- - faceta popijącego pyfko w ostatnim członie dwuskładu Flirtów na dojeździe do Łukowa (na jego usprawiedliwienie przemawia fakt, że było to popołudnie w pierwszy dzień świąt i liczbę pasażerów można było policzyć na palcach u jednej ręki),
- faceta z jednym pyfkiem w garści i drugim czekającym obok na stoliku parę minut przed ruszeniem weekendowego 2xER75 (pociąg był dość pełny) do Siedlec ze stacji W-wa Zach.,
- pety i ślady hartowania ich na śmietniczce we Flircie do Siedlec, do którego wsiadłem by podjechać 3 stacje z dzieckiem (które ochoczo w te śmieci chciało wsadzić łapki).
Na pocieszenie powiem też, że co innego robienie chlewu, a co innego w miarę normalne picie piwa. Jest taki przystanek kolejowy w Warszawie, gdzie po zakończeniu zmiany w okolicznych zakładach na peronie może stać jak na defiladzie nie 3 a 20-30 różnego rodzaju butelek i puszek. Ale nikt nie drze japy, nie zabrudza, szkła nie tłucze, nie obsikuje wiat (czego o okolicznych przygłupodresach powiedzieć nie można). I jest stały "puszkowy dziadek" który sobie przyjeżdża to zbierać.