fraktal pisze:"Prostszy" sposób jest taki: jak znajdziesz sobie dziewczynę, która nie pali, to są duże szanse, że Ty też w końcu rzucisz.
Przerabiałem, nie wyszło
SławekM pisze:1. Emdegger jest przeciwnikiem palenia tytoniu (mimo, że pali).
2. W ciągu krótkiego odstępu czasu zmarło kilka bliskich osób.
3. W ramach "odstresowania" się po tych ciężkich chwilach sięgnął po papierosy.
4. Edmegger chce rzucić palenie, ale trudno mu to zrobić, bo się de facto "przyzwyczaił" do palenia papierosów, tzn. uznaje to jako "normalną czynność".
Brawo, o to mi dokładnie właśnie chodziło.
Bastian pisze:No ale dlaczego właśnie po nie, skoro był ponoć ich fanatycznym przeciwnikiem? Dlaczego nie po cokolwiek innego? Coś nie tak z tym fanatyzmem.
Bastian pisze:Nie rozumiem.
Właśnie widzę. Szkoda, że zrozumieli młodsi.
fraktal pisze:Wiesz co, ja znam pewien sposób problem w tym, że jest on dość głupi
Nie ma sprawy, ja też
To nie jest kwestia motywów. Najpierw mój przyjaciel umarł na raka mózgu w potwornych męczarniach, zaś żeby przedłużyć życie o tydzień dał się zoperować tak, że stracił mowę i wzrok. Dwa po jego śmierci poszedłem do szpitala z powodu podejrzenia HCV. Położono mnie w nocy wraz z dwoma pacjentami. Jeden dostał zawału i wydawał okrutne agonalne jęki, z którymi nie da się pomylić żadnego innego dźwięku, na drugim to zrobiło takie wrażenie, że padł jak kłoda na łózko i już nie powrócił do świadomości. Dożyłem ranka tylko ja, co nie było przyjemne. Ale jeszcze się jakoś trzymałem, bo tłumaczyłem sobie, że jestem młody. Potem już poczekałem na wyrok w postaci potwierdzenia choroby. Tym razem mi się udało. Niestety łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Pojechałem sobie odpocząć do mojej rodziny. Okazało się, że brat cioteczny ma sam ogromne problemy, zwrócił się do mnie z pomocą, żebym mu pomógł, coś mądrego doradził, ale ja po prostu w takiej formie nie byłem w stanie dać mu konstruktywnej odpowiedzi i zbywałem go badziewiami w stylu "będzie dobrze". W drugim tygodniu pobytu brat poszedł do magazynu z narzędziami, bo lubił majsterkować. Ponieważ od tego wszystkiego i ta nie mogłem spać, nad ranem zaniepokoiłem się, że nie wraca. Poszedłem do magazynu, a tu heca - człowiek na sznurku. Wtedy już dostałem kompletnego pierdolca. Wróciłem na uczelnię, ale było widać, że jestem zestresowany. Zwyczajnie poczęstowano mnie papierosem, wyjątkowo nie odmówiłem i zapaliłem. A potem kolejnego i kolejnego i tak do dziś, mimo że zdołałem się psychicznie po tym wszystkim pozbierać.
Się gryzie... Byłoby mi osobiście miło, gdyby to po mnie spłynęło, ale jednak nie chciało, rżnąć bohatera też niespecjalnie miałem ochotę. Cała sytuacja mnie po prostu przerosła. Nie życzę sobie ocen, gdyż większość z Was nie miała podobnego doświadczenia. I nikomu go nie życzę. Karawana jedzie dalej.