W Warszawie są chyba jeszcze miejsca, gdzie skrzyżowania są osygnalizowane, a sygnalizacji pieszy/tramwaj nie ma (świta mi skrzyżowanie Anielewicza/al. JPII, ale pokroić się nie dam, zresztą nie wiem czy tam to nie wynika ze zbyt małych azyli dla pieszych). Ponadto nie ma przymusu, że wszystkie relacje na skrzyżowaniu muszą być osygnalizowane (por. skręt al. Armii Ludowej (z Pragi)/Waryńskiego (do centrum)) i podobnie można by rozwiązywać kwestie pieszy/tramwaj, ba! nawet (ulubiony argument niektórych) na zachodzie tak robią. Należy jednak zwrócić uwagę, że stosowanie częściowego osygnalizowania uchodzi za dezorientujące i dlatego trzeba to robić z głową.Autobus Czerwon pisze:Aż zapytam z ciekawości, jest w Polsce jakieś skrzyżowanie gdzie dla samochodów są światła, a dla pieszych nie ma? Szczerze mówiąc polikwidowałbym połowę sygnalizacji dla pieszych przy przejściu przez tory tramwajowe, bo i tak ludzie łażą jak chcą, a tramwaj nie jest jakimś małym okruszkiem że go nie widać.
Ale akurat w omawianym przypadku to nie grozi i aby to zobaczyć wystarczy ująć sprawę matematycznie. Wołoska będzie miała 3 pasy ruchu, którymi przejedzie 3n pojazdów, zamiast obecnego n. Ponieważ jest to ulica ważniejsza na danym skrzyżowaniu, otrzyma co najmniej 0,5 projektowanego czasu (zgrubnie licząc, zależy jaki sobie program ustalimy), a zatem przepustowość wyniesie 1,5n. Więcej.BJ pisze:Być może. Ty - jeśli dobrze wywnioskowałem z innych postów - zajmujesz się tym w ramach studiów, więc na pewno lepiej znasz różne "schematy i zasady".
Ja tylko mówię jako kierowca i pasażer, że Warszawę opanowała jakaś mania sygnalizacji świetlnych, które są w opinii niektórych lekarstwem na wszystko. I tworzy się je w takich miejscach, że ciężko uwierzyć.
Natomiast co do samego problemu obawiam się, że z poziomu inżyniera ruchu niewiele da się zrobić. Rozporządzenie jest skonstruowane tak, że kładzie większy nacisk na bezpieczeństwo ruchu niż efektywność. Wszakże żyliśmy tyle czasu bez czasów międzyzielonych i było dobrze.