GW pisze:Koszmarki na słupach, czyli coraz większy chaos w reklamie zewnętrznej
Jerzy S. Majewski, współpraca Tomasz Urzykowski, ostatnia aktualizacja 2007-01-22 21:36
Firmy reklamy zewnętrznej są coraz bardziej bezczelne, a władze miasta bezradne. Nowe tablice reklamowe wyrastają jak grzyby po deszczu nawet przy zabytkach.
Na Mokotowie czy Ursynowie nie ma już prawie narożnika wolnego od słupów dźwigających wielkie plansze z reklamami. Jednak billboardy wciskają się też do serca miasta. Szpecą Trakt Królewski. A urzędnicy rozkładają ręce.
Dużo kruczków
Nowy słup z planszą AMS-u na Żabiej ma wysokość sześciu pięter. Na przedmieściu by nie raził, ale tutaj sąsiaduje z zabytkowym Ogrodem Saskim. Kilkaset metrów dalej na terenie wojskowym firma Ströer ustawiła słup z tablicą reklamową. Nie sposób go nie zauważyć, stojąc na placu Piłsudskiego. W tym reprezentacyjnym miejscu, niedaleko Grobu Nieznanego Żołnierza, ta potężna konstrukcja rodem z parkingu przed supermarketem wygląda kuriozalnie. Podobne reklamy Ströera ze zmieniającymi się obrazkami stają niemal w każdym punkcie Śródmieścia. Ich lokalizacja jest przypadkowa, a przestrzeń publiczna ulega coraz większej degradacji. Przykładem narożnik Ludnej i Solca. Tutaj tłem dla zabytkowej figury św. Barbary stało się aż siedem ogromnych nośników reklam!
- To straszne, co się dzieje. Jeżdżę po mieście i obserwuję, jak pojawiają się nowe reklamy. Za nimi znikło Muzeum Niepodległości na Trasie W-Z - mówi stołeczny konserwator zabytków Ewa Nekanda-Trepka. I dodaje, że zarządziła kontrolę. - Jeżeli nośniki stoją niezgodnie z prawem, będziemy wzywać do ich usunięcia. Widzę, że czeka nas dużo pracy. Niestety, firmy reklamy zewnętrznej wynajdują różne kruczki, by ominąć prawo - mówi.
Najprostszy to stawianie reklam na gruncie prywatnym. - Do ustawienia reklamy łatwo przekonać spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. W zamian za zgodę na reklamę niejedna wspólnota godzi się nawet na ustawienie tablic pod oknami lokatorów - chwali się anonimowo pracownik jednej z firm reklamy zewnętrznej.
- Budowle reklamowe, jako obiekty małej architektury na terenach prywatnych nie wymagają żadnych urzędowych uzgodnień. Mimo to zgłaszamy budowę nośników wielkoformatowych. Tak było przy Ogrodzie Saskim - oznajmia Dorota Berezowska, kierownik marketingu firmy AMS.
Utyskują, ale zarabiają
Usunięcie nielegalnej reklamy to zdaniem urzędników droga przez mękę. Są bezradni jak dzieci. Tomasz Gamdzyk, naczelnik miejskiego wydziału estetyki przestrzeni publicznej, skarży się na nielegalne reklamy. Kilkaset takich przypadków jego wydział zgłaszał do powiatowego i wojewódzkiego inspektoratu nadzoru budowlanego. Jak dotąd nie udało się doprowadzić do usunięcia ani jednej reklamy. Bezradności nie kryją też urzędnicy Zarządu Dróg Miejskich.
- Jesteśmy zdecydowani rugować reklamy, które stoją niezgodnie z prawem, np. za blisko jezdni. Ale gdy tylko nakazujemy je usunąć, właściciele billboardów odwołują się do samorządowego kolegium odwoławczego, a potem do sądu. Sprawy toczą się długo, a reklamy stoją - skarży się Urszula Nelken, rzeczniczka ZDM. Przyznaje, że na estetykę reklam ZDM nie zwraca uwagi.
Rozwój w złym kierunku
Właściciele tablic reklamowych walczą o najlepsze lokalizacje dla swoich billboardów, a równocześnie sami narzekają na bałagan w przestrzeni miejskiej.
- Miasta przeważnie wykazują brak szerszej polityki wobec reklam: albo proponują kompletne "wycięcie" reklam, jak ostatnio Warszawa, albo w ogóle nie przywiązują wagi do tego, jakiej jakości nośniki znajdują się przestrzeni publicznej - skarży się Dorota Berezowska z AMS.
- Wszystkich obowiązuje takie samo prawo. Jeśli zacznie obowiązywać zakaz ustawiania nośników w miastach, to nie będziemy ich ustawiać - kwituje Adam Krzepkowski z firmy Ströer.
Na razie nie ma ograniczeń powstrzymujących właścicieli reklam przed stawianiem kolejnych reklam gigantów. Tymczasem w większości dużych miast na zachodzie Europy o lokalizacji reklamy zewnętrznej decydują przepisy miejskie.
- Na Zachodzie reklamą najczęściej zajmują się samorządy. Powstają obszary, gdzie reklama zewnętrzna się nie pojawia, ponieważ jest to np. przestrzeń zabytkowa - potwierdza Lech Kaczoń, prezes Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej, który wczoraj przedstawiał problem w ratuszu. Jego zdaniem rynek reklamy zewnętrznej w Polsce zmierza w złym kierunku. - Stawia się coraz więcej coraz większych nośników. To niedobrze, choć trudno mi się wtrącać w politykę poszczególnych firm. Na rynku panuje ogromna konkurencja - przyznaje.
Chaos w reklamie zewnętrznej
Moderatorzy: Poc Vocem, Dantte
Firmy reklamowe chyba nie zdają sobie sprawy, że im większy gąszcz tablic reklamowych blisko siebie, tym mniej ludzie zwracają na nie uwagę.
A jednak w Poznaniu "dasie":
ŻW pisze:ZDM bezradny w walce z reklamą na przyczepach
autor: Tomasz Kunert, ar, Ostatnia aktualizacja: 2007-02-16
Samochody i przyczepy z billboardami są zmorą warszawskich jezdni i chodników, ale ZDM nie daje sobie z nimi rady. Za to w Poznaniu urzędnicy karzą właścicieli reklam.
Poznański Zarząd Dróg Miejskich nałożył już karne opłaty (240 zł za każdy dzień) czterdziestu firmom ustawiającym ruchome billboardy przy drogach. Tablice reklamowe na kołach tarasują też warszawskie jezdnie i chodniki, ale nasz ZDM zamiast z nimi walczyć, rozkłada ręce...
Bezradni warszawiacy
– Samochód jest użytkownikiem drogi – mówi Marek Mistewicz, zastępca dyrektora ZDM. – Jeśli kierowca nie popełnia żadnego wykroczenia związanego z parkowaniem i postojem, nie możemy nic zrobić.
Tymczasem poznańscy drogowcy do sprawy podeszli inaczej – uznali, że billboard na ruchomym obiekcie też jest reklamą, a nie zwykłym pojazdem lub przyczepą.
– Skorzystaliśmy z ustawy o drogach publicznych. Przepisy wcale nie mówią, że reklama to coś, co jest zainstalowane na stałe, czego nie można przesunąć – mówi Dorota Wesołowska, rzecznik prasowy ZDM w Poznaniu.
– Dotychczas twierdzono natomiast, że aby tablica została uznana za reklamę, musi być tak umieszczona, żeby nie dało się jej ruszyć – dodaje Wesołowska.
Pierwsza z firm, którą ukarał poznański ZDM, odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i przegrała. SKO uznało, że nie ma znaczenia sposób ekspozycji billboardu, czyli to, że jest on na obiekcie, który może się przemieszczać. Najważniejsze, że jest zlokalizowany przy jezdni. ZDM, mając w ręku orzeczenie SKO, rozpoczął nakładanie kar na właścicieli kolejnych tablic reklamowych.
-
- Posty: 1443
- Rejestracja: 31 mar 2008, 17:51
- Lokalizacja: z bažin
- Kontakt:
tyle, że oddanie władzy ustawodawczej(bo po części to jest wynikiem precedensów) w ręce zwykłych sędziów to jak na nasze warunki ryzykowna sprawaA ja za. W takiej sytuacji byłaby motywacja do poprawienia prawa, a w całym kraju mielibyśmy identyczną interpretację.
აბგდევზთიკლმნოპჟრსტუფქღყშჩცძწჭხჯჰ
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى
абвгґдеєжзиіїйклмнопрстуфхцчшщюяь
ابتثجحخدذرزسشصضطظعغفقكلمنهويةى
-
- Posty: 1443
- Rejestracja: 31 mar 2008, 17:51
- Lokalizacja: z bažin
- Kontakt:
Ja też nie. To było tylko rozwiązanie teoretyczne.Hieronim pisze:Jestem przeciwnikiem. Zauważ, że gdyby sędzia ze Szczecina podtrzymał takie odwołanie, to w całej Polsce takie reklamy byłyby nieusuwalne.pawcio pisze:Albo przejść na precedensowy system prawa.
A prawo bez sensu mieć będziemy tak, czy owak. To nie kwestia systemu prawnego tylko mentalności narodowej.
Niekoniecznie zgadzam się ze wszystkim, co napiszę. (C) Marshall McLuhan
"Na diamentach nic nie wyrośnie. Za to kwiaty świetnie rosną na gnoju." - Josefa Idem
"Na diamentach nic nie wyrośnie. Za to kwiaty świetnie rosną na gnoju." - Josefa Idem
-
- Posty: 1443
- Rejestracja: 31 mar 2008, 17:51
- Lokalizacja: z bažin
- Kontakt:
-
- Posty: 1443
- Rejestracja: 31 mar 2008, 17:51
- Lokalizacja: z bažin
- Kontakt: