A teraz o polityce... (tej krajowej)

Moderator: Szeregowy_Równoległy

Tm
Posty: 7559
Rejestracja: 13 gru 2005, 21:27
Lokalizacja: Boskie Buenos

Post autor: Tm » 28 kwie 2008, 19:12

Rybitzky/Salon24 pisze:Ryszard Kalisz - obrońca skrzywdzonych

Zapytany przez ojca porwanego Krzysztofa Olewnika, jak to możliwe, iż w biały dzień ukradziono samochód z aktami sprawy jego syna, minister spraw wewnętrznych Ryszard Kalisz odparł lekceważąco: Cóż, przecież samochody ciągle kradną.

Dziś Ryszard Kalisz jest przewodniczącym komisji, która drobiazgowo bada okoliczności śmierci Barbary Blidy. Domaga się zwalniania z obowiązku dotrzymywania tajemnicy prokuratorów. Zamierza przesłuchiwać byłych członków rządu i szefów tajnych służb. Wszystko po to, by udowodnić, że Blida była niewinną ofiarą pisowskiego spisku. Wiadomo - niewinni ludzie często do siebie strzelają na widok policji.

Pozostaje więc pytanie co zrobił Krzysztof Olewnik, skoro organy państwa, z Ryszardem Kaliszem na czele, skazały go straszną śmierć - swoją bezczynnością. Najprawdopodobniej zamordowany mężczyzna zawinił tylko tym, że miał bogatego ojca.

Koncentruję się na postaci Kalisza, bo jego rozbudowana rola w medialnym spektaklu pokazuje jakim absurdem jest komisja ds. śmierci Barbary Blidy. Politycy SLD, do spółki z PO, postanowili pograć trupem samobójczyni, by osiągnąć cel polityczny - pognębić PiS. Ta bezczelna i cyniczna gra zderzyła się obecnie z prawdziwym dramatem ukazującym kształt naszego życia publicznego - zabójstwem Olewnika.

Sprawa Blidy, mimo iż rozdmuchiwana przez polityków i media do niewyobrażalnych rozmiarów, jest stosunkowo prosta - skorumpowana pani polityk spanikowała. Możliwe, że nawet nie chciała się zabić (użyła amunicji ogłuszającej - ale strzelała ze zbyt bliska). Naciski polityczne na śledztwo w sprawie mafii paliwowej zapewne były - lecz kiedy ich nie ma?

Sprawa Olewnika to zupełnie co innego. W końcu złapano i osądzono bezpośrednich sprawców, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że byli oni tylko maleńkimi kawałkami większej układanki. Śmierć porwanego, niestety, też była wyłącznie pojedynczym fragmentem - elementem czyjegoś planu.

W Polsce już nie raz bywało tak, iż ci, którzy nie mają żadnego prawa do sądzenia innych, właśnie to robili. Ryszard Kalisz jest oskarżycielem, bohaterskim obrońcą praworządności. A powinien być - oskarżonym.
აბგდევზთიკლმნოპჟრსტუფქღყშჩცძწჭხჯჰ
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى

Awatar użytkownika
a/p TALENT
Posty: 1716
Rejestracja: 31 sie 2007, 19:06
Lokalizacja: Flughafen Bemowo

Post autor: a/p TALENT » 28 kwie 2008, 19:43

Jest akurat odwrotnie , sprawą Olewnika przykrywa się "dokonania" byłej ekipy . Która na dodatek nic nie zrobiła w tej sprawie .
Zastanawiająca jest cisza wokół sprawy porwań biznesmenów i ich rodzin w Olsztynie. Tam też tzw. organa ścigania" popisały " się operatywnością . Skala porwań i bezkarność sprawców była bardziej bulwersująca niż lokalna choć tragicznie zakończona sprawa porwania Krzysztofa Olewnika .
ZUS fundatorem emigracji

Tm
Posty: 7559
Rejestracja: 13 gru 2005, 21:27
Lokalizacja: Boskie Buenos

Post autor: Tm » 07 maja 2008, 22:29

Taki tekst przydługi znalazłem, autor miejscami przesadza we wnioskach, ale spostrzeżenia ma przeważnie słuszne.
Perły przed Wieprze, Salon24 pisze:w gmachu...

„Zapewne zgodzimy się, że najważniejsze jest to, by nasz naród miał poczucie kontroli nad swoim losem”- prawił dziś w Sejmie minister Sikorski. No cóż .... Banki „z większościowym udziałem inwestora zagranicznego” mają 69 procent polskiego rynku, 3 na cztery gazety codzienne wydają polskie oddziały zagranicznych koncernów, 80 procent polityki zagranicznej już dziś prowadzone jest „via Bruksela”, tam też rozstrzygają się losy 60 procent polskiej legislacji (por. rozmowa z Jackiem Saryuszem Wolskim, Europa 213). W tej sytuacji faktycznie lepiej mówić o „poczuciu kontroli” nad swoim losem, bo o „kontroli” – mówić już nie wypada. Ciekawe zresztą, czy sam minister Sikorski ma „poczucie kontroli” nad własnym resortem? Bo zastanówmy się - kto robi polską politykę zagraniczną?

Nie, no ja wiem, że najlepszym prognostykiem posunięć naszej ("naszej"?) dyplomacji wydaje się dziś być stanowisko, jakie w danej sprawie zajmuje "Europa", czyli - rząd niemiecki (Tusk nie za darmo zasłużył sobie w tamtejszej prasie na przydomek "Polak Merkel"), idzie mi jednak o robotę, że tak powiem tubylczą. Zatem - kto kręci polską dyplomacją? Nie jest tym kimś minister Sikorski, skoro w prasie pojawiają się takie anegdoty: "Polityk X, jedna z osób odpowiadających w PO za politykę zagraniczną, mówi: "Przed wystąpieniem telewizyjnym wysłałem Radkowi sms z pytaniem, co mówić o jednej z trudnych spraw. A on mi odpowiedział: "Nie wiem, niech pan pyta tych, którzy naprawdę podejmują decyzje. To nie ja". Byłem zaszokowany" (Michał Karnowski, Tusk odstrzeli Sikorskiego, Dziennik 18.12.2007). Byłbyż więc minister od ładnego prezentowania się w mediach, podczas gdy poważnymi sprawami w resorcie zajmują się inni? Niewykluczone. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że ci "inni" to osławiona "korporacja Geremka".

Dzięki "Rzeczypospolitej" wiemy, że pogłowie "korporacji" szacowane jest na około 50 osób. Zainstalowanych w MSZ na początku lat 90-tych "korporacja" rządziła "gmachem" przez lata. Zbrodniczą rękę podniosła na nią dopiero minister Fotyga. Jak, latem ubiegłego roku, donosił w "GW" Jacek Pawlicki: "Nowa minister zaczyna wcielać w życie hasło o odzyskaniu MSZ wygłoszone na niedawnym kongresie przez Jarosława Kaczyńskiego. Chce więc wymienić 50-60 osób ze ścisłego kierownictwa MSZ, które od 15 lat współkształtowały politykę zagraniczną Polski od 15 lat i do dziś są bardzo wpływowe". Wymienić 50-60 osób i to ze „ścisłego kierownictwa”! Nie dziwmy się więc, że – jak ujął to Andrzej Olechowski – „Działalność Fotygi wzbudziła niepokój i napięcie w całym środowisku dyplomatów i urzędników zajmujących się sprawami zagranicznymi” (Zbigniew Krzyżanowski, Mikołaj Wójcik, W MSZ nie ma miejsca dla Fotygi, Dziennik 7.05.2004).

Oczywiście „korporacja” nie zamierzała poddawać się bez walki. Ach, co to musiał być za bój! Trochę szczegółów już znamy. Pisałem już o tym, ale się powtórzę. A więc - jak, już po wyborach donosił pan Pawlicki - kilka miesięcy przed wyborami zorganizowała się w MSZ grupa kilkunastu osób. Łączyła ich "złość na to, co partia Kaczyńskiego zrobiła z dyplomacją i chęć jak najszybszego powrotu do normalności". Grupa spotykała się z przedstawicielami PO, przygotowała też dla Platformy plan "defotygizacji" ministerstwa. Zdaniem członków grupy, po „powrocie do normalności” stanowiska kierownicze w MSZ powinno stracić 20-25 osób (na 80 stanowisk). Owe 20-25 osób zajmowało się bowiem "niszczeniem gmachu". Należy też powstrzymać wyjazdy ambasadorów wytypowanych przez PiS (Jacek Pawlicki, Defotygizacja MSZ, 26.102007). „Korporacja” podała więc Platformie MSZ na tacy, a Platforma – najwyraźniej – przyjęła do wiadomości fakt, że sprawy zagraniczne to działka „korporacji”...

Dobrze, ale co to naprawdę znaczy "korporacja Geremka"? Cóż, przypuszczam, że interesujące wnioski w tej sprawie można wysnuć na podstawie stanu ministerstwa po 18 latach jej rządów. W sposób niejako symboliczny stan ten oddaje fakt, że dopiero min. Fotyga kazała pozdejmować ze ściany portrety sterników dyplomacji PRL. Ale szukajmy czegoś więcej niż symbole. W listopadzie ubiegłego roku „Rzeczpospolita” podała, że w MSZ pracuje 300-400 absolwentów Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i to właśnie oni okupują rdzeń ministerstwa. Bo, co prawda, całe ministerstwo liczy 4 tysiące pracowników, ale wśród nich tylko 800 ma stopień dyplomatyczny, i połowę owej 800-tki stanowią właśnie adepci MGiMO (Wojciech Lorenz, Absolwenci radzieckiej kuźni w MSZ, Rz. 27.11.2007). W 2006 roku ruszyła operacja pozbywania się MGiMO-wców, ale dalej historia potoczyła się tak, jak się potoczyła... Dziś, przywrócony przez nowy reżim do łask pan Schnepf twierdzi, że „nikt nie może być dyskryminowany, bo skończył taką czy inną uczelnię”. I taki wielkoduszny punkt widzenia można przyjąć – gdy nie ma się bladego pojęcia o typie stosunków między ZSRS a jej satelitami, tudzież o tym, czym były sowieckie akademie dyplomatyczne...

Jak widać z powyższego MSZ pod rządami „korporacji Geremka” ostał się jako PRL-owski skansen w sercu III RP. Tu nie ma żadnego przypadku. Przez 18 lat, gdy ma się wolę polityczną, można wyhodować sobie kadrę dyplomatyczną od portiera po ministra. „Ktoś” zdecydował, by trwać przy „starych fachowcach”, a gdy próbowano ich ruszyć – ryk w mediach uderzył pod niebiosa... Oczywiście PRL-owska kadra przeżarta jest PRL-owską agenturą. Szacunki mówią o 80-95 procentach współpracujących dyplomatów (Dyplomaci jednak zlustrowani, Rz. 22.05.2007). W czasie ostatniego lustracyjnego paroksyzmu do współpracy przyznało się ponad 60 pracowników resortu. Pospieszyli się. Trzeba było poczekać na wyborczy sukces PO. Poseł Chlebowski, oświadczył dziś, że różne środowiska już dość się przez lustrację nacierpiały i Platforma nie ma zamiaru zajmować się tą sprawą. Myślę, że westchnienie ulgi zatrzęsło gmachem MSZ...

Tak więc, od rządami Platformy absolwenci MGiMO rozkwitają. Kadrowym w MSZ został absolwent tej zacnej uczelni, pan Roman Kowalski, w „gmachu” siedzący od lat 80-tych ubiegłego wieku. Na szefa kadr polecił go ponoć kolega, prześladowany przez Fotygę pan Rafał Wiśniewski. Panowie znają się z placówki w Budapeszcie. A kto został pełnomocnikiem rządu do spraw kontaktu z Rosją? Otóż, znany nam chyba wszystkim pan Daniel Rotfeld. Rotfeld chyba MGiMO nie skończył, niemniej jest starym wyjadaczem PRL-owskiej dyplomacji – siedzi w branży od lat 60-tych XX wieku. Pozwólmy sobie w tym miejscu na małą anegdotę. Kilka tygodni temu wydrukowali w „Polityce” tekst o Jerzym Robercie Nowaku. W tekście była mowa i o tym, że za PRL Nowak przez długi czas pracował w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, a z czasem nawet trafił na placówkę na Węgry. Jak powiedział „Polityce” jej informator żeby tam jechać Nowak „musiał się dogadać z moczarowsko - szlachcicowską ekipą, która rządziła Instytutem” (Cezary Łazarewicz, Dzieje kaznodziei, Polityka 2647). Otóż, w tymże samym Instytucie od 1961 do 1989 roku karierę robił pan Rotfeld. W 1969 został mianowany adiunktem w Zakładzie Bezpieczeństwa PISM, co chyba świadczy, że miał niezłe stosunki rządzącą Instytutem „moczarowsko - szlachcicowską ekipą”. W latach 70-tych zaś Rotfeld, jako przedstawiciel PRL brał udział w pracach KBWE. A teraz czekam na pierwszego naiwnego, który mi powie, że zajmując się czymś takim można było uniknąć bliskich kontaktów ze służbami specjalnymi...

Mimo wszystko jednak Rotfeld nie wydaje się być najgorszym nabytkiem ekipy Tuska. Oto w lutym „Newsweek” poinformował o powołaniu rządowego zespołu, który ma się zająć kwestią rosyjskich roszczeń. Rosjanie chcą od nas bowiem wydębić opłaty za sowieckie patenty militarne, które niegdyś wcisnęli PRL. W skład zespołu weszli, między innymi, Roman Baczyński (ex-prezes Bumaru) oraz ... Stanisław Ciosek (Joanna Tańska, Komisja do spraw moskiewskich roszczeń, Newsweek, 17.02.2008). Stanisław Ciosek! Ten PRL-owski dinozaur! Już w pamiętnym 1968 zdążył pełnić funkcję wiceprzewodniczącego Zrzeszenia Studentów Polskich (studencki „marzec” go chyba nie wzruszył), a potem – szedł coraz wyżej, aż doszedł do Biura Politycznego KC PZPR (Salon24 trafił do matur więc wyjaśniam młodzieży skrót – Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej). O pozycji Cioska świadczy to, że został członkiem elitarnego „zespołu trzech” (Ciosek, Urban, Pożoga), który przygotowywał scenariusze „transformacji ustrojowej”. W newralgicznym momencie transformacji (1988-1989) należał do 50-tki najważniejszych osób w PRL, które miały dostęp do najwrażliwszych materiałów służb specjalnych (Sławomir Cenckiewicz, Laboratorium pierestrojki, Rz. 30.03.2008). Był więc szczerym patriotą PRL. Zresztą, według „Gazety Polskiej”, w czasach „Solidarności” Ciosek należał do tych, którzy uważali interwencję sowiecką za konieczną (Beton chciał interwencji, GP 699). Do tego w 2003 roku „Wprost” doniosło, że w papierach Stasi nazwisko Cioska przewija się wśród nazwisk informatorów wywiadu NRD (Piotr Cywiński, Violetta Krasnowska, Polskie uszy Honeckera, Wprost 19.08.2008). Jakby tego było mało – nie jest tajemnicą, że Ciosek miał swój udział w operacji tuszowania prawdy o zabójstwie Jerzego Popiełuszki. W MSW przetrwały akta rozpoczętych w 1984 roku akcji „Teresa”, „Trawa” i „Robert”. Ich celem była inwigilacja skazanych za zabójstwo księdza i ich rodzin. Miało to zapobiec ujawnieniu przez nich niewygodnych dla władzy danych o sprawie. Rzecz nadzorował Ciosek wtedy – minister do spraw związków zawodowych. W IPN oglądać można ponoć raporty Cioska pisane dla przywódców PRL. (Bartłomiej Kozłowski, Długa ręka SB, sieć) I po taką właśnie figurę sięgnęła ekipa Tuska... Mniejsza już o etykę, czy estetykę. Chodzi o zdrowy rozsądek. Nie wątpię, że Ciosek dużo wie o Rosji, ale nie wątpię też, że Rosjanie dużo wiedzą o Ciosku i już w związku z tym trzymałbym go z dala od Moskwy...

Podsumujmy. Pod rządami ministra Sikorskiego MSZ godnie kontynuuje tradycje dyplomacji PRL. Przynajmniej w wymiarze kadrowym. Ale – czy tylko? Nie, nie posuwam się do stwierdzenia, że polską politykę zagraniczną prowadzą rosyjscy agenci na podstawie wytycznych z centrali (aczkolwiek przypuszczam, że mamy za dużo dyplomatów czy to mających słabość do Rosji, czy to dyplomatów z „hakami” w Moskwie). Twierdzę, że wykształceni przez PRL (czy MGiMO) dyplomaci mogą mieć skłonność do mentalności postkolonialnej i cały swój kunszt zużywają na, po pierwsze szukanie patrona, a, po drugie, na spełnianiu jego życzeń. Dziś patronem jest „Europa”, czyli – w naszej części Europy – Niemcy wznoszące swój wyśniony Grossraumwirtschaft... Jak wyjdziemy na tym „zakopywaniu Polski po szyję w Unii Europejskiej”? Pożyjemy, zobaczymy... Ja w każdym bądź razie – póki w MSZ karty rozdaje postPRL-owska „korporacja Geremka” - za wielkiego poczucia „kontroli nad własnym losem” (oczywiści w wymiarze, niejako państwowym) nie mam...


PS

Gdy, czytając o zespole do spraw rosyjskich roszczeń, trafiłem na nazwisko Romana Baczyńskiego, byłego szefa „Bumaru” pomyślałem: ciekawe, czy i ten pan pasuje do ekipy Tuska, to jest – czy aby nie ciągnie się za nim jakiś smrodek. Wrzuciłem nazwisko do wyszukiwarki, i proszę – jest: „Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie umów opiewających na miliony dolarów, jakie zawierał zarząd Bumaru kierowany przez Romana Baczyńskiego – dowiedziała się TVN24. Pieniądze płynęły do tajemniczych spółek. Chodzi o wielomilionowe prowizje, wypłacane przez lata tajemniczym spółkom, które miały pośredniczyć w zawieraniu kontraktów przez Bumar” (Karolina Tomasiewicz, Prokuratura sprawdza kontrakty, za: Niezależne Forum Wojskowe, 15.04.2008 –sieć)
აბგდევზთიკლმნოპჟრსტუფქღყშჩცძწჭხჯჰ
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى

Awatar użytkownika
TGM
Posty: 5307
Rejestracja: 14 gru 2005, 22:52

Post autor: TGM » 17 maja 2008, 22:34

Onet pisze:PSL chce więcej stanowisk

Piechociński za Grabarczyka i więcej foteli wiceministrów - to, jak dowiedział się "Newsweek", pomysł PSL na letnią rekonstrukcję gabinetu Donalda Tuska.
Gdy premier wróci z Ameryki Południowej, ludowcy przedstawią mu propozycję nie do odrzucenia. Jak dowiedział się "Newsweek", będą postulowali zwiększenie swojego udziału w "odpowiedzialności w rządzie". Ta elegancka formuła kryje proste żądanie - więcej stanowisk i to na najwyższym szczeblu.

Politykom Polskiego Stronnictwa Ludowego najbardziej zależy na poszerzeniu wpływów w resorcie środowiska, stanowiącym tradycyjny bastion tej partii, oraz w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, gdzie dzielone są wielomilionowe dotacje z Unii Europejskiej dla samorządów. Chętnie przejęliby też kierownictwo w resorcie infrastruktury, a nawet transportu. - Skoro przedstawiciele Platformy nie dają sobie rady, a premier Tusk nie jest z nich zadowolony, to powinien sięgnąć po naszych fachowców - uważa poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. - Mamy doskonałego kandydata na ministra infrastruktury, Janusza Piechocińskiego. Jeden z jego partyjnych kolegów dodaje w rozmowie z "Newsweekiem": - Nie mamy wpływu na to, co się dzieje w resortach należących do Platformy. O projektach ustaw dowiadujemy się z mediów. Jak tak dalej będzie, podzielimy los LPR i Samoobrony.

Na polityków w Warszawie naciskają działacze stronnictwa w terenie. Do twardszej gry z Platformą zmuszają PSL także ostatnie sondaże, według których notowania ludowców spadły poniżej progu wyborczego.

Ale rozmowy z silniejszym partnerem będą trudne. Zbigniew Chlebowski, szef klubu parlamentarnego PO, twardo zapowiada "Newsweekowi": - Nie widzimy potrzeby, by zmieniać ustalenia dotyczące podziału resortów między PO i PSL. Nie ma też wakatów na stanowiskach sekretarzy stanu. Przynajmniej na razie - zaznacza.
I tak oto forumowicz wawkomu może zostać ministrem infrastruktury :lol: .
Miasto piętnastominutowe - czekaj piętnaście minut na przesiadkę.

SławekM
(solaris8315)
Posty: 17699
Rejestracja: 15 gru 2005, 20:57
Kontakt:

Post autor: SławekM » 21 maja 2008, 15:47

onet.pl pisze: "Z punktu widzenia kraju jest bardzo źle"

Z punktu widzenia kraju jest bardzo źle - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński pytany w "Sygnałach Dnia" o ocenę półrocza działalności rządu Donalda Tuska.
- Mogę podać jeden przykład, który mówi wszystko. Nie było do tej pory Sejmu, który po pół roku miałby tak mało pracy. A i to, co wpływa, to są na ogół projekty PiS-u, te złożone już w tej kadencji - powiedział lider PiS.

Jarosław Kaczyński ocenił pracę niektórych ministrów: "Cała działalność ministra Ćwiąkalskiego to jest jeden wielki skandal. Można tutaj dodać też wątpliwości co do ministra Grada. No i można te wątpliwości mnożyć co do wszystkich ministrów, bo nic nie robią. Tutaj nasuwa się jedno słowo - lenistwo. Jest jeden minister, który coś robi, ale robi bardzo źle. Mówię tutaj o ministrze Sikorskim. Polska powinna naprawdę się tym wszystkim martwić". Zdaniem lidera PiS obecna "władza wyraźnie dąży do ograniczenie opozycji i to nie zawsze przy użyciu metod, które mieszczą się w ramach demokracji".

Komentując ostatnie wyniki badania opinii publicznej dotyczące oceny rządu i pytany, czy mimo pogarszających się notowań, nie oznacza to, że Donald Tusk "wpisał się w nastroje społeczne" - Jarosław Kaczyński powiedział: "Być może, rzeczywiście, to w jakiejś mierze odpowiada opinii publicznej. Odpowiada być może dużej części Polaków, ale to jest sytuacja przejściowa. Mówię tutaj o kwestiach merytorycznych, a nie kwestiach odnoszących się do PR-u. PR jest rzeczywiście na piątkę, tylko nie PR-em Polska stoi".

Prezes PiS był również pytany o podróż premiera do państw Ameryki Płd. - O ile mi wiadomo, o ile się media tutaj nie mylą jakoś radykalnie, to była to przede wszystkim aktywność innego charakteru - to znaczy to był wyjazd o charakterze wypoczynkowym i tutaj oczywiście każdy ma prawo. Ale jest pytanie, czy państwo powinno za to płacić. I tyle mogę w tej sprawie powiedzieć. Ja najdalszym jestem od tego rodzaju demagogii, natomiast trudno tutaj zaprzeczyć, że jest to sprawa co najmniej do wyjaśnienia - powiedział J.Kaczyński.
http://wiadomosci.onet.pl/1753344,11,z_ ... ,item.html

---
onet.pl pisze:Polacy wybrali najbardziej pracowity polski rząd

Z ankiety przeprowadzonej w Onet.pl wynika, że internauci za najbardziej pracowity rząd polski po 1989 roku uważają rząd Jarosława Kaczyńskiego. Głosowało na niego 17 procent ankietowanych.
Za drugi w kolejności najbardziej pracowity rząd uznano ten pod wodzą Tadeusza Mazowieckiego. Zagłosowało na niego 11 procent wszystkich, którzy wzięli udział w ankiecie.

Na kolejnych miejscach znalazły się rządy: Donalda Tuska (8 proc.), Jerzego Buzka (6 proc.), Włodzimierza Cimoszewicza (6 proc.) i Marka Belki (4 proc.).


Jednak najwięcej internautów uznało, że żaden Polski rząd nie był pracowity. Na taką opcję zagłosowało aż 21 proc. internautów, którzy wzięli udział w sondzie na stronie Wiadomości Onet.pl.

Ogółem w ankiecie oddano blisko 40 tysięcy głosów.
http://wiadomosci.onet.pl/1753563,11,item.html

---
onet.pl pisze:Kaczyński: prezydent stolicy i minister wyrządzają szkody

Zdaniem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz i minister skarbu Aleksander Grad, którzy - w jego opinii - wyrządzają obecnie szkody Fundacji Prasowej Solidarności, mogą ponieść za to "osobistą, finansową odpowiedzialność".
J. Kaczyński ocenił też w radiowych "Sygnałach Dnia", że zarzuty, iż doszło do nieprawidłowości przy przejmowaniu warszawskich nieruchomości przez Fundację Prasową Solidarności są "prawnie rzecz biorąc po prostu bzdurne".

W ten sposób szef PiS odpowiedział na pytanie o to, że prezydent Warszawy zamierza walczyć o odzyskanie przez miasto nieruchomości przejętych w latach 90. przez Fundację Prasową Solidarności - stworzoną przez kilku ówczesnych polityków PC, w tym J. Kaczyńskiego.

- Ja powiem tyle: tak naprawdę to chodzi o to samo, co jest motywem przy na przykład próbach przejmowania telewizji publicznej. Chodzi o to, żeby nie można było na rynku medialnym uczynić niczego, co mogłoby tę osłonę PO w jakiś istotny sposób istotny osłabić - powiedział prezes PiS.

Jak ocenił, "prawnie rzecz biorąc, te zarzuty są po prostu bzdurne, ale tu liczy się na specyficznego rodzaju sędziów". J. Kaczyński zapowiedział, że politycy PiS będą się całej sprawie "z bardzo bliska przyglądać".

- Ale też - to jest już moje przekonanie, muszę je zweryfikować w rozmowach z adwokatami - że pani Gronkiewicz-Waltz, a być może także pan minister Grad, wyrządzając w tej chwili bardzo poważne szkody Fundacji, będą musieli ponieść osobistą, finansową odpowiedzialność. Pokryć te szkody, które mogą być liczone naprawdę w ogromnych sumach - powiedział szef PiS.

Zapytany czy będzie pozew o zniesławienie, J. Kaczyński odpowiedział, że nie chodzi już tylko o zniesławienie, ale także "o bardzo poważne szkody dotyczące i wizerunku".

- I tu może być zniesławienie, bo można zniesławić osoby fizyczne, ale chodzi także o Fundację jako podmiot gospodarczy, czy poszczególne spółki jako podmioty gospodarcze, które na skutek tych działań mogą ponieść bardzo poważne straty - powiedział J. Kaczyński.

Jak dodał, w związku z tym Fundacja i powiązane z nią spółki, "będą musiały szukać możliwości odzyskania i nie od państwa, dlatego bo to nie państwo tutaj decyduje".

- Tu decydują politycy, którzy prowadzą swoją grę, bo żadnych przesłanek prawnych nie ma. A gdyby były, to trzeba byłoby takich procesów wytoczyć w Warszawie setki albo tysiące - powiedział J. Kaczyński.

W październiku 2007 r. prezydent Warszawy złożyła zawiadomienie o przestępstwie w sprawie umowy Fundacji Prasowej Solidarności ze Skarbem Państwa z lat 90. co do bezprzetargowego wieczystego użytkowania gruntu i nieodpłatnego nabycia własności budynków w Warszawie (w Al. Jerozolimskich 125/127, przy Nowogrodzkiej 84/86 oraz Ordona 3) o ówczesnej wartości 40 mld starych zł.

W lutym sąd oddalił zażalenie Gronkiewicz-Waltz na decyzję prokuratury, która w grudniu 2007 r. odmówiła wszczęcia śledztwa z doniesienia prezydent stolicy.

Według mediów, powiązana z fundacją spółka Air Link sprzedała w czerwcu ubiegłego roku za 34 mln zł budynek przy ul. Nowogrodzkiej, gdzie jest siedziba PiS. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", udziałowcem Air Link jest Sławomir Siwek, obecnie wiceprezes TVP.

Obecnie sprawą wniosku o bezprawne przekazanie nieruchomości przejętych przez Fundację Prasową Solidarności zajmuje się Prokuratoria Generalne reprezentująca Skarb Państwa.
http://wiadomosci.onet.pl/1753409,11,ka ... ,item.html

Awatar użytkownika
Bastian
Sułtan Maroka
Posty: 36679
Rejestracja: 13 gru 2005, 14:08
Lokalizacja: Gdzieś tam na północy...

Post autor: Bastian » 22 maja 2008, 10:19

Zdaniem lidera PiS obecna "władza wyraźnie dąży do ograniczenie opozycji i to nie zawsze przy użyciu metod, które mieszczą się w ramach demokracji".
Błazen i hipokryta...
Honi soit qui mal y pense... Chemia teraz doszła do wspaniałych wyników. Robią wiewiórki z aminokwasów. Kir Bułyczow
Gdzieś tam może i jest prawda, ale kłamstwa tkwią w naszych głowach. Terry Pratchett
Darmowy ser znajduje się tylko w pułapkach na myszy. Kir Bułyczow

Tm
Posty: 7559
Rejestracja: 13 gru 2005, 21:27
Lokalizacja: Boskie Buenos

Post autor: Tm » 31 maja 2008, 14:20

Rzeczpospolita pisze:Rafał A. Ziemkiewicz: Elita o prawdę nie pyta
Rafał A. Ziemkiewicz 30-05-2008, ostatnia aktualizacja 31-05-2008 13:02

Autorytety nie potrzebują Cenckiewicza i Gontarczyka, aby wiedzieć, kim był TW „Bolek”. I dlatego rezygnując z pozorów rzetelności, zaatakowały ich tak wściekle

List intelektualistów i polityków z obozu dawnej Unii Demokratycznej, atakujący IPN oraz autorów przygotowywanej dopiero książki zbierającej źródła do sprawy tajnego współpracownika SB o pseudonimie Bolek, przywodzi na myśl stary kawał o milicjancie aresztującym obywatela, który powiedział, że „rząd jest do d…”. „Ależ panie władzo”, tłumaczy się zatrzymywany, „przecież ja tak o amerykańskim rządzie, nie o naszym”. Na co milicjant: „Co mi tu, obywatelu, będziecie gadać! Wszyscy dobrze wiedzą, który rząd jest do d…!”.

Odpowiedź na pytanie, jak tak wielkie autorytety mogą w równie bezwzględny sposób atakować książkę, której nikt jeszcze nie miał okazji przeczytać, jest równie prosta, jak rozumowanie owego milicjanta: autorytety nie potrzebują Cenckiewicza i Gontarczyka, aby wiedzieć, kim był TW „Bolek”. Sygnatariusze tego żałosnego listu nie potrzebują sprawdzać, na jakie dokumenty powołują się historycy IPN, ani recenzować ich pracy. Wiedzą, że napiszą oni prawdę. I dlatego właśnie, rezygnując z bodaj pozorów rzetelności, zaatakowali ich tak wściekle. Z przygwożdżeniem oszczerstwa środowisko mające w ręku tak potężne media poradziłoby sobie łatwo. Prawdę może tylko próbować zakrzyczeć i zatupać, póki czas, to znaczy, zanim zostaną upublicznione dowody.

Piotr Semka przypomniał w swoim artykule, jak Adam Michnik publicznie przywołał do porządku Lecha Wałęsę podczas dyskusji o sprawie Güntera Grassa, przypominając mu, że sam ma w młodości epizod nie mniej wstydliwy niż służba niemieckiego pisarza w SS. Nie jest to przykład jedyny. Na łamy prasy w tekstach znaczących autorów docierała nieraz aluzyjna obrona Wałęsy, utrzymana w duchu: przy takich zasługach nie można czynić mu wyrzutu za to, co w chwili słabości podpisał przestraszony robotnik.Pisał tak niedawno w „Gazecie Wyborczej” o. Maciej Zięba: „jeżeli nawet uwikłał się wówczas w jakąś formę kontaktów z SB, o czym napomyka w »Drogach nadziei«, to można to zrozumieć i wybaczyć u młodego osamotnionego robotnika szantażowanego przez wszechmocną machinę tajnej policji”. Co najmniej dwa razy wspominał o sprawie niemal otwartym tekstem Jacek Kuroń (w „Gwiezdnym Czasie” oraz „Spoko”).

Staranna kwerenda przyniosłaby więcej takich napomknień, pochodzących bynajmniej nie od Walentynowicz, Gwiazdy i Wyszkowskiego, ale z rdzenia salonu. Owe półsłówka i aluzje nie brały się znikąd; w półprywatnych rozmowach często usłyszeć można było ubolewanie, że Lechu niepotrzebnie zabrnął w krętactwa, że mógł wyjaśnić tę zamierzchłą, i, jak się w środowisku zawsze twierdziło, pozbawioną znaczenia sprawę, wtedy, gdy cieszył się nieograniczonym zaufaniem Polaków.

Bardziej zresztą od dokumentów, które historycy odnaleźli w zakamarkach archiwów, gdzie przetrwały w zapomnieniu prezydenturę Wałęsy, wymowny jest los tych, które leżały na głównych półkach.

To one najprawdopodobniej stanowiły zgubę Adama Hodysza, w czasach PRL oficera SB współpracującego z „Solidarnością”, skazanego za to i uwięzionego, którego Wałęsa usunął z funkcji szefa gdańskiej delegatury UOP z haniebnym uzasadnieniem: „raz zdradził, może zdradzić znowu”. W środowisku dziennikarskim panuje graniczące z pewnością przekonanie, że Hodysz przeciwstawiał się niezgodnemu z prawem przekazaniu archiwaliów Wałęsie. Jego następcy (notabene, obsadził wówczas Wałęsa gdański UOP esbekami, którzy za czasów PRL go rozpracowywali) tego typu oporów nie mieli – teczka „Bolka”, zdaniem osób zajmujących się tą sprawą, została zabrana z archiwów przez Mieczysława Wachowskiego i zaginęła. To właśnie brak jej oryginalnej zawartości (pozostały jedynie kopie) zadecydował o wydaniu przez sąd lustracyjny w 2000 roku wyroku, na który bezustannie powołuje się dziś Wałęsa.

Dodajmy, że orzeczenie to, którego zdaniem obrońców Wałęsy nikt już nigdy nie ma prawa weryfikować, zapadło na podstawie tej samej ustawy, która kazała sądowi uwolnić od zarzutu kłamstwa lustracyjnego Mariana Jurczyka, mimo iż zachowało się jego zobowiązanie do współpracy, donosy oraz pokwitowania wypłacanych za nie pieniędzy. Warto o tym przypomnieć, ponieważ argument „Wałęsa był już lustrowany i oczyszczony prawomocnym wyrokiem sądu” usłyszymy zapewne jeszcze nieraz, podobnie jak rytualne pokpiwania „to co, niby agent obalił komunizm?”.

Co szczególnie zabawne, ci sami, którym wydaje się to wystarczającą odpowiedzią na wyniki badań historyków, chętnie dla walki z lustracją przywołują Jacka Kuronia, mającego zwyczaj informacje o domniemanych agentach w KOR kwitować historią, jak to Swierdłow po rewolucji dowiedział się z archiwów, iż cała jego komórka partii bolszewickiej, co do jednej osoby, składała się z agentów Ochrany; no i patrzcie, miał studzić Kuroń co zapalczywszych, pomimo to carat obalili.
Niekonsekwencja? Niejedyna. Tak się złożyło, że na pierwszej stronie tej samej „Gazety Wyborczej”, w której opublikowano prowałęsowski list, znalazło się płomienne wezwanie do rządu Tuska, aby skuteczniej rozliczał PiS, albowiem trzeba mieć pewność, że nikt już nigdy nie będzie mógł „w taki sposób nadużywać władzy”. Nadużycia władzy przez PiS pozostają w sferze niepopartych dowodami ani nawet przekonującymi przesłankami oskarżeń; jak na razie, mimo starań dwóch sejmowych komisji i całego zespołu prokuratorów jedynym, jakie udało się udowodnić, było udostępnianie przez ministra służbowego laptopa przyjaciółce.

Nieważne co, ale w jakiej gazecie

Natomiast w historii „Bolka”, trzeba to podkreślić, mniej porażające od papierów z początku lat 70. są właśnie oczywiste nadużycia władzy, których dla „wyprostowania” historii dopuszczał się Wałęsa jako prezydent. Wydaje się, że środowisko, które tak czułe się okazało na domniemane nadużywanie służb przez Kaczyńskiego i Ziobrę, powinno mieć w tej sprawie jednoznaczną opinię. Ale jak zwykle okazuje się, że dla „autorytetów”, kiedy Kali kraść krowy, to być dobrze.

Nie przesądzając co do meritum sprawy – skojarzenie Wałęsy z „Bolkiem” jest od wielu lat dla środowiska, które tak ostro zaatakowało Cenckiewicza i Gontarczyka, równie oczywiste, jak dla zmarginalizowanych w latach 80. przez grupę Wałęsy współzałożycieli WZZ i „Solidarności”. Motorem zaangażowania owego środowiska po stronie Wałęsy nie jest więc przekonanie, że ktoś chce na bohatera rzucić oszczerstwo – ale przekonanie, że prawda, którą znają i z którą potrafili się uporać wtajemniczeni, absolutnie nie może się stać własnością ogółu. Półgębkiem przyznają to sami sygnatariusze listu, wyjaśniając, że chodzi im o ochronę narodowego symbolu, że jest to kwestia naszego prestiżu w świecie etc. Nie nazywając prawdy prawdą, piętrzą oni argumenty mające uzasadnić, dlaczego Polacy na prawdę nie zasługują, dlaczego lepiej od niej przysłuży im się mit, sfałszowany, ale za to krzepiący.

W ataku na Cenckiewicza i Gontarczyka bezprecedensowe jest tylko to, że „autorytety” nie raczyły zaczekać do chwili ukazania się książki. Ale sam sposób działania środowiska jest doskonale znany.

Podobnie było np. podczas kampanii „w obronie czci Jacka Kuronia”, o tyle groteskowej, iż owej czci nikt Kuroniowi nie ujmował. Fragmenty protokołów przesłuchań, podczas których Kuroń za pośrednictwem płk. Lesiaka namawiał reżim stanu wojennego do pokojowego wyjścia z sytuacji, w czym zresztą najwyraźniej został wysłuchany, równie dobrze mogłyby się ukazać w „Gazecie Wyborczej” wraz z laudacją jej redaktora naczelnego – i cała histeria wybuchła dlatego, że ukazały się zupełnie gdzie indziej, bez błogosławieństwa środowiska, które uważa się za jedynego dysponenta historycznej prawdy.

Analogicznie, nie przeszkadzało temu środowisku, kiedy to właśnie na łamach „Wyborczej” dziennikarki tej gazety rzucały na Zbigniewa Herberta potwarz, jakoby współpracował z SB, a znana reżyserka, odwołując się do tej potwarzy, „dekonstruowała” go stwierdzeniem, że „nie był wcale taki niezłomny”. Natomiast to samo oskarżenie powtórzone w piśmie nieautoryzowanym przez salon wzbudziło furię; na długie lata pełna zgrozy fraza „podnoszą rękę nawet na Kuronia i Herberta!” weszła do podręcznego zasobu mądrości każdego „autoryteta”.

