MisiekK pisze:ZTM pozostawia ostateczną decyzję co do skierowania autobusów na ul. Potockich władzom dzielnicy, jako organowi bezpośrednio reprezentującemu mieszkańców.
No dobra, to po co konsultacje? Skoro i tak zarządzi jakiś wawerski pan M.? Nadal nie rozumiem tego mechanizmu: ZTM zarządza konsultacje, ludzie listy piszą - a nikt ich nie informuje, że żeby mieć faktycznie wpływ (o ile taki jest w ogóle przewidziany) - muszą wiedzieć do kogo uderzyć w dzielnicy.
A przypuszczam, że wiedza wśród mieszkańców o tym, że to "organ bezpośrednio reprezentujacy mieszkańców" reprezentuje mieszkańców w sprawie autobusów jest dosyć nikła - owszem, wiedzą o tym społecznicy reprezentujący pół ulicy i pół kamienicy, wiedzą różnego rodzaju łaziki i pieniacze - i oni może coś załatwią tam gdzie trzeba, może nie. Jak dobrze trafią - na radnego i urzednika, których uda się przekonać - to dobrze. Czy reprezentatywne to będzie - nie wiem. Ale będzie. A jak trafią na beton, który jest alfą i omega od komunikacji i uważa, że wie najlepiej - to w ogóle nie ma o czym mówić.
Ale mieszkańcy w swej masie dostają komunikat "konsultacje ZTM" - i uważają, że od poczatku do końca decyduje o zmianach własnie ZTM. A w praktyce ZTM podpiera się tymi wynikami w walce z dzielnicą - i czasem przeforsuje, czasem nie. Więc wychodzi z tego coś w rodzaju paranoi: w konflikcie głosu ludzi przytaczanego przez ZTM z głosem ludzi przytaczanym przez dzielnicę wypracowuje się kompromis. Czyli ludność uzgadnia swoje stanowisko sama ze sobą za pośrednictwem dwóch komórek miejskich, i najczęściej się nie zgadza. Może byłyby inne sposoby legitymizowania zmian niż takie cyrki - bo powtarzalność tego schematu i to, że nikt nie wychodzi z tego zadowolony stawia nad taką procedurą znak zapytania.
Może jednak już z dwojga złego lepiej wziąć towarzystwo "za twarz" i wprowadzać plany odgórnie, stosując zamiast hucznych "konsultacji" uprzednie ciche badania terenowe? Ewentualnie potem korygować, jeśli coś wyjdzie nie tak.