Nie. Jeśli jest zielone, to masz jechać, a nie patrzeć, za ile będzie żółte - i hamować, jeśli za 3 sekundy. Żółte ma być na tyle długie, żeby udało się zahamować z dozwolonej prędkości. Nie ma potrzeby robienia kolejnej fazy przejściowej do fazy przejściowej, jaką jest światło żółte.
Załóżmy hamowanie z opóźnieniem 2 m/s2, co z 60 km/h oznacza hamowanie 8 s, czyli 68 m.
Przykład. Do skrzyżowania jest 80 m i 4 s przed czerwonym. Widzisz zielone (pałkę), jedziesz, sekundę później (63 m) widzisz żółte (kocie oczy, mrugowe) - hamujesz czy jedziesz? Jeśli jedziesz, to wjedziesz na skrzyżowanie 0,8 s po zapaleniu czerwonego (krechy). Jeśli hamujesz, to awaryjnie (-3 m/s2), bo inaczej staniesz na skrzyżowaniu (63 - 68 = -5 m). Szeregowy nazywa to kotwicą. 0,5 s na reakcję plus 5,5 s hamowania, zabiera ci to 54 m, zostaje 9 m (pół długości pojedynczego wagonu, czyli końcówkę hamowania możesz zluzować). Występowanie takiej sytuacji to porażka projektowania sygnalizacji.
Oczywiście możemy wydłużyć żółte do 12 sekund (przy 60 km/h i prawnej normie hamowania 1,4 m/s2). Albo obniżyć prędkość do (v = at) 1,4 m/s2 * 3 s = 15 km/h. Ja optuję za sekundnikami, które dostarczyłyby pełniejszej informacji i pozwoliłyby motorniczemu na podjęcie decyzji na żywo, także jeśli ma inną prędkość niż projektowa (np. jest ślisko).