum a Pałacem Kultury. Oczywiście, jeżeli pod spodem ma powstać jakiś parking, to zrobi to miasto.
Prezydent pyta, czytelnik odpowiada w liście
Jacek Wojciechowicz: A teraz ja zapytam: Czy panu redaktorowi podoba się teraz obowiązujący plan?
Szczerze mówiąc, tak jak wielu naszych czytelników coraz mniej obchodzi, czy budynki będą wysokie, czy niskie, tylko żeby tam powstało w końcu miasto. Ze sklepami, muzeum, kinami, knajpami. I oczywiście zielenią. Cieszy mnie, że w jednej z koncepcji park Świętokrzyski zostaje w całości, mimo że jego sens kwestionuje pan Rutkiewicz.
Jan Rutkiewicz: Jeżeli miasto chce zrezygnować z zagospodarowania tej działki, to trzeba wiedzieć, co się otrzymuje w zamian, a co traci. Tak samo z ewentualną decyzją o tym, że wokół Pałacu ma być niska zabudowa, podczas gdy ciągle wydawane są pozwolenia na bardzo wysoką zabudowę na obrzeżach centrum. Czy centrum ma wyglądać jak ciasto z dziurką?
Jacek Wojciechowicz: Przecież wysoka zabudowa według panów nieprzypadkowo zaczyna się na zachód od ul. Emilii Plater.
Nasza czytelniczka pani Katarzyna Czajka napisała: "Problem w tym, że minął już czas na dyskusje. Niezależnie od tego, który projekt będzie realizowany, dzień, w którym zobaczę dźwigi na pl. Defilad, będzie dla mnie jako warszawianki jednym ze szczęśliwszych w życiu". Z listów bije złość na polityków. Wiadomo, że każdemu podoba się co innego, o gustach można dyskutować: w górę, w dół, z kółkiem, bez. Politycy nie potrafią jednak tego przeciąć jakąś decyzją.
Jacek Wojciechowicz: To nie politycy mają różne zdania. To sami architekci mają różne zdania, udowodnili to przez 16 lat. Nie chcieliśmy tego przecinać w sposób arbitralny, lecz po szerszej dyskusji ze środowiskiem architektonicznym.
Grzegorz Buczek: Nie ma pan do końca racji. Zarówno poprzednia komisja urbanistyczna, jak i obecna zgłaszały wiele bardzo podobnych stwierdzeń. Jest wspólny głos w tej sprawie.
"Gazeta" zrobiła sondaż o tym, czego w centrum chcą warszawiacy, tego chyba żadna władza dotąd nie robiła.
Jan Rutkiewicz: Była taka władza. "Życie Warszawy" opublikowało w 1954 r. sondaż. Dzięki temu wzdłuż Marszałkowskiej nie powstały gmachy ministerstw, tylko ściana wschodnia z domami towarowymi.
A teraz aż 77 proc. mieszkańców uważa, że wokół Pałacu Kultury powinny powstać placówki kulturalne, muzea, kina, teatry. Szkół i sklepów oczekuje po 25 proc. Można się z tym zgadzać albo nie, ale uważam, że planowanie miasta powinno się też odbywać w dialogu z mieszkańcami, a nie tylko w gabinetach.
Jan Rutkiewicz: Ale jeżeli do centrum powrzucamy szkoły i muzea, to nie będzie żadnego centrum!
Grzegorz Buczek, urbanista: Z całą pewnością zostanie Pałac Kultury, bo - ku mojemu zaskoczeniu - został uznany za zabytek. Mam nadzieję, że powstanie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, i to w formie maksymalnie zbliżonej do pracy wyłonionej w konkursie architektonicznym. Również dlatego, by nie doszło do skandalu, który zdarzył się w przypadku międzynarodowego konkursu na zagospodarowanie otoczenia Pałacu Kultury. Trzeci element, który jest dla mnie stały i pozostanie elementem warszawskiego centrum, to integralny park Świętokrzyski. Z tego cieszę się najbardziej.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna