Adam G. pisze:Natychmiast przychodzi jednak refleksja - zaraz zaraz, przecież to ja się spóźniłem, więc w zasadzie z jakiej racji kierowca miałby czekać? Gdyby zaczekał - straciłby światło, opóźnił się. Gdyby czekał na każdego - to chyba w ogóle musielibyśmy przestać jeździć komunikacją.
Może i tak, ale ktoś, kto ma taką osobę w rodzinie, wie zapewne, że zarówno Ty się spóźniasz, jak i ja, problem polega na tym, że ja potrzebuję +/- dwa razy więcej czasu niż Ty na przejście tego samego odcinka drogi. A więc ty sobie możesz wyjść dziesięć minut przed odjazdem autobusu na przystanek, a ja muszę wyjść dwadzieścia minut wcześniej, żeby dojść spokojnie. A doba ma tyle samo, zajęcia trwają tyle samo itd/itp. I wystarczy, że jedno światło na mojej drodze do 116 zamiast zielone będzie akurat czerwone, wystarczy że jeden samochód mi zajedzie drogę, bo bedzie chciał wyjechać z banku, wystarczy że autobus przeleci na zółtym świetle na skrzyżowaniu, za którym jest przystanek i już mi ucieka sprzed nosa i bedę musiał czekać na następny. Łatwo jest mówić o roszczeniowości, jak się nie ma takich problemów.
A powiem nawet więcej: dlaczego kierowca ma od czasu do czasu nie poczekać na takie osoby, zamiast czekać na tabuny sprawnych, pasażerów, którzy codziennie podbiegają do autobusu, a którzy na przejście tego samego odcinka potrzebują dużo mniej czasu?