Moim zdaniem jest to bardzo duże uproszczenie sprawy.Rosjanie mogą się cieszyc że Krym jest ich, ale zapłacili i będą jeszcze za to płacili ogromną cenę na która najprawdopodobniej ich nie będzie stać.
Pierwszą rzeczą, jest to, że prawdopodobnie do kwietnia, staniemy przed kryzysem zbożowym - po prostu Rosja ogranicza podaż na rynku, a w związku z załamaniem Ukrainy - drugiego potentata światowego (który obecnie się wykrwawia tak gospodarczo jak i społecznie - informacje o 5 tys. ofiar, wybacz, sa śmiechem na sali, o liczbie rannych i przyszłości niezdolnych do pracy nawet nie wspominam) - rynek zbóż zacznie szaleć.
Jesienią, media w prawdzie uspokajały, że zbiory były rekordowe itp. jednak równocześnie ceny na giełdach szły w górę, właśnie w związku z kryzysem i brakiem dostępu do zboża znad Morza Czarnego. Na przestrzeni 2-3 miesięcy, podejrzewam, że poczujemy to w realnych podwyżkach cen.
Druga sprawa, to fakt niedoceniania Rosjan jako ludzi. Oni cały czas mają swoje sny o potędze i nie mówię o Kremlu, czy oligarchach, ale o zwykłych ludziach (wiem o czym mówię, bo znam Rosjan).
Oni są gotowi cały rok jeść kaszę ze słoniną, a mimo to przeżyć, byleby "Meteczka Rosja" była silna, zatem bomba inflacyjna na nich nie zadziała.
Teoretycznie powinna zadziałać na "oligarchów", ale Ci przezornie nie trzymają majątku w rublach lecz w dobrach materialnych, kruszcu i walucie obcej, więc słabość waluty ich nie boli (zwłaszcza, że surowców energetycznych nie importują, a towary zbytku można przywieźć przez Chiny). Ile zatem lat musiałoby embargo trwać by im zagrozić?
Można niby mówić, że Rosja cierpi z powodu cen ropy i gazu po rewolucji łupkowej w USA, ale będąc realnym, jak sądzisz ile czasu te ceny się utrzymają?
Rok-półtorej w skrajnym wypadku? A później co, gdy posypią się budżety krajów eksporterów? Wenezuela już dziś leży i kwiczy, w USA ropa z łupków wydobywana jest poniżej kosztów, tak też nie da się długo. OPEC już dziś kłóci się między sobą, ale z czasem wszyscy będą musieli odpuścić, bo mają "Kalifat" nad głową, który gotów sięgnąć po władzę, gdy szejkom kasy na socjal zabraknie.
Niemieckie firmy już dziś na wyścigi jeżdżą do Moskwy i kłaniają się w pas, obiecując, że pomimo embarga, nie wstrzymają żadnych inwestycji w Rosji (z resztą, dla nich tani rubel to sam zysk), a Kreml zaczął uśmiechać się nie tylko do Chin, ale głównie do Japonii. Tokio z kolei doskonale wie, że nie ma alternatywy i nie może bawić się w embargo, bo ma słuszne obawy o zbytnie zbliżenie Moskwy i Pekinu.
Warto też wspomnieć o całym południu Europy, które cierpi z powodu zaniku rosyjskiej turystyki i unijnych miliardach euro, traconych z powodu embarga.
Koniec końców, to wszystko sprawia, że wątpię, by świat chciał długo walczyć z Rosją, bardziej będzie to popis, jak w wypadku Iranu. Prostym ludziom będzie się mydlić oczy embargami, a handel z Kremlem będzie się załatwiać nieoficjalną drogą. Z resztą, na taki stan wskazuje nawet działanie instytucji finansowych, dlatego zablokowano tylko płatności na Krymie, a nie w całej Federacji.
No i jest jeszcze jedna sprawa. Świat, do końca nie wie na ile może sobie pozwolić, zanim Kreml zacznie grać ostro, zamiast się bawić - nie oszukujmy się, gdyby Kreml faktycznie chciał grać ostro, to dziś zamiast nieprzeszkolonych "ochotników", do Doniecka pojechałby Specnaz bez mundurów. Nikt w Eurazji przy zdrowych zmysłach, nie będzie próbował stawiać Kremla w sytuacji desperackiej, bo Moskwa wówczas gotowa zrobić coś bardzo niedobrego.