13.11.2007
09:06
Mężczyzna postrzelił się, bo zmieniał koło strzelbą
Pamiętajcie: zmieniając koło w samochodzie nigdy nie pomagajcie sobie strzelbą i nie strzelajcie w oporne śruby. W takim pojedynku zwykle wygrywają śruby - o czym przekonał się pewien Amerykanin.
66-letni mężczyzna z okolic Seattle naprawiał swojego lincolna od dwóch tygodni. Wszystko szło jak po maśle, oprócz tej jednej złośliwej śruby z prawego tylnego koła, która za nic nie chciała wyjść. - Mężczyzna był zdeterminowany i za wszelką cenę chciał odkręcić śrubę - relacjonował szeryf Scott Wilson.
Wreszcie zniecierpliwiony 66-latek chwycił za strzelbę i strzelił w koło z bardzo, bardzo bliskiej odległości. Niestety nie wyszło. Fragmenty koła i zbłąkany śrut poraniły mężczyznę w nogi i tułów. - Niektóre z odłamków sięgnęły podbródka. Nikt inny nie został ranny, a ofiara była trzeźwa, sprawdziliśmy to - powiedział szeryf.
Amerykanin trafił do pobliskiego szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie wiadomo, co stało się ze śrubą.
Humor
Moderatorzy: Wiliam, Szeregowy_Równoległy
- Bastian
- Sułtan Maroka
- Posty: 36681
- Rejestracja: 13 gru 2005, 14:08
- Lokalizacja: Gdzieś tam na północy...
http://deser.gazeta.pl/deser/1,83453,4667337.html
Honi soit qui mal y pense...
Chemia teraz doszła do wspaniałych wyników. Robią wiewiórki z aminokwasów. Kir Bułyczow
Gdzieś tam może i jest prawda, ale kłamstwa tkwią w naszych głowach. Terry Pratchett
Darmowy ser znajduje się tylko w pułapkach na myszy. Kir Bułyczow
Gdzieś tam może i jest prawda, ale kłamstwa tkwią w naszych głowach. Terry Pratchett
Darmowy ser znajduje się tylko w pułapkach na myszy. Kir Bułyczow
Może jeszcze nie było...
List z wojska do domu
Droga Matulu, Drogi Tatku!
Dobrze mi tu. Mam nadzieję, że Wy, wujek Józek, ciotka Lusia, wujek Antoś, ciotka Hela, wujek Franek, ciotka Basia, wujek Rysiek oraz Heniek, Stefan, Garbaty Bronek, Mańcia, Rózia, Kachna, Stefa, Wandzia ze swoim Zenkiem i mój Zdzisiek też zdrowi.
Powiedźcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Nasze Rokicice Górne się nie umywają. Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują, póki są jeszcze wolne miejsca.
Najpierw było mi trochę głupio, bo trza się w wyrku do 6-tej wylegiwać, że aż nieprzyzwoicie człowiekowi... Żadnych bydląt karmić, doić, gnoju wywozić, ognia w piecu rozpalać... Powiedzcie Heńkowi i Stafanowi, że trzeba tylko swoje łóżko zaścielić ( można się przyzwyczaić ) i parę rzeczy przed śniadaniem wypolerować. Wszyscy faceci muszą się tu codziennie golić, co nie jest jednak takie straszne, bo -uwaga- jest ciepła woda. Zawsze! Powiedzcie mojemu Zdziśkowi, że jedynie śniadania dają tu trochę śmieszne, nazywają je europejskim. Oj cienko się musi w tej Europie prząść, cienko...
Jedno jajeczko, parę plasterków szynki i serka. Do tego jakieś ziarenka, co to by ich nasze kury nie ruszyły, z mlekiem. Żadnych kartofli, słoniny, ani nawet zacierki na mleku! Na szczęście chleba można brać ile dusza zapragnie.
( Koledzy przezywają mnie od tego Bochenek...)
