Łukasz Warzecha pisze:Art. 52, czyli ręka rękę myje
Sytuacja w pewien sposób wyjątkowa, bo oto członkowie jednej korporacji - prawniczej - dali po nosie członkom innej - lekarskiej. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie art. 52 Kodeksu Etyki Lekarskiej jest dobre dla pacjentów i samego środowiska lekarskiego, nawet jeśli niektórzy jego przedstawiciele twierdzą inaczej.
W całej tej sprawie ciekawych i charakterystycznych jest kilka aspektów.
Po pierwsze - pełne hipokryzji i bałamutne tłumaczenia przedstawicieli korporacji lekarskiej - w tym zwłaszcza Konstantego Radziwiłła, szefa Naczelnej Izby Lekarskiej, dlaczego przepis art. 52 w dotychczasowej interpretacji sądów lekarskich jest prawidłowy. Pan Radziwiłł uzasadniał to mianowicie dobrem pacjenta, które rzekomo ma być narażone na szwank, jeśli podważone zostanie zaufanie pacjenta do lekarza.
Wzruszająca jest troska pana Radziwiłła o to, żeby się pacjent niczym nie martwił i o niczym nie wiedział - także o potencjalnych wątpliwościach, dotyczących kompetencji prowadzącego go lekarza, jakie mógłby podnieść inny medyk. Nie wiem, jak jest w przypadku innych pacjentów, ale moje zaufanie do lekarzy podważałaby raczej świadomość, że nawet gdyby prowadzący mnie lekarz popełniał kardynalne błędy, inni lekarze baliby się o tym głośno powiedzieć z obawy przed zemstą środowiska, wspartą maksymalnie rozszerzającą interpretacją KEL.
Korporacja lekarska działa niestety tak, jak wszystkie właściwie korporacje w Polsce: nie dla dobra publicznego ani dobra klientów, ale dla dobra własnego i dla obrony swoich członków wszelkimi dostępnymi środkami. Wyjaśnienia Konstantego Radziwiłła są warte tyle samo, co opowieści mecenasa Rymara, byłego przewodniczącego Naczelnej Rady Adwokackiej, że sprzeciw wobec otwarcia zawodów prawniczych ma źródło tylko i wyłącznie w trosce o dobro klienta.
Ilekroć widzę Konstantego Radziwiłła, tyle razy przypomina mi się zamknięte spotkanie z nim, w jakim brałem udział już dobrych kilka lat temu. Dyskusja dotyczyła wtedy m.in. błędów lekarskich i braku skłonności wśród lekarzy, aby krytycznie oceniać działania swoich kolegów po fachu, gdy pacjenci próbują dochodzić swych praw. Zapytałem wtedy pana doktora, ile razy dyscyplinarny sąd lekarski orzekł od 1989 roku zakaz wykonywania zawodu. Nie pamiętam dokładnej liczby, jaką podał pan doktor, ale było to kilka przypadków - cztery lub pięć. Wszyscy obecni byli w szoku, bo każdy pamiętał co najmniej kilka głośnych spraw rocznie, gdy mieliśmy do czynienia z ewidentnymi błędami, popełnianymi nie przypadkiem, ale przez niedbalstwo, nonszalancję, alkohol i z podobnych przyczyn. Na co pan Radziwiłł oznajmił z oburzeniem: „No wiecie państwo, przecież taki zakaz wykonywania zawodu to koniec dla lekarza, który się z tego utrzymuje!". Przynajmniej postawił sprawę jasno: nie jest ważne, czy wskutek lekarskiego niedbalstwa, nałogu, bezmyślności ktoś stracił zdrowie czy nawet życie. Ważne, żeby ów lekarz miał nadal z czego żyć i mógł „leczyć". Krótko mówiąc - ręka rękę myje. Podczas tamtego spotkania straciłem na zawsze jakiekolwiek złudzenia dotyczące zdolności środowiska lekarskiego zorganizowanego w obecny sposób do samooczyszczenia się.
Po drugie - art. 52 KEL jest bardzo sprytnie sformułowany. To typowy przepis, obejmujący dowolnie duży zakres. Bo przecież pod „dyskredytowanie" można na dobrą sprawę podciągnąć każdą krytyczną opinię. TK wypowiedział się w tej sprawie całkiem rozsądnie, nakładając na sądy lekarskie obowiązek rozpatrywania merytorycznej warstwy takiej krytyki i decydowania, że jeżeli jest ona zgodna z prawdą, to sankcji być nie może. Najzabawniejsze jest, że tej, wydawałoby się oczywistej zasady owe sądy dotąd nie stosowały. Innymi słowy, lekarz był skazywany za samo to, że ośmielił się skrytykować innego lekarza, nawet bez próby sprawdzenia, czy była to krytyka zasadna czy nie. I to kolejny argument, obalający całkowicie fałszywe wyjaśnienia szefa NIL.
Po trzecie - to sprawa poboczna, ale dla mnie niezmiernie interesująca: co po stronie lekarskiego samorządu robił w TK przedstawiciel Sejmu? Tej informacji nie znalazłem w żadnej wiadomości, dotyczącej orzeczenia TK, choć sprawa jest zaskakująca, wychodzi bowiem na to, że Sejm RP zadziałał w interesie lekarskiej korporacji, a nie obywateli. Zadziwiające, że tego prostego pytania nie zadał żaden z dziennikarzy, przygotowujących materiał o sprawie.
Na koniec ważne zastrzeżenie: art. 52 KEL podała do TK lekarka, która kilka lat temu nie przestraszyła się układu środowiskowej lojalności i nacisków i odważyła się głośno bronić praw pacjentów, w dodatku najmniejszych, bo chodziło o dzieci. Warto o tym pamiętać, bo traktowanie całego lekarskiego środowiska jedną miarą byłoby niesprawiedliwe. Przykład wrocławskiej lekarki pokazuje, że problemem nie są lekarze jako całość, jako 100 procent należących do tego zawodu ludzi. Problemem są ci spośród nich, którzy wymościli sobie ciepłe i wygodne pozycje w zawodzie, boją się konkurencji, a posiadają wystarczająco dużą siłę środowiskowego oddziaływania, żeby łamać innych. Problemem są ludzie tacy jak Konstanty Radziwiłł. Jeśli udałoby się złamać środowiskową lojalność lekarzy (a także np. adwokatów czy sędziów), okazałoby się, że jest w tym zawodzie mnóstwo ludzi porządnych, którzy do tej pory po prostu bali się przeciwstawić potężnemu układowi korporacyjnemu.