: 10 cze 2012, 23:46
Miłość od pierwszego wejrzenia - od pierwszego przejazdu w życiu metrem w Londynie.
Forum warszawskiego transportu publicznego
https://wawkom.waw.pl/
O widzisz, przypomniałeś mi, że w tego typu "lokalną komunikację" to i ja się kiedyś bawiłem .bepe pisze:Pacholęciem będąc, organizowałem wraz z kolegą komunikację miejską wokół bloku, którą obsługiwaliśmy rowerami.
My się chyba razem wychowywaliśmystront pisze:Zabawa wyglądała tak, że w jednym pełnym ruchu każdy "tramwaj" musiał zostać przesunięty o jeden przystanek. Kończyło się zawsze zatorami, bo pokój nie był wystarczająco duży
2. Plastikowe kółko pod gorące garnki służyło za kierownicę i jazda: 2 linie po ścieżkach ogrodu (z pętlami!)bepe pisze:U mnie się zaczęło jakoś od tego, ze zawsze lubiłem autobusy o pociągi (tramwajów w moim mieście nigdy nie widziano). Pacholęciem będąc, organizowałem wraz z kolegą komunikację miejską wokół bloku (a potem w wersji advanced wokół trzech bloków ), którą obsługiwaliśmy rowerami.
Bastian pisze:Karteczki z numerami były przylepione na plastelinę.
Im dłużej czytam ten wątek, tym coraz więcej przypominam sobie podobnych rzeczy. Ja przy pomocy plasteliny przyklejałem znaki drogowe przy moich "drogach" w mieszkaniu. Znaki były powycinane z jakichś książeczek na temat bezpieczeństwa ruchu i przymocowywane plasteliną do nóg krzeseł, stołów itp. (zależy, co stało obok takiej wyimaginowanej drogi). Nieco lepsze drogi (również z oznakowaniem poziomym) i pętlę autobusową miałem za to na balkonie. Wymalowałem to na posadzce ołówkiem. A z powodu braku zabawkowego autobusu przegubowego, jeździłem tam zabawką ciągnika siodłowego z naczepą, dzięki czemu mogłem testować różne warianty manewrowania. Hah, beztroskie dzieciństwo...Piotrek_2274 pisze:Nigdy nie miałem wystarczającej ilości modeli autobusów do zabawy, przez co za autobusy robiły też wszelkie dostawczaki, samochody strażackie i ciężarówki.