Na obiad to już nie ma problemów. Wprawdzie porcje jak dle dzieci w przedszkolu, ale miastowi to albo mało jedzą, albo mięsa wcale nie tkną...
Chore to jakieś czy co..? Tak więc wszystko czego nie zjedzą przynoszą do mnie.
Ci miastowi to w ogóle dziwni jacyś są...Biegać to to nie potrafi. Bić się też nie...
Mamy tu takie biegi z ekwipunkiem. No tak jak u nas, tylko nie z wiadrami.
Krótkie takie. Jak z kościoła do remizy. Po dobiegnięciu na miejsce to miastowi tylko gały wybałuszają i dyszą jak parowozy. Nie wiadomo dlaczego ale wymiotują przy tym, i to czasami z krwią. Po 5-ciu kilometrach i to jeszcze w maskach ochronnych! A potem to trzeba ich z powrotem do koszar ciężarówkami zawozić, bo się już do niczego nie nadają. Na ćwiczeniach z walki wręcz to lekko takiego ściśniesz ...i już ręka złamana! To z tej kawy, co ją litrami chleją, i przez to mięso, co go to niejedzą...! Najsilniejszy jest u nas taki Kozłowski z Rembowic koło Gałdowa, potem ja. No, ale on ma 2 metry i pewnie ze 120 kg, a ja 1,66 m i chyba z 72 kg... bo trochę mi się ostatnio od tego wojskowego jedzenia przytyło..
A teraz uwaga, będzie najśmieszniejsze! Koniecznie powiedzcie o tym wujkowi Ryśkowi, Garbatemu Bronkowi i mojemu Zdziśkowi. Mam już pierwsze odznaczenie za strzelanie!!!
A tak mówiąc szczerze, to nie wiem za co... Ten czarny łeb na tej ich tarczy wielki jak
u byka. I wcale się nie rusza jak te nasze dziki i zające. Ani nikt nie strzela do ciebie nazad, jak to u nas bracia Bylakowie, z tych ichniejszych wiatrówek.
Naboje - marzenie...i w dodatku nie trzeba ich samemu robić! Wystarczy wziąć te ich nowiutkie giwery, załadować, i każdy co nie ślepy trafia bez celowania!
Nasz kapral to podobny do naszej belferki Gorcowej z Rokicic. Gada, wrzeszczy, denerwuje się, a i tak nie wiadomo o co mu chodzi. Trochę się z początku na mnie zawziął
i kazał biegać w samym podkoszulku, w deszczu, po placu apelowym. Dostał jednak raz ode mnie szklankę tego samogonu od wujka Franka i go o mało szlag nie trafił. Ganiał potem cały czerwony na pysku po tym samym placu, a potem przez pół dnia nie wychodził z kibla. Kazał mi następnego dnia rano butelkę tego frankowego samogonu do samego dna wypić.
Na ex. No i co? I nic! Normalny samogon, taki, jaki znam od dziecka.
Kapral gapi się teraz na mnie podejrzliwie, ale mam już święty spokój.
Powiedźcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują, póki są jeszcze wolne miejsca.
Całuję Was wszystkich mocno ( a szczególnie mojego Zdziśka )
Wasza córka Marysia
List z wojska do domu
Droga Matulu, Drogi Tatku!
Dobrze mi tu. Mam nadzieję, że Wy, wujek Józek, ciotka Lusia, wujek Antoś, ciotka Hela, wujek Franek, ciotka Basia, wujek Rysiek oraz Heniek, Stefan, Garbaty Bronek, Mańcia, Rózia, Kachna, Stefa, Wandzia ze swoim Zenkiem i mój Zdzisiek też zdrowi.
Powiedźcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Nasze Rokicice Górne się nie umywają. Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują, póki są jeszcze wolne miejsca.
Najpierw było mi trochę głupio, bo trza się w wyrku do 6-tej wylegiwać, że aż nieprzyzwoicie człowiekowi... Żadnych bydląt karmić, doić, gnoju wywozić, ognia w piecu rozpalać... Powiedzcie Heńkowi i Stafanowi, że trzeba tylko swoje łóżko zaścielić ( można się przyzwyczaić ) i parę rzeczy przed śniadaniem wypolerować. Wszyscy faceci muszą się tu codziennie golić, co nie jest jednak takie straszne, bo -uwaga- jest ciepła woda. Zawsze! Powiedzcie mojemu Zdziśkowi, że jedynie śniadania dają tu trochę śmieszne, nazywają je europejskim. Oj cienko się musi w tej Europie prząść, cienko...
Jedno jajeczko, parę plasterków szynki i serka. Do tego jakieś ziarenka, co to by ich nasze kury nie ruszyły, z mlekiem. Żadnych kartofli, słoniny, ani nawet zacierki na mleku! Na szczęście chleba można brać ile dusza zapragnie.
( Koledzy przezywają mnie od tego Bochenek...)
Na obiad to już nie ma problemów. Wprawdzie porcje jak dle dzieci w przedszkolu, ale miastowi to albo mało jedzą, albo mięsa wcale nie tkną...
Chore to jakieś czy co..? Tak więc wszystko czego nie zjedzą przynoszą do mnie.
Ci miastowi to w ogóle dziwni jacyś są...Biegać to to nie potrafi. Bić się też nie...
Mamy tu takie biegi z ekwipunkiem. No tak jak u nas, tylko nie z wiadrami.
Krótkie takie. Jak z kościoła do remizy. Po dobiegnięciu na miejsce to miastowi tylko gały wybałuszają i dyszą jak parowozy. Nie wiadomo dlaczego ale wymiotują przy tym, i to czasami z krwią. Po 5-ciu kilometrach i to jeszcze w maskach ochronnych! A potem to trzeba ich z powrotem do koszar ciężarówkami zawozić, bo się już do niczego nie nadają. Na ćwiczeniach z walki wręcz to lekko takiego ściśniesz ...i już ręka złamana! To z tej kawy, co ją litrami chleją, i przez to mięso, co go to niejedzą...! Najsilniejszy jest u nas taki Kozłowski z Rembowic koło Gałdowa, potem ja. No, ale on ma 2 metry i pewnie ze 120 kg, a ja 1,66 m i chyba z 72 kg... bo trochę mi się ostatnio od tego wojskowego jedzenia przytyło..
A teraz uwaga, będzie najśmieszniejsze! Koniecznie powiedzcie o tym wujkowi Ryśkowi, Garbatemu Bronkowi i mojemu Zdziśkowi. Mam już pierwsze odznaczenie za strzelanie!!!
A tak mówiąc szczerze, to nie wiem za co... Ten czarny łeb na tej ich tarczy wielki jak
u byka. I wcale się nie rusza jak te nasze dziki i zające. Ani nikt nie strzela do ciebie nazad, jak to u nas bracia Bylakowie, z tych ichniejszych wiatrówek.
Naboje - marzenie...i w dodatku nie trzeba ich samemu robić! Wystarczy wziąć te ich nowiutkie giwery, załadować, i każdy co nie ślepy trafia bez celowania!
Nasz kapral to podobny do naszej belferki Gorcowej z Rokicic. Gada, wrzeszczy, denerwuje się, a i tak nie wiadomo o co mu chodzi. Trochę się z początku na mnie zawziął
i kazał biegać w samym podkoszulku, w deszczu, po placu apelowym. Dostał jednak raz ode mnie szklankę tego samogonu od wujka Franka i go o mało szlag nie trafił. Ganiał potem cały czerwony na pysku po tym samym placu, a potem przez pół dnia nie wychodził z kibla. Kazał mi następnego dnia rano butelkę tego frankowego samogonu do samego dna wypić.
Na ex. No i co? I nic! Normalny samogon, taki, jaki znam od dziecka.
Kapral gapi się teraz na mnie podejrzliwie, ale mam już święty spokój.
Powiedźcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują, póki są jeszcze wolne miejsca.
Całuję Was wszystkich mocno ( a szczególnie mojego Zdziśka )
Wasza córka Marysia
Czarny humor-Pewien idiota z klasy rzucił petardą w tablicę,która się odbiła i poleciała pod krzesło uczniów.
Uczniowie uciekli, a Matematyk podszedł, wziął w rękę petardę i jakby nigdy nic wrzucił do kosza. I w tym momencie wybuch. Potrzymałby sekundę dłużej, to miałby mocno poranioną rękę. A petarda nie była wcale mała (K0204-może ktoś się zna na oznaczeniach)
No i ktoś mi powie, że Bóg nie istnieje
Gość ma niezły przypał, zapewne będzie sprawa na Policji
I dobrze, idioty mamy dosyć
Uczniowie uciekli, a Matematyk podszedł, wziął w rękę petardę i jakby nigdy nic wrzucił do kosza. I w tym momencie wybuch. Potrzymałby sekundę dłużej, to miałby mocno poranioną rękę. A petarda nie była wcale mała (K0204-może ktoś się zna na oznaczeniach)
No i ktoś mi powie, że Bóg nie istnieje
Gość ma niezły przypał, zapewne będzie sprawa na Policji
I dobrze, idioty mamy dosyć
http://halaro.com/under.php?id=798 - zabawa w pracy i jej elektryczne efekty (trzeba obejrzeć do końca) .
- Aleksander2560
- (Aleksander2634)
- Posty: 2220
- Rejestracja: 23 gru 2005, 16:34
- Lokalizacja: Warszawa-Białołęka
No więc proszę Państwa informacja pasażerska tramwajowa wystartowała. Przynajmniej głosowo
Na przystanku Plac Zawiszy w stronę centrum podchodzę i widzę palący się na czerwono przycisk na szarym słupku . No więc wciskam
No i co się stało ? Wyskoczył damski głos mówiący, iż : (mam nagranie na komórce, ale youtube nie przyjmuje AMR)
Linia 7 Kierunek Kawęczyńska Bazylika Odjazd za 6 min
Linia 22 Kierunek Wiatraczna Odjazd za 6 minut
Linia 9 Kierunek Gocławek Odjazd za 9 minut
Linia 9 Kierunek Gocławek Odjazd za 1 minut
No i tak ciągle .Stałem na tym przystanku 10 minut, a damski głos nie ustawał . Przynajmniej czasy odjazdów tych linii się zmieniały jak należy. Choć tramwaje jedziły jak chciały
Faktycznie czasy odjazdów 7 i 22 na tym przystanku są takie same
Na przystanku Plac Zawiszy w stronę centrum podchodzę i widzę palący się na czerwono przycisk na szarym słupku . No więc wciskam
No i co się stało ? Wyskoczył damski głos mówiący, iż : (mam nagranie na komórce, ale youtube nie przyjmuje AMR)
Linia 7 Kierunek Kawęczyńska Bazylika Odjazd za 6 min
Linia 22 Kierunek Wiatraczna Odjazd za 6 minut
Linia 9 Kierunek Gocławek Odjazd za 9 minut
Linia 9 Kierunek Gocławek Odjazd za 1 minut
No i tak ciągle .Stałem na tym przystanku 10 minut, a damski głos nie ustawał . Przynajmniej czasy odjazdów tych linii się zmieniały jak należy. Choć tramwaje jedziły jak chciały
Faktycznie czasy odjazdów 7 i 22 na tym przystanku są takie same
wchodzi żona do kuchni i widzi męża z packą na muchy.
- co robisz ? - pyta.
- jak to co ? zabijam muchy.
- i dużo ich zabiłeś ?
- trzech chłopów i dwie baby - odpowiada mąż.