W tym samym zasobie mieści się też stwierdzenie, że „kwestionowanie autorytetów” to coś, co zagraża demokracji i powinno być potępione oraz udaremnione z całą surowością. I tu dochodzimy do sedna całej sprawy. W obecnej kampanii nie chodzi o Wałęsę (tak jak w poprzedniej nie chodziło o Kuronia), ale o to, że ktoś próbuje naruszyć monopol „autorytetów” na prawdę i słuszność.

Michnik miał prawo mówić o wstydliwych epizodach z młodości Wałęsy, ale Cenckiewiczowi z Gontarczykiem od badania życiorysów wara! Do czego to musi doprowadzić – dziś pozwoli się im badać akta „Bolka”, jutro gotowi spytać o działalność Bronisława Geremka przed 1968 r., a pojutrze o to, co w 1990 roku robił sam Michnik w archiwach bezpieki. Systemat arbitralnie orzeczonych „prawd”, w które prości Polacy mają dla własnego dobra niewzruszenie wierzyć, zostanie w ten sposób skutecznie podważony, co dla „autorytetów” oznacza koniec świata. I, jeśli przyjąć, że chodzi o ich świat – słusznie.

Środowisko, uważające się za elitę Polaków, sprawę osądziło w swoim gronie, i w jego przekonaniu jest ona na wieki zamknięta. W wersji dla maluczkich: Wałęsa jest czysty jak łza. W wersji dla aspirujących: tak, miał chwilę upadku, ale zmazał winy i nie należy o tym mówić, by nie gorszyć maluczkich. Problematyczność owego wyroku w tym, iż został wydany nie na podstawie prawdy, ale pod konkretne, polityczne potrzeby.

Tymczasem przyznanie, iż „chwila słabości” rzeczywiście miała miejsce, zwłaszcza w świetle późniejszej gorączkowej aktywności mającej służyć jej ukryciu, w oczywisty sposób skłania do zadania pytań, czy w istocie słabość ograniczyła się tylko do „podpisania czegoś”, czy może stało się coś gorszego, i czy epizod z początku lat 70. rzeczywiście nie miał żadnych następstw, na przykład nieformalnych nacisków w okresie ustrojowej transformacji?

Polacy zasłużyli na lepszą elitę

Źle by się stało, gdyby list „autorytetów” został szybko zapomniany albo uznany tylko za fragment debaty o przeszłości Wałęsy i o książce IPN. Ten list nic nie mówi ani o książce, ani o Wałęsie i jego przeszłości – mówi natomiast wiele o sytuacji Polski, w której „autorytety” stały się swoistą sitwą, jak wiele innych sitw zazdrośnie pilnującą swojej pozycji, w imię przekonania, że naród autorytetów bezwzględnie potrzebuje. Z tym ostatnim nie zgodzić się nie sposób. Ale naród nie potrzebuje autorytetów, których tytułem do wyrokowania w ważnych dla narodu kwestiach jest to, że nawzajem za swą wyższość ręczą. Nawet jeśli wśród uwiarygodniających tę elitę są osoby, których dawne tytuły do chwały pozostają niekwestionowane, albowiem używając ich w taki sposób, sami podważają swoją wiarygodność.

We wspomnianym już artykule o. Zięba rozgrzesza aluzyjnie Wałęsę nie tylko jako „młodego robotnika”, ale także i jako prezydenta, dopuszczającego się nadużyć, argumentując, że prezydentura ta przypadła na czasy, gdy rozmaite nadużycia były powszechne. Można sobie wyobrazić, jak silna jest w tym środowisku presja relatywizmu, skoro podobnego argumentu użył publicznie nawet katolicki kapłan!

Choć może nie jest to przypadkiem, podobnie jak włączenie się do chóru odmawiającego Polakom prawa do prawdy niektórych biskupów. Środowiska, z których rekrutują się sygnatariusze listu, postępują identycznie jak – niestety – hierarchowie, za sprawą których polski Kościół stał się Kościołem Paetza i Wielgusa, a nie księdza Isakowicza-Zaleskiego.

Tymczasem, podobnie jak nie da się zbudować trwałego autorytetu Kościoła na tuszowaniu skandali, przenoszeniu sprawców do innych parafii i zakrzykiwaniu ofiar, tak samo nie da się budować elity narodu na „brudnej wspólnocie” ludzi, którzy nawzajem dają sobie alibi i zgodnie idą w zaparte, aby uniemożliwić komukolwiek dochodzenie prawdy o czymkolwiek. Polacy naprawdę zasługują na lepszą elitę, niż ta, która była w stanie wydać z siebie coś takiego, jak ów list.
Źródło : Rzeczpospolita
აბგდევზთიკლმნოპჟრსტუფქღყშჩცძწჭხჯჰ
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى

Awatar użytkownika
MeWa
Cukiereczek
Posty: 25176
Rejestracja: 14 gru 2005, 21:34
Lokalizacja: Czachówek Centralny Południowo-Środkowy

Post autor: MeWa » 31 maja 2008, 18:43

Znowu o lustracji, znowu o Michniku, znowu o GW... Nudny ten Ziemkiewicz
STACJA METRA "RATUSZ" POWINNA NAZYWAĆ SIĘ "PLAC BANKOWY"

[size=0]M-1 1 7 9 14 15 182 208 523[/size]

Awatar użytkownika
Glonojad
Dark Lord of The Plonk
Posty: 26855
Rejestracja: 13 gru 2005, 23:39
Lokalizacja: z Ochoty, jak to płaczki

Post autor: Glonojad » 31 maja 2008, 19:02

Po prostu Ziemkiewicz.
Wypowiedź ta stanowi moje prywatne zdanie i nie może być cytowana lub analizowana w związku z moją działalnością w jakiekolwiek instytucji z którą mogę lub mogłem współpracować, ani jako stanowisko tej instytucji. Nie wyrażam także zgody na jej przetwarzanie w żadnej formie technicznej ni magicznej.

Tm
Posty: 7559
Rejestracja: 13 gru 2005, 21:27
Lokalizacja: Boskie Buenos

Post autor: Tm » 02 cze 2008, 16:37

Dziennik pisze: PPS lepsza od Zapatero



Przy okazji kongresu SLD DZIENNIK zapytał, jakie oczekiwania mają dzisiaj Polacy wobec lewicy. Wszystkie dotyczą kwestii społecznych: obrony najbiedniejszych, walki o prawa pracownicze, wyrównania szans w dostępie do edukacji.
czytaj dalej...
REKLAMA

Walka z Kościołem znalazła się na szarym końcu, a radykalna obyczajówka w ogóle występuje śladowo.

Jak z tego wynika, Polacy chcą PPS, a nie Zapatero. Chcą lewicy umiejącej tworzyć struktury w zakładach pracy, a nie bawiącej się raz do roku na Paradach Równości. Bardzo wątpliwe, czy tym PPS, który dzisiejszej Polsce bardzo by się przydał, będzie SLD Napieralskiego wspartego przez Pastusiaka, Szmajdzińskiego i innych weteranów. Tych ludzi łączy to co zawsze: nostalgia za PRL i cwaniactwo w wykorzystaniu okazji, które do przetrwania i kariery stworzył im postkomunizm. A ponieważ zawsze po roku 1989 potrafili zadbać wyłącznie o siebie, społeczeństwu nie mając nic do zaproponowania, będą od czasu do czasu wyciągać z szafy zjedzone przez mole sztandary antyklerykalizmu czy radykalnej obyczajówki. Pod rządami Napieralskiego rozkwitnie "Trybuna" i "Przegląd", w sam raz nadające się do mobilizowania emerytów z aparatu PZPR czy MSW, ale żadna lewica się nie odbuduje.

Jednak nasz sondaż to także memento dla różnych środowisk próbujących odbudować w Polsce lewicę bez postkomunistycznego garbu. Droga Zapatero - legalizowanie się obyczajowym radykalizmem czy walką z Kościołem przy zupełnej obojętności na społeczne napięcia dzisiejszego kapitalizmu - w Polsce nie prowadzi do władzy, bo Polska nie jest Hiszpanią.

Hiszpanię najpierw rozdarła wojna domowa, w której obie strony dopuszczały się zbrodni. Później przez pół wieku rządził tam po dyktatorsku Franco, najbardziej archaiczny przywódca w zachodniej części Europy. Wsadzał ludzi do więzień, stosował cenzurę, a hiszpański Kościół długo te rządy wspierał. Dlatego antyklerykalizm jest w Hiszpanii wyborem znacznej części społeczeństwa. I można się tam zasłaniać radykalną obyczajówką, nawet kiedy społecznie i ekonomicznie nie ma się ludziom nic do zaproponowania.

W Polsce Kościół ma inną historię i inny społeczny wizerunek. Większości Polaków kojarzy się on raczej z wolnością niż ze zniewoleniem, nawet jeśli niektórzy politycy czy księża, zasłaniając się jego autorytetem, wygadują dzisiaj głupoty. Dlatego lewica zapaterowska będzie w Polsce pośmiewiskiem. Co najwyżej, zabawką w rękach nudzących się prawicowców. Ziemkiewicz w sezonie ogórkowym poświęci jej kolejny prześmiewczy felieton, Wildstein pokaże ją palcem jako przerażający przykład demoralizującego wpływu Unii Europejskiej na umysły Polaków. Ale żadnego innego znaczenia lewica obyczajowa w Polsce uzyskać nie może. A już szczególnie śmieszna będzie pod wodzą Napieralskiego i Pastusiaka.

Cezary Michalski

Tm
Posty: 7559
Rejestracja: 13 gru 2005, 21:27
Lokalizacja: Boskie Buenos

Post autor: Tm » 13 cze 2008, 15:51

Rzeczpospolita pisze:Irlandczycy odrzucili Traktat
karp, nat 13-06-2008, ostatnia aktualizacja 13-06-2008 14:56

Irlandzki minister sprawiedliwości Dermot Ahern przyznał, że zwolennicy Traktatu Lizbońskiego przegrali w referendum. Oficjalne wyniki zostaną ogłoszone o 16.30

Minister oparł swą konkluzję na szacunkach przedstawionych przez obserwatorów i pierwszych wstępnych wynikach czwartkowego referendum.

Według obserwatorów z ramienia irlandzkich partii wyniki w pięciu okręgach wyborczych w Dublinie wskazują, że obóz "nie" przoduje, w trzech okręgach panuje równowaga, a w jednym zwyciężają zwolennicy Traktatu Lizbońskiego.

Dublin to mniej więcej jedna czwarta irlandzkiego elektoratu.

Według państwowej telewizji irlandzkiej RTE, głosowanie na "nie" miało też miejsce w wielu regionach wiejskich oraz w miastach, wśród elektoratu robotniczego. Telewizja przewiduje, że zwolennicy traktatu mogą zwyciężyć jedynie w sześciu z 43 okręgów wyborczych.

Poseł rządzącej w Irlandii Partii Republikańskiej (Fianna Fail) Michael Mulcahy powiedział, że jest prawie pewne, iż Traktat Lizboński został odrzucony.

"To będzie duży szok dla biurokratów w Brukseli, ale nie myślę, żeby odrzuceniem traktatu przejęli się zwykli obywatele" Unii Europejskiej - dodał Mulcahy.

Także irlandzki minister ds. europejskich Dick Roche powiedział, że sprawa "nie przedstawia się dobrze" dla obozu zwolenników Traktatu Lizbońskiego.

Referendum przeprowadzono wczoraj. Wyników oficjalnych należy się spodziewać dziś po południu.

Irlandia jest jedynym z 27 państw Unii, gdzie o losie traktatu musiało zadecydować referendum. Traktat Lizboński, który ma usprawnić proces decyzyjny w unijnych instytucjach, może wejść w życie jedynie pod warunkiem, że zaakceptują go wszystkie państwa członkowskie.

Premier: irlandzkie referendum nie dyskwalifikuje Traktatu

Referendum w Irlandii nie dyskwalifikuje Traktatu. Będziemy skutecznie szukali drogi, aby on jednak wszedł w życie. Niezależnie od wyniku referendum w Irlandii uważam, że stać nas dziś na umiarkowanie optymistyczny komunikat - Europa raczej znajdzie jakiś sposób wprowadzenia w życie tego Traktatu - powiedział Tusk dziennikarzom w Sejmie.

Źródło : PAP
Jak nie oknem to drzwiami. :neutral:
Ale teraz - gratulacje dla Irlandczyków za uratowanie europejskiej demokracji =D> .
აბგდევზთიკლმნოპჟრსტუფქღყშჩცძწჭხჯჰ
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى

Andrzej
Posty: 1519
Rejestracja: 15 gru 2005, 22:11

Post autor: Andrzej » 17 cze 2008, 19:36

MeWa pisze:Znowu o lustracji, znowu o Michniku, znowu o GW... Nudny ten Ziemkiewicz
Ponieważ problem jest ciągle nierozwiązany, bo nikt nie rozprawił się z postkomunistyczną spuścizną. W Czechach jakoś dali sobie radę, a w Polsce czy na Słowacji nie. Dlatego np. mieliśmy premiera - agenta z Moskwy, uniewinnionego przez skostniałą, zamkniętą klikę sędziów agentów (za 30 tys. do niej dołączasz), rozgrzeszonego przez dziennikarzy agentów, bądź ludzi o wspólnych z nimi interesach.

Ciekawi mnie tylko, kto naprawdę trzyma władzę w Polsce? Postsolidarnościowe "środowisko Geremków i Michników" czy postkomunistyczna "organizacja Millerów i Kwaśniewskich"? Pewnie obie grupy żyją w relacji sprzężonej, i można by ciekawą książkę napisać o tym jak działa ta relacja w konkretnych momentach naszej historii. Np. dlaczego raz Wałęsa jest be, a raz cacy? (aktualnie jest cacy, ale przypomnijmy sobie przed wyborami z Kwaśniewskim). Dlaczego Buzek był be i schrzanił reformy, a teraz jest cacy i był odważny, przeprowadzając te trudne reformy.

Jedno jest pewne - tym grupom nie zależy na interesach Polski. Dobry polityk potrafi uderzyć we własną rządową czy urzędową biurokrację i nabrzmiałą administrację, oraz "uderzyć" w społeczeństwo trudnymi zmianami, w dłuższej perspektywie dobrymi. Dobry polityk danego kraju nigdy nie wypowie się negatywnie o innym polityku (znanej osobie) z danego kraju poza granicami tego kraju.. Zarówno Geremek jak i Kwaśniewski zrobili inaczej. A np. wczoraj Angela Merkel na spotkaniu z naszym premierem-marionetką na pytanie o kontrowersyjną Eriką Steinbach odpowiedziała, że nie wypowiada się o personaliach poza granicami Niemiec. W ogóle Merkel to osoba o dużej rozwadze i dyplomacji wysokiej klasy.

A najgorsze, że dla tej "geremkowsko-kwaśniewskiej" grupy nie ma alternatywy, która zrobiłaby w Polsce porządek. Grupa "kaczyńsko-mecierewiczowa" już przegrała starcie z elitą, ale głównie za sprawą swojego oszołomstwa i narastającego od transformacji pożądania do władzy, z której to zostali wówczas wykluczeni.

Więc albo trafi się nam włodarz na miarę... niektórych królów polskich, lub choćby Piłsudskiego (ostatni dobry), albo jako kraj znów popadniemy w większe tarapaty..

Uhh, rozpisałem się.

Awatar użytkownika
MeWa
Cukiereczek
Posty: 25176
Rejestracja: 14 gru 2005, 21:34
Lokalizacja: Czachówek Centralny Południowo-Środkowy

Post autor: MeWa » 17 cze 2008, 19:37

Nie podzielam spiskowej teorii dziejów.
STACJA METRA "RATUSZ" POWINNA NAZYWAĆ SIĘ "PLAC BANKOWY"

[size=0]M-1 1 7 9 14 15 182 208 523[/size]

Andrzej
Posty: 1519
Rejestracja: 15 gru 2005, 22:11

Post autor: Andrzej » 17 cze 2008, 19:38

emdegger pisze:Rzepa strasznie obniżyła loty... Czasem, gdy ją jeszcze czytam, odnoszę wrażenie, że do poziomu "Wprost" już tylko parę centymetrów sześciennych kanału.
To może scharakteryzuj, tak konkretnie, jaka była kiedyś a jaka staje się teraz?

[ Dodano: Wto 17 Cze, 2008 19:49 ]
MeWa pisze:Nie podzielam spiskowej teorii dziejów.
jaka spiskowa teoria. to tylko trochę historii i przemysleń.
w każdym państwie ścierają się przeróżne grupy wpływów, ale tylko w Polsce jeden głos zdaje się być nazbyt silny, i średnio zależy mu na Polsce, która powinna być silniejsza na arenie międzynarodowej.

Awatar użytkownika
Glonojad
Dark Lord of The Plonk
Posty: 26855
Rejestracja: 13 gru 2005, 23:39
Lokalizacja: z Ochoty, jak to płaczki

Post autor: Glonojad » 24 cze 2008, 18:54

Takie cos znalazłem w sieci...

Andrzej Kryze, wiceminister sprawiedliwości - był członkiem PZPR do jej końca
(1990 r.). Sędzią w PRL. Skazywał w stanie wojennym.

Zbigniew Wasserman - Minister koordynator ds. służb specjalnych, PRL-owski
prokurator od lat 70-tych.

Wojciech Jasiński, minister skarbu - członek PZPR w latach 1976-1981, szef
Wydziału Spraw Wewnętrznych (przybudówki SB) w Płockim Urzędzie Miasta.
(Notabene: Jasiński jako Naczelnik WUSW a więc wysokiej rangi funkcjonariusz
PZPR już wtedy znał J.Kaczyńskiego. Tak się składa,że lojalka i inne kwity J.
Kaczyńskiego znajdowały się nie gdzie indziej jak w WUSW Płock. Zatem Jasiński
zna całą prawdę o kaczorze i został za jej krycie awans na ministra w rządzie
PIS. Odpłacił się na koniec umorzeniem.)

Andrzej Aumiller, powołany 03.11.2006 na stanowisko ministra budownictwa
-wieloletni członek PZPR aż do jej końca.

Anna Kalata od 06.05.2005 minister Pracy i Polityki Społecznej. Członek PZPR w
latach 80-tych, potem SLD.

Marek Grabowski - wiceminister zdrowia (członek PZPR i SLD) dzięki rekomendacji
SLD był zastępcą głównego inspektora sanitarnego w rządach Leszka Millera i
Marka Belki. Premier powołał go na stanowisko wbrew wcześniejszym zapowiedziom
PiS, że w rządzie nie będzie osób rekomendowanych na publiczne funkcje przez SLD.

Krzysztof Zaręba, wiceminister środowiska, były członek PZPR, a w rzadzie Leszka
Millera główny inspektor ochrony danych osobowych. Premier powołał go na
stanowisko wbrew wcześniejszym zapowiedziom polityków PiS, że w rządzie nie
będzie osób rekomendowanych na publiczne funkcje przez SLD.

Ewa Sowińska od 07.04.2006 Rzecznik Praw Dziecka z ramienia LPR. W latach
1977-1980 należała do PZPR.

Maciej Łopiński, rzecznik prezydenta RP - w okresie 1975 - grudzień 1981 należał
do PZPR i pracował na stanowisku sekretarza redakcji gdańskiego tygodnika „Czas”
organu PZPR.

Ryszard Siewierski, zastępca komendanta głównego policji -członek PZPR do końca
(1990).

Stanisław Kostrzewski, od 25.02.2006 skarbnik PiS – był członkiem PZPR do końca
jej działalności. Żeby było ciekawiej – od 31.12.2005 jest również wiceprezesem
Banku Ochrony Środowiska i nie ma tu żadnego konfliktu interesów lub niejasności.

Henryk Biegalski - nominowany na szefa Centralnego Zarządu Służby Więziennej, od
1969 r. do końca lat 80. był członkiem PZPR. Od marca 1982 r. należał do Komisji
Bezpieczenstwa i Ładu Publicznego KW PZPR w Gdańsku.

Bogdan Socha, ekspert Samoobrony, od 05.05.2006 nowy wiceminister pracy - był do
samego końca członkiem PZPR. Pracował w Komitecie ds. Młodzieży i Kultury
Fizycznej, kierowanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Był organizatorem
kampanii prezydenckiej Kwaśniewskiego - został wtedy szefem słynnego autobusu
„Kwach”. Tym autobusem kandydat lewicy objeżdżał Polskę. Po udanej kampanii
Socha przez dwa lata pracował w pałacu prezydenckim u Kwaśniewskiego.

Jerzy Bahr, 19.05.2006 mianowany ambasadorem RP w Moskwie – w latach 1976-1980 w
randze I sekretarza pracował w Ambasadzie PRL w Bukareszcie (sekretarz ds.
prasowych). Do stanu wojennego był członkiem PZPR. Za prezydentury
Kwaśniewskiego był po Siwcu (od marca 2005) szefem BBN i członkiem RBN.

Krzysztof Czabański, mianowany 01.07.2006 na prezesa Polskiego Radia S.A. - były
dziennikarz m.in. „Sztandaru Młodych” i „Zarzewia”. W latach 1967-1980 należał
do PZPR.

Stanisław Podlewski, szef Samoobrony z Ustki, mianowany 17.07.2006 dyrektorem
departamentu rybołówstwa w ministerstwie rolnictwa - należał do PZPR do końca
jej istnienia.

Marcin Wolski, 21.07.2006 mianowany został dyrektorem I programu PR - od 1975
roku do końca był w PZPR, będąc m.in. sekretarzem POP w Polskim Radiu.

Tomasz Gąska, mianowany 25.07.2006 nowym wiceprezesem Radia z nadania PiS - były
PZPR-owski aparatczyk, który strzegł linii partii i bronił stanu wojennego. Był
członkiem PZPR, sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej w tygodniku
„Fakty” i zastępcą redaktora naczelnego tej gazety od 1979 roku, przez stan
wojenny, aż do upadku komunizmu, odznaczony medalem im. Janka Krasickiego.
Używając pseudonimu Tomasz Hellen pisał m.in. peany na temat WRON, a w tekście
„Jaka może być partia” nawoływał do odrodzenia „ducha leninowskich zasad”.

Romuald Poliński, mianowany 07.08.2006 przez premiera wiceministrem pracy z
nadania Samoobrony, był przez wiele lat członkiem PZPR, a w rządach SLD doradca
ministrów Kołodki i Belki. Premier powołał go na stanowisko wbrew wcześniejszym
zapowiedziom polityków PiS, że w rządzie nie będzie osób rekomendowanych na
publiczne funkcje przez SLD

Zbigniew Graczyk, 09.01.2007 mianowany wiceministrem gospodarki morskiej - przez
20 lat należał do PZPR, członek Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Był
również w kierownictwie nomenklaturowej spółki Interster, w której działali m.
in. Ireneusz Sekuła i Mieczysław Rakowski.

Janusz Maksymiuk z Samoobrony, negocjował z PiSem „najlepszą od 17 lat koalicję
rządową. W PZPR od 1975 do końca. Umieszczony na liście krajowej PZPR w wyborach
'89 obok takich tuzów jak Kiszczak, Kania, Florian Siwicki, Rakowski. TW
"Roman". Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP.
zarejestrowany pod nr 46734 dnia 15.07.83 przez Pion VI RUSW Oleśnica. Nr
archiwalny 60430/I, nr mikrofilmu 60430/1. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP we
Wrocławiu. Data zaprzestania kontaktów 27.09.89.

Bolesław Borysiuk wybrany do KRRiT za zgodą PiS. Był współpracownikiem Roberta
Kwiatkowskiego, przez lata prezesa TVP z ramienia SLD i jednego z bohaterów
afery Rywina. Do PZPR należał od 1971 r. do końca.
Wypowiedź ta stanowi moje prywatne zdanie i nie może być cytowana lub analizowana w związku z moją działalnością w jakiekolwiek instytucji z którą mogę lub mogłem współpracować, ani jako stanowisko tej instytucji. Nie wyrażam także zgody na jej przetwarzanie w żadnej formie technicznej ni magicznej.

ODPOWIEDZ