Post
autor: zap » 29 lis 2007, 11:01
Witam po dłuższej przerwie. Chciałem zwrócic uwagę na pewne zagadnienie, które jest niesłusznie- uważam- pomijane.
Otóż chodzi o numerację nowych linii. Obecnie w nadawaniu numerów nie ma żadnej logiki, jedynie stara sie dawać numer jak najniższy. Moim zdaniem nie to powinno być priorytetem. Znacznie ważniejsze jest przyporządkowanie numerów do konkretnych rejonów miasta, tak by nie było sytuacji, że dany numerek zalicza rejony w różnych częściach miasta. Jest to ważne ze względu na charakter miasta, gdzie znaczny procent stanowi tak zwany element napływowy- ludzie z innych miejscowości przyjeżdżający tu na pewein dłuższy okres pracować i uczyć się, a także ludzie będący tu okresowo dość krótko- na konferencjach, zjazdach, zebraniach zarządów, przelotem w drodze w dalszą podróż- ale dość regularnie, co jakiś czas.
Pomimo iż komunikacja ma przede wszystkim służyć mieszkańcom Warszawy, nie może też zniechęcać przyjezdnych do korzystania z niej czy zachęcać ich do jazdy własnym samochodem. Niestety to się robi, nierzadko nieświadomie. Sytuacja w której co ruszenie zmienia sie trasy lini jest może częściowo usprawiedliwiona ze względu na rozwój miasta (częściowo- gdyż np. nie wolniej rozwijający się od W-wy Budapeszt ma znacznie stabilniejszy układ komunikacyjny, ale zaraz ktoś powie że węgierska stolica ma od kilkudziesięciu lat trzy linie metra, więc ucinam dyskusję) ale niestety fakt bezsensownej numeracji już usprawiedliwiony nie jest.
Przykłady-
nowo utworzona linia 516- aż prosi sie nadać numer 518, który niedawno obowiązywał na Tarchominie, zwłaszcza że pewna marszruta linii jest podobna. A tu, o zgrozo, nadano numer kojarzący się z Bielanami.
kolejny- niedawno zlikwidowana 524- wkrótce jako zapomoga dla E4 będzie zapewnie realizować sie na Tarchominie, zamiast zostawić ten numer na ewentualne przeobrażenie 414 z Bródna.
Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy mieszkaniec Warszawy wraca np. po dwuletnim kontrakcie z Niemiec, wsiada na Placu Wilsona do 524 i zamiast na planowane Bródno dociera na Tarchomin. Sytuacja na Zachodzie nie do przyjęcia. Wydaje sie to tym bardziej dziwne, bo przecież konsekwencja w numeracji lini nic nie kosztuje- pardon, kosztuje czyjeś logiczne myślenie.
Jest przecież rezerwa około 70 propozycji (528-599) dla linii przyśpieszonych, około 100 dla zwykłych (odkąd linie zastępcze oznacza się jako Z pozostaje wolny i niewykorzystany zakres dwusetek). Jak sami myślicie, czy bardziej przyjazny jest system numeracji, gdzie linia jest kojarzona z osiedlem lub przynajmniej z częścią trasy, czy taki, gdzie za wszelką cenę nadaje się numer jak najniższy. Myślę, sądząc po reakcjach przybyszów z miast z bardziej stabilną numeracją linii (Kielce, Radom, Kraków) że jednak ten pierwszy.
Zapierdalacz