- a to ciekawe jak ty rozpoznałeś płeć much ?
- to proste - odpowiada mąż - trzy siedziały na kuflu od piwa a dwie na słuchawce telefonicznej.
.
- co robisz ? - pyta.
- jak to co ? zabijam muchy.
- i dużo ich zabiłeś ?
- trzech chłopów i dwie baby - odpowiada mąż.
- a to ciekawe jak ty rozpoznałeś płeć much ?
- to proste - odpowiada mąż - trzy siedziały na kuflu od piwa a dwie na słuchawce telefonicznej.
.
A propo zabijania much: http://pl.youtube.com/watch?v=BCo9C7DZPqc
Miasto piętnastominutowe - czekaj piętnaście minut na przesiadkę.
Alain DelonDziennik pisze:Gensek bohaterem popkultury
2007-11-17 00:13
Breżniew wiecznie żywy
Leonid Breżniew występuje w telewizji. "Towarzysze! Ostatnio plotkują, że zamiast mnie w samochodzie wożą kukłę. Chciałbym zdementować te ohydne pomówienia: zamiast kukły wożą mnie!". Dowcipy o sowieckim genseku są w Rosji obiektem kultu, powstają nawet poświęcone im strony internetowe - pisze DZIENNIK. Od śmierci Breżniewa 10 listopada upłynęło równe ćwierć wieku. Ale i na tę okoliczność jest żart: - Słyszałeś, że Breżniew umarł? - No co ty? Osobiście?
Leonid Breżniew rządził w Związku Sowieckim nieprzerwanie 18 lat - od 1964 roku do śmierci w 1982. Ostatnie lata jego rządów, gdy popadał w coraz głębszą demencję, zmieniły się w groteskowy spektakl z żywym trupem w roli głównej.
Pierwszy sekretarz był bardzo łasy na komplementy. Miłość własna i próżność były u niego wprost proporcjonalne do niskiej samooceny. Aby ją sobie poprawić, kolekcjonował pochlebstwa, stanowiska, zaszczyty i - przede wszystkim - ordery. Przyznano mu wszelkie możliwe odznaczenia, zarówno w ZSRR, jak i w bratnich państwach obozu socjalistycznego, również w Afryce i Ameryce Łacińskiej. Był kawalerem orderu Virtuti Militari, który przyznał mu w akcie hołdu Gierek. W 1974 roku dostał nawet legitymację pracownika Huty Katowice z numerem 0001 oraz tytuł Zasłużonego Górnika PRL.
Cztery razy został Bohaterem Związku Sowieckiego, choć teoretycznie odznaczenie to można było dostać tylko trzykrotnie. I chociaż w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej był zaledwie przeciętnym politrukiem, w 1978 roku przyznano mu Order Zwycięstwa zarezerwowany dla zasłużonych dowódców, którzy przyczynili się do rozgromienia Niemiec. Wprawdzie 12 lat później dekret anulowano, lecz Breżniewowi, który tymczasem zdążył umrzeć na zawał w 1982 roku, było już wtedy wszystko jedno.
Za to za życia pękał z dumy, gdy mógł wystąpić obwieszony orderami niczym noworoczna choinka. Kiedy nadał sobie stopień marszałka, kazał sobie uszyć nowiutki mundur, w którym paradował po Kremlu. "Dosłużyłem się!" - mówił z dumą. Za co Breżniew został marszałkiem? - pytano wówczas. - Za zajęcie Kremla. - A dlaczego nie przyznano mu tytułu generalissimusa? - Bo nie byłby w stanie wymówić tego słowa - kpili żartownisie.
Ta miłość do nagród znalazła odbicie w licznych żartach. "Breżniewowi wręczają kolejną gwiazdę. - Towarzysze. Mówią, że nazbierałem wiele odznaczeń i nigdy nie odmawiam ich przyjmowania. To nie tak. Na przykład niedawno odmówiłem, gdy Mauretania zaproponowała mi swoje najwyższe odznaczenie: złote kółko do nosa!" - brzmiał jeden z nich. Złośliwi komentowali, że jedynym tytułem, którego brak w zbiorze genseka, jest "miasto-bohater". Breżniew chciał być "kochanym" i "ulubionym" tak bardzo, że nawet gdy odbierał telefon w rosyjskich dowcipach, mówił: "Słucham. Tu drogi Leonid Ilicz".
Jednak najwięcej ciepłych uczuć do Leonida Breżniewa żywił… on sam. Jego ulubionym zajęciem było oglądanie telewizji, której program był - jak głosi jeden z kawałów - skonstruowany w myśl zasady: "Breżniew i dwie minuty na pogodę". Inny popularny dowcip z tych czasów opowiada o tym, jak w Rosji uruchomiono nowy kanał telewizyjny. "Na pierwszym - Breżniew. Na drugim - Breżniew. Na trzecim - ma się rozumieć - Breżniew. Przełączam na czwarty, a tam siedzi szef KGB i grozi palcem: Ja ci poprzełączam!".
W telewizji lubił też oglądać sport. Gdy kiedyś przeoczył mecz hokeja, kategorycznie zażyczył sobie, by jeszcze raz go pokazano. "Ależ towarzyszu, to niemożliwe. Mecz był nadawany na żywo" - tłumaczyli mu adiutanci. Pokazać jeszcze raz - stetryczały starzec uparł się jak małe dziecko. Na drugi dzień pokazano powtórkę, oczywiście, "na prośbę ludu pracującego".
Kiedy w 1971 roku wybierał się do Francji, wezwał swego osobistego fotografa, by wybrać kilka nieoficjalnych fotografii, które w zachodniej prasie miały promować tę wycieczkę. Szczególnie przypadła mu do gustu fotografia zrobiona na jachcie. Stoi na nim we wdzięcznej pozie i wystawia do słońca twarz w modnych okularach przeciwsłonecznych. Ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem i rozpięty dresik, a opadające spod wydatnego brzucha spodnie podtrzymują szelki. "Wyglądam zupełnie jak Alain Delon" - stwierdził z zadowoleniem.
Aparycja Breżniewa stanowi zresztą niewyczerpane źródło natchnienia dla rosyjskich żartownisiów. Do dziś żartuje się zwłaszcza z jego charakterystycznych krzaczastych brwi. "To wąsy Stalina, tylko na wyższym poziomie" - mówiono. Dowcip miał ciąg dalszy: "Paszutyli i chwatyt (pożartowali i dosyć)" - mówi Breżniew, przekręcając wyrazy na kaukaską modłę, z wyraźnym gruzińskim akcentem, jak to robił Stalin. Następnie odkleja brwi i przykleja sobie pod nosem".
Jak on całował!
Leonid Ilicz bardzo starał się nawiązywać osobiste relacje z zachodnimi przywódcami, jednak czasami jego wylewność przekraczała granice dobrego smaku. Breżniew miał bowiem zwyczaj namiętnie całować swych zagranicznych kolegów "w zasos" - jak mawiają jego rodacy, czyli wręcz wsysając się w delikwenta.
W 1979 roku po podpisaniu traktatu rozbrojeniowego w Wiedniu ognisty Leonid tak wycałował prezydenta Jimmy’ego Cartera, że ten najadł się wstydu, bo amerykańskie media nie zostawiły na nim z tego powodu suchej nitki. A zdjęcie, na którym rosyjski przywódca wpija się w usta wschodnioniemieckiego lidera Ericha Honeckera, obiegło cały świat i do dzisiaj jest symbolem czasów Breżniewa.
I ta cecha charakteru sekretarza generalnego znalazła odzwierciedlenie w ludowym humorze: "Breżniew stoi na płycie lotniska i z rozmarzeniem śledzi wzrokiem odlatujący samolot. Towarzyszu Leonidzie Iliczu, chodźmy już, to przecież zwykły dyplomata - mówi ktoś ze świty sekretarza. - Polityk beznadziejny, ale za to jak całuje!!! - odpowiada rozmarzony Breżniew...".
W ostatnich latach życia z Breżniewem coraz trudniej było nawiązać kontakt. Wciąż dzierżył olbrzymią władzę, ale już dawno nie myślał o rządzeniu państwem. Bardzo podupadł na zdrowiu, a kremlowscy lekarze szpikowali go silnymi lekami nasennymi i psychotropami. "Miałem przyjąć francuskiego ambasadora, ale nie wiem, czy przed, czy po jedzeniu" - mówi Breżniew w jednym z dowcipów.
Zasypiał podczas partyjnych posiedzeń, a przemówienia wygłaszał bełkotliwie i tylko z kartki. Gdy kończył swoje odczyty, zupełnie tracił zainteresowanie tematem i zapadał w drzemkę. Podczas ważnej narady, na której sztabowcy prezentowali mu aktualne położenie sowieckich wojsk w Afganistanie, zgłodniał i po prostu wyszedł z sali, po czym kazał się zawieźć do sklepu po pieczywo. Podobno sklepikarka zemdlała na jego widok.
Przekręcał słowa i nazwy. Szewardnadze był Szawanadzem, a państwa socjalistyczne (socjalisticzeskije strany) w jego wykonaniu brzmiały jak "zasrane parówki" (sosiski srany).
Przygotowywano mu zresztą zawczasu także odpowiedzi na pytania, które mieli mu zadać zagraniczni rozmówcy czy dziennikarze. W Wiedniu ledwo trzymający się na nogach Breżniew spotkał się z Carterem w cztery oczy, żeby udowodnić Zachodowi, że pogłoski o jego złym samopoczuciu to bzdura. Nie udało się. Chociaż tłumacz Leonida Ilicza skrupulatnie dobierał kartki z puli z rozpisanymi wszystkimi wariantami i podsuwał je szefowi, w którymś momencie niedosłyszący Breżniew ryknął na cały głos: A przekreślonego nie czytać? Jedno z pytań miało bowiem dwa warianty i tłumacz wykreślił niepotrzebną część, by ułatwić Breżniewowi ciężkie zadanie.
Starcza demencja Breżniewa postępowała, a żartów przybywało. "Do gabinetu Breżniewa wchodzi kobieta. - Witam was, towarzyszu. Jestem Nadieżda Krupska. Zna mnie pan dobrze, sądząc po tym, jak często cytuje pan mego męża. - A tak, tak, oczywiście, że panią znam. I pani męża Krupskiego też znam - odpowiada uprzejmie Breżniew". "Towarzyszu Breżniew! Chrystus zmartwychwstał! - Wiem, już mi donieśli".
A osiągnięcia epoki Breżniewa komentowano tak: "Karol Marks postanowił wystąpić w sowieckim radiu i zwraca się z tą prośbą do Breżniewa. - Nie mogę sam o tym decydować. Mamy kolektywne rządy - odpowiada sekretarz generalny. - Tylko jedno zdanie, proszę! - nalega Marks. W końcu Breżniew ustępuje. - Proletariusze wszystkich krajów, wybaczcie mi! - mówi ojciec socjalizmu".
Choć coraz mniej Rosjan pamięta okres zastoju, gdy rządził Breżniew, dowcipy na jego temat biją w Rosji niesłabnące rekordy popularności. Na każdej rosyjskiej stronie internetowej z dowcipami jest pokaźna sekcja dotycząca wyłącznie Leonida Breżniewa. Satrapa przewraca się dziś w grobie, gdy widzi, że przeszedł do historii Rosji nie jako mąż stanu, lecz jako bohater popkultury.
Justyna Prus
აბგდევზთიკლმნოპჟრსტუფქღყშჩცძწჭხჯჰ
